Gazeta poinformowała, że w dwóch wysoko postawionych źródłach w Ministerstwie Spraw Zagranicznych potwierdziło, że przebieg wydarzeń poprzedzających list Theodorosa Rousopoulosa (z konserwatywnej Nowej Demokracji), Przewodniczącego Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy był następujący: 15 lipca ABW weszła do mieszkania Marcina Romanowskiego. Poseł Suwerennej Polski i b. wiceminister sprawiedliwości został zatrzymany i przewieziony do Prokuratury Krajowej. Tam postawiono mu 11 zarzutów o nadużycia w Funduszu Sprawiedliwości (112 mln zł rozdysponowanych do podmiotów związanych ze Zjednoczoną Prawicą) oraz działania w zorganizowanej grupie przestępczej.
"Adwokat posła, mec. Bartosz Lewandowski, wychodząc po zatrzymaniu do dziennikarzy, tajemniczo zapowiedział, że pojawiła się ważna okoliczność, która może wszystko zmienić. Nie chciał ujawnić co to za as w rękawie" - zauważył dziennik.
Przypomniano, że we wtorek prokuratura zapowiedziała, że wystąpi o areszt dla Romanowskiego. Rozprawa miała odbyć się w środę rano.
"Jednak nieoczekiwanie Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa wyznaczył ją na wtorek o godz. 23.30. Wcześniej, tuż po godz. 13, Arkadiusz Mularczyk - poseł PiS i tak jak Romanowski delegat do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy - napisał na portalu X: "Sekretarz Generalna ZPRE poinformowała mnie, że Rada Europy wystąpi do Marszałka Sejmu ws. sprzecznego z prawem zatrzymania bez zgody tej instytucji. Bez jej zgody zatrzymanie posła - członka ZPRE nie jest możliwe". Zaraz potem upubliczniono list przewodniczącego Rousopoulosa, że tzw. drugi immunitet chroni Romanowskiego przed zatrzymaniem i aresztem" - relacjonuje "Gazeta Wyborcza".
Dodała, że chwilę przed północą sąd uwolnił posła. A na Prokuraturę Krajową posypały się gromy, że nie dopilnowała tak ważnej procedury.
"Błąd prokuratury jest bezsporny. Wystarczyło powiadomić o sprawie Radę Europy i uprzedzić, że delegat ma uchylony immunitet poselski i będzie wniosek o areszt. We wszystkich dotychczasowych przypadkach nie było zastrzeżeń do stosowania odpowiedzialności karnej dla delegatów za przestępstwa popełnione w kraju" – powiedział "Wyborczej" poseł, który wiele lat zasiadał w Zgromadzeniu.
Zdaniem dziennika o zaniedbaniu polskie władze (MSZ, MS) powinny być zaalarmowane przez działające przy Zgromadzeniu Parlamentarnym RE przedstawicielstwo naszego kraju. Tak się nie stało, choć przedstawicielstwo ma status ambasady. Na jego czele stoi Jerzy Baurski, który w tych dniach był poza placówką. Jego zastępczynią jest radca Magdalena Marcinkowska.
"Według ustaleń resortu spraw zagranicznych, po zatrzymaniu Romanowskiego urzędniczka powiadomiła za to Sekretariat Generalny Zgromadzenia. 16-go lipca w trybie pilnym spotkali się Sekretarz Generalna, stały doradca prawny oraz przewodniczący Rousopoulos. Ten ostatni był obecny online. Błyskawicznie sporządzono list chroniący Romanowskiego, a potem wysłano go do Marszałka Sejmu, Szymona Hołowni. Ten przekazał dokument prokuraturze, która musiała o liście powiadomić sąd" - czytamy.
Gazeta napisała, że jej informatorzy z MSZ wskazują, że Magdalena Marcinkowska nie jest w tej układance przypadkową osobą. W Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego była bliską współpracowniczką min. Piotra Glińskiego, po odejściu z MKiDN dostała stanowisko w strukturach UNESCO, w końcu trafiła na placówkę do Strasburga. W najbliższych dniach kończy swoją misję - zauważył dziennik. (PAP)
ał/