Fornal po meczu z USA: pokazaliśmy charakter drużyny, mimo przeciwności losu, kontuzji, upadków

2024-08-08 12:43 aktualizacja: 2024-08-08, 12:44
 Od lewej: Aaron Russell z USA, Grzegorz Łomacz, Norbert Huber i Tomasz Fornal z reprezentacji Polski, podczas meczu półfinałowego turnieju siatkarzy, fot. PAP/Adam Warżawa
Od lewej: Aaron Russell z USA, Grzegorz Łomacz, Norbert Huber i Tomasz Fornal z reprezentacji Polski, podczas meczu półfinałowego turnieju siatkarzy, fot. PAP/Adam Warżawa
Polscy siatkarze pokonali Amerykanów 3:2 w półfinale igrzysk olimpijskich w Paryżu, mimo że przegrywali już 1:2 i nie grali najlepiej. „Wierzyłem do końca, mimo przeciwności losu, kontuzji, upadków i wszystkiego, czego doświadczyliśmy. Pokazaliśmy charakter drużyny” – powiedział Tomasz Fornal.

Fornal był jednym z bohaterów końcówki spotkania, gdy w czwartym secie wziął na siebie ciężar gry, dodatkowo popisując się dosadną mową motywacyjną do kolegów w przerwie. Zapytany w strefie wywiadów o to, jak wytrzymał tak nerwowy mecz, przyznał, że bez problemu.

„Ja się nie denerwowałem” – uśmiechnął się przyjmujący.

„Ja po prostu wychodzę na boisko i chcę się cieszyć grą, bawić się, żyć z publicznością i swoją drużyną” – dodał.

Podkreślił również, że ani przez moment nie zwątpił w zwycięstwo zespołu.

„Wierzyłem do końca, mimo przeciwności losu, kontuzji, upadków i tego wszystkiego, czego doświadczyliśmy. Pokazaliśmy charakter drużyny” – zaznaczył 27-letni siatkarz z Krakowa.

Biało-czerwoni mają pewnego rodzaju zdrowotnego pecha w turnieju w Paryżu. Już w pierwszym meczu grupowym kontuzji doznał właśnie Fornal, nie była ona jednak zbyt poważna i przyjmujący wrócił do formy na fazę pucharową. W jednej z ostatnich akcji ćwierćfinału urazu wykluczającego go z gry do końca imprezy doznał Mateusz Bieniek, a w półfinale Marcin Janusz. Bark wybił natomiast Paweł Zatorski, chociaż zacisnął zęby i grał dalej.

„Mam nadzieję, że nic już się nie stanie środkowym, bo ja na środku raczej nie gram, chociaż mogę spróbować” – zauważył przyjmujący.

Na nerwowość z powodu kolejnych kontuzji zwrócił uwagę drugi z przyjmujących w zespole biało-czerwonych Aleksander Śliwka.

„Mecz był strasznie nerwowy, kiedy w trzecim secie Paweł upadł z małym urazem, w czwartym Marcin Janusz już na początku miał problemy zdrowotne, a w poprzednim spotkaniu wypadł Mateusz Bieniek. To był taki moment, kiedy można było rzeczywiście pomyśleć, że to nie układa się po naszej myśli, ale po tym poznaje się wielkie drużyny, że potrafią wstać, wykonują kilka zmian i jak złapią swój rytm, to są nie do zatrzymania” – przyznał Śliwka.

„Amerykanie w momencie, kiedy my byliśmy przez chwilę w dole, grali swobodnie, złapali niesamowitą pewność siebie. Mieli akcje, których normalnie w stresowych końcówkach nie grają. Wiedzieliśmy, że jeśli ich przyciśniemy, to będziemy w stanie ich złamać. Mieliśmy swój moment, Grzesiek, dla którego wielkie brawa, odwrócił trochę dystrybucję, zmienił ją, wszyscy zaczęli grać na niesamowitym poziomie. Amerykanie czuli nasz oddech z tyłu i udało się ich złamać” – dodał, komplementując Grzegorza Łomacza, który w trudnym momencie zastąpił kontuzjowanego Janusza.

Piłkę na wagę awansu do finału skończył Wilfredo Leon, chociaż w dwóch wcześniejszych akcjach popełnił błędy. Biało-czerwoni przed tymi atakami prowadzili 14:10, natomiast później ich przewaga zmniejszyła się do zaledwie 14:13 i zrobiło się nerwowo. Polacy pozostali jednak pewni siebie.

„Wiedzieliśmy, że mamy zawodników, którzy są w stanie takie piłki kończyć. Wilfredo, mimo że dwóch poprzednich akcji nie skończył, był pewny siebie. To jest człowiek, który takie sytuacje rozwiązywał nie raz i myślę, że Grzesiu posyłając piłkę był pewny, że Leon w najważniejszym momencie ją skończy” – ocenił.

Rywalem Polaków w walce o złoto będą gospodarze Francuzi, mistrzowie olimpijscy z Tokio.

„Kolejna bitwa przed nami. Naszym celem przed tym turniejem była gra w meczu finałowym. Zagramy w nim i zrobimy wszystko, aby go wygrać, bo wychodząc na boisko nie można myśleć o tym, że już mamy medal na szyi” – zakończył Śliwka.

 

Z Paryża – Monika Sapela (PAP)

sma/