Eksplozja talentu Jasmine Paolini. "To dla mnie jak sen"

2024-07-06 15:01 aktualizacja: 2024-07-06, 16:37
Jasmine Paolini na Wimbledonie, fot. PAP/EPA/TIM IRELAND
Jasmine Paolini na Wimbledonie, fot. PAP/EPA/TIM IRELAND
Rok temu mająca polskie korzenie Jasmine Paolini była anonimową tenisistką. W piątek została pierwszą Włoszką w erze open, która w trzech pierwszych turniejach Wielkiego Szlema w sezonie dotarła co najmniej do 1/8 finału. "To dla mnie jak sen" - powiedziała po wygranej w 3. rundzie Wimbledonu.

Przed tym sezonem 28-letnia Paolini w Wielkim Szlemie nigdy nie przebrnęła drugiej rundy. W jej karierze nastąpił jednak przełom. W Australian Open dotarła do 1/8 finału, a w lutym wygrała turniej rangi 1000 w Dubaju.

Wiosną we French Open zatrzymała się dopiero w finale, w którym przegrała z Igą Świątek. W Paryżu niewysoka i zawsze uśmiechnięta Włoszka dużo mówiła o tym, jak długo nie umiała nawet marzyć o wielkich wynikach.

"Wiara w siebie nie przyszła z dnia na dzień. To był proces. W drugiej połowie ubiegłego roku zaczęłam dostrzegać zmianę. Mecz po meczu stawałam się coraz bardziej przekonana, że mogę grać na wysokim poziomie. Nie wiem, czemu tak długo to trwało. W każdy wykonany krok musiałam uwierzyć. Teraz uważam, że np. awans do najlepszej setki mogłam zrobić szybciej. Kiedy byłam młoda po prostu nie wierzyłam, że mogę osiągać wyniki, których teraz doświadczam" - zdradziła wówczas.

Do Wimbledonu przystąpiła jako siódma zawodniczka w światowym rankingu, co jest jej najwyższą lokatą w karierze. Po odpadnięciu Chinki Qinwen Zheng w pierwszej rundzie, "wirtualnie" jest już szósta.

W Londynie nie straciła jeszcze seta. W piątek wygrała z mistrzynią US Open 2019 Kanadyjką Biancą Andreescu 7:6 (7-4), 6:1. Konferencję prasową zaplanowano w salce konferencyjnej na ok. 20 miejsc, ale zainteresowanie mediów Paolini było tak duże, że przeniesiono ją do głównej.

"Ludzie, przecież to było do przewidzenia. Ona jest już szósta na świecie" - dziwił się pierwotnej decyzji organizatorów jeden z włoskich dziennikarzy, kiedy nakazano przenieść się do "Media Theatre".

W historii włoskiego tenisa nie brakowało wielkich zawodniczek, mistrzyń wielkoszlemowych. W finale US Open 2015 zmierzyły się dwie reprezentantki tego kraju - Flavia Pennetta wygrała z Robertą Vinci. W erze open (od 1968 roku) żadnej z nich w sezonie nie udało się jednak prezentować tak równego poziomu, jak obecnie Paolini.

"To dla mnie dziwne (bycie pierwszą Włoszką w co najmniej 1/8 finału w trzech pierwszych Wielkich Szlemach sezonu - PAP). Kiedy oglądałam te dziewczyny, wydawało mi się, że jestem daleko za nimi. Oczywiście cieszę się z tego osiągnięcia, jestem z niego dumna, ale brzmi to dla mnie trochę dziwnie" - przyznała.

Natomiast zapytana przez PAP, o czym teraz marzy, powiedziała:

"To, że zagrałam tu dwa mecze z rzędu na korcie numer 1 już jest dla mnie jak sen. Nigdy nie przypuszczałam, że to się wydarzy. W dodatku oba mecze wygrałam, to niewiarygodne. Jestem za to bardzo wdzięczna i staram się myśleć tylko o kolejnym meczu. Wiem, że będzie ciężki".

W niedzielę w 1/8 finału Paolini zmierzy się z rozstawioną z numerem 12. Amerykanką Madison Keys.

 

Z Londynu - Wojciech Kruk-Pielesiak (PAP)

sma/