Ewolucja Igi Świątek. Polska tenisistka podbija korty Rolanda Garrosa

2024-06-07 10:11 aktualizacja: 2024-06-08, 08:51
Iga Świątek. Fot. PAP/EPA/TERESA SUAREZ
Iga Świątek. Fot. PAP/EPA/TERESA SUAREZ
W sobotę Iga Świątek zagra o trzeci z rzędu triumf w wielkoszlemowym French Open. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że historia w Paryżu po prostu się powtarza. Każdy z tych turniejów miał jednak swoją specyfikę. Nie brakuje też subtelnych różnic w postawie polskiej tenisistki.

Trzeci rok z rzędu Świątek gra w stolicy Francji jako liderka światowego rankingu. W 2022 roku w momencie rozpoczęcia zmagań na kortach im. Rolanda Garrosa była nią nieco ponad miesiąc i budziła olbrzymie zainteresowanie. Media z całego świata próbowały się o niej dowiedzieć wszystkiego i każda jej konferencja prasowa przyciągała tłumy.

French Open było jej pierwszym poważnym sprawdzianem od objęcia prowadzenia na liście WTA i zastanawiano się, czy udźwignie presję. W dodatku do Paryża przyjechała z serią 28 wygranych meczów. Presja jej nie przygniotła, serię wydłużyła do 35 spotkań i sięgnęła po tytuł.

W 2023 świat był już przyzwyczajony do obecności na szczycie introwertycznej Polki. Pierwsza część tamtego sezonu nie była jednak idealna. W poprzedzającym French Open turnieju w Rzymie skreczowała z powodu kontuzji, a wcześniej w finale w Madrycie przegrała z Aryną Sabalenką. W Paryżu zmierzyła się z presją obrończyni tytułu i widmem utraty prowadzenia w rankingu na rzecz Białorusinki. Ponownie jednak ze wszystkim sobie poradziła.

"Ubiegłoroczna edycja była dla mnie bardzo stresująca. Po każdym meczu czułam ulgę. Teraz czuję więcej radości, satysfakcji ze swojej gry" - wspominała niedawno.

W tym roku przed French Open znów wszystko układało się idealnie. Jako trzecia w historii wygrała w jednym sezonie turnieje w Madrycie i Rzymie. W finałach obu pokonała Sabalenkę. Nikt nie miał wątpliwości, że w stolicy Francji będzie zdecydowaną faworytką.

Już po pierwszym meczu prowadząca z nią rozmowę na korcie Marion Bartoli tytułowała ją "Królową mączki", co było oczywistym nawiązaniem do nazywanego "Królem mączki" 14-krotnego zwycięzcy French Open, Hiszpana Rafaela Nadala. Pojawiały się porównania do największych gwiazd w historii, jak Steffi Graf. Świątek zapewniała jednak, że popadnięcie w samozachwyt jej nie grozi.

"Myślę, że nie jestem jedną z tych osób, które mają szanse wpaść w takie coś, bo ja raczej negatywnie się oceniam i raczej nad tym musiałam pracować. Jestem osobą, która myśli o tym, co poprawić, więc raczej nie osiądę na laurach" - podkreśliła.

Patrząc na same wyniki poprawę trudno dostrzec. Świątek już przez 106 tygodni prowadzi w światowym rankingu i co sezon dorzuca kolejne tytuły. To jednak nie kolejne turniejowe zwycięstwa głównie pozwalają jej poczuć, że gra coraz lepiej.

"To, że staję się lepszą tenisistką widzę na przykład po tym, jak czuję się na korcie. Zaczynają mi działać uderzenia, które przez dłuższy czas nie działały albo intuicyjnie potrafię zagrać coś, nad czym kiedyś musiałam się więcej zastanawiać i nie przychodziło naturalnie" - tłumaczyła.

"Jestem teraz w stanie zaserwować z prędkością 185 km/h albo zagrać woleja, a wcześniej, jak dotykałam się czegoś z powietrza, to raczej psułam. Takie rzeczy mi pokazują, że robię postęp, a niekoniecznie punkty czy statystyki" - dodała.

W półfinale z Amerykanką Coco Gauff piłka po serwisie Świątek pędziła nawet 198 km/h, a średnia prędkość pierwszego podania wyniosła 179 km/h. Rok temu w żadnym meczu nie osiągnęła średniej na poziomie 170 km/h.

Niedużo jednak brakowało, by walka o trzeci z rzędu paryski tytuł zakończyłaby się już na drugiej rundzie, w której stoczyła blisko trzygodzinny bój z byłą liderką rankingu Japonką Naomi Osaką. Podopieczna trenera Tomasza Wiktorowskiego przegrywała w trzecim secie już 2:5. Pięć kolejnych gemów padło jednak jej łupem, a w dodatku pierwszy raz w karierze wygrała spotkanie, kiedy musiała bronić piłki meczowej przy serwisie rywalki.

"Nie wierzyłam, że wygram, bo to byłoby naiwne. Nie zmienia to jednak faktu, że starałam się grać coraz lepiej" - przyznała Świątek.

W finale zmierzy się z rozstawioną z numerem 12. Jasmine Paolini. Mającej polskie korzenie 28-letniej Włoszce bukmacherzy praktycznie nie dają szans. Za każdą postawioną na nią złotówkę są skłonni w przypadku wygranej wypłacić aż 10. Lepsze notowania mają nawet polscy piłkarze przed meczem Euro 2024 z wicemistrzami świata Francuzami - za zwycięstwo biało-czerwonych płacą 7,50.

Świątek może w sobotę dołączyć do bardzo wąskiego grona. Trzy kolejne wygrane w erze open na kortach im. Rolanda Garrosa zanotowały jak na razie tylko dwie tenisistki - Monica Seles (1990-92) i Justine Henin (2005-07).

Polka ma też w dorobku zwycięstwa we French Open 2020 i US Open 2022, co oznacza, że kolejny triumf byłby jej piątym wielkoszlemowym. Dokładnie tyle w trakcie swoich udanych i bogatych karier uzbierały Szwajcarka Martina Hingis oraz Rosjanka Maria Szarapowa. Świątek ma dopiero 23 lata.

Z Paryża - Wojciech Kruk-Pielesiak (PAP)

kgr/