Przed tym sezonem 28-letnia Paolini w Wielkim Szlemie nigdy nie przebrnęła drugiej rundy. W jej karierze nastąpił jednak przełom. W Australian Open dotarła do 1/8 finału, a w lutym wygrała turniej rangi 1000 w Dubaju.
Wiosną we French Open zatrzymała się dopiero w finale, w którym przegrała z Igą Świątek. W Paryżu niewysoka i zawsze uśmiechnięta Włoszka dużo mówiła o tym, jak długo nie umiała nawet marzyć o wielkich wynikach.
"Wiara w siebie nie przyszła z dnia na dzień. To był proces. W drugiej połowie ubiegłego roku zaczęłam dostrzegać zmianę. Mecz po meczu stawałam się coraz bardziej przekonana, że mogę grać na wysokim poziomie. Nie wiem, czemu tak długo to trwało. W każdy wykonany krok musiałam uwierzyć. Teraz uważam, że np. awans do najlepszej setki mogłam zrobić szybciej. Kiedy byłam młoda po prostu nie wierzyłam, że mogę osiągać wyniki, których teraz doświadczam" - zdradziła wówczas.
Do Wimbledonu przystąpiła jako siódma zawodniczka w światowym rankingu, co jest jej najwyższą lokatą w karierze. Po odpadnięciu Chinki Qinwen Zheng w pierwszej rundzie, "wirtualnie" jest już szósta.
W Londynie nie straciła jeszcze seta. W piątek wygrała z mistrzynią US Open 2019 Kanadyjką Biancą Andreescu 7:6 (7-4), 6:1. Konferencję prasową zaplanowano w salce konferencyjnej na ok. 20 miejsc, ale zainteresowanie mediów Paolini było tak duże, że przeniesiono ją do głównej.
"Ludzie, przecież to było do przewidzenia. Ona jest już szósta na świecie" - dziwił się pierwotnej decyzji organizatorów jeden z włoskich dziennikarzy, kiedy nakazano przenieść się do "Media Theatre".
W historii włoskiego tenisa nie brakowało wielkich zawodniczek, mistrzyń wielkoszlemowych. W finale US Open 2015 zmierzyły się dwie reprezentantki tego kraju - Flavia Pennetta wygrała z Robertą Vinci. W erze open (od 1968 roku) żadnej z nich w sezonie nie udało się jednak prezentować tak równego poziomu, jak obecnie Paolini.
"To dla mnie dziwne (bycie pierwszą Włoszką w co najmniej 1/8 finału w trzech pierwszych Wielkich Szlemach sezonu - PAP). Kiedy oglądałam te dziewczyny, wydawało mi się, że jestem daleko za nimi. Oczywiście cieszę się z tego osiągnięcia, jestem z niego dumna, ale brzmi to dla mnie trochę dziwnie" - przyznała.
Natomiast zapytana przez PAP, o czym teraz marzy, powiedziała:
"To, że zagrałam tu dwa mecze z rzędu na korcie numer 1 już jest dla mnie jak sen. Nigdy nie przypuszczałam, że to się wydarzy. W dodatku oba mecze wygrałam, to niewiarygodne. Jestem za to bardzo wdzięczna i staram się myśleć tylko o kolejnym meczu. Wiem, że będzie ciężki".
W niedzielę w 1/8 finału Paolini zmierzy się z rozstawioną z numerem 12. Amerykanką Madison Keys.
Z Londynu - Wojciech Kruk-Pielesiak (PAP)
sma/