Historyk: Tadeusz Kościuszko wzywał do walki wszystkie stany Rzeczypospolitej 

2024-03-24 10:30 aktualizacja: 2024-03-24, 13:16
Bąk: Prusy i Rosja chciały przedstawić insurekcję jako drugą rewolucję francuską, aby zmobilizować swoich poddanych i całą Europę do walki z Rzeczpospolitą. Fot. TVP VOD
Bąk: Prusy i Rosja chciały przedstawić insurekcję jako drugą rewolucję francuską, aby zmobilizować swoich poddanych i całą Europę do walki z Rzeczpospolitą. Fot. TVP VOD
Tadeusz Kościuszko uważał, że do podjęcia skutecznej walki o niepodległość konieczne jest zjednoczenie wszystkich stanów społecznych – od szlachty po chłopów. To sprawiało, że wśród konserwatystów był uważany za radykała, a wśród radykałów za konserwatystę – powiedział w wywiadzie dla PAP historyk Michał Bąk z Muzeum Historii Polski.

PAP: Władysław Konopczyński w „Dziejach Polski nowożytnej” określał Rzeczpospolitą po II rozbiorze jako byt całkowicie niezdolny do życia. Czy Polska i Litwa po sejmie grodzieńskim posiadała jeszcze cechy formalnie suwerennego państwa?

Michał Bąk: Rzeczpospolita po II rozbiorze znajdowała się w wyjątkowo dramatycznej sytuacji. Ówcześni zdawali sobie sprawę, że kadłubek państwa pozostawiony przez Rosję i Prusy pod formalnym zarządem Polski raczej nie przetrwa zbyt długo. Po przegranej wojnie w obronie Konstytucji 3 maja doszło do rozbioru, ale nawet ta część, która pozostała pod formalnym panowaniem króla Stanisława Augusta Poniatowskiego znalazła się pod wojskową okupacją Rosji. Wojsko polskie miało zostać zredukowane do liczby całkowicie niezdolnej do zagrożenia dominacji sąsiadów. Nawet nowa granica z Rosją była postrzegana jako tymczasowa. Nie opierała się na naturalnych przeszkodach, lecz wyznaczały ją proste linie wykreślone na mapie, tak jak w przypadku dwudziestowiecznych państw postkolonialnych.

Co gorsza, Rzeczpospolita w nowych granicach została pozbawiona zagarniętej przez Prusaków Wielkopolski, stanowiącej centrum gospodarcze ówczesnych ziem Polski. Trudno więc nazwać byt pozostawiony przez zaborców niezależnym państwem. Można raczej uznać, że celem dalszego istnienia Rzeczypospolitej z punktu widzenia zaborców, było tworzenie tymczasowego obszaru buforowego między Prusami i Rosją.

PAP: Wydaje się, że nawet targowiczanie oraz król, który w nadziei na uratowanie państwa przystąpił do konfederacji, byli zszokowani wydarzeniami roku 1793. Nie spodziewali się zaboru, szczególnie przeprowadzonego przez dwa państwa.

M.B.: Pamiętajmy, że ten szok był szczególny ze względu na pamięć o sojuszu łączącym Polskę i Prusy w dobie Sejmu Wielkiego. W czasie wojny w obronie Konstytucji 3 maja król liczył na pomoc militarną Berlina. Tymczasem Prusy wbiły nóż w plecy Rzeczpospolitej i sprzymierzyły się z Petersburgiem. Jeszcze bardziej negatywnie postrzegano Rosjan, których traktowano jako główną siłę zaborczą, dążącą do eliminacji polskiej państwowości i wprowadzającą brutalną okupację wojskową.

Nawet niektórzy przywódcy targowiczan zdali sobie sprawę, że wzięli udział w czymś strasznym. Rzewuski, Branicki i Potocki zrezygnowali z pełnionych funkcji państwowych i zbiegli. Stwierdzili, że nie chcą być już obywatelami Rzeczypospolitej. Byli także zdrajcy zacietrzewieni w swoich działaniach, głównie Kossakowscy na Litwie, którym nie przeszkadzała łatka zdrajców i dążyli do wyrwania z rozpadającej się Rzeczypospolitej jak najwięcej dla siebie. Nie mieli jakichkolwiek zasad moralnych i przyzwoitości. Nie może więc dziwić, że nastrój niższych warstw społeczeństwa wobec Targowiczan, którzy pozostali przy władzy był bardzo negatywny. Króla obwiniano o kapitulację wojska broniącego Konstytucji 3 maja. Rezultatem tych nastrojów były samosądy na zdrajcach w czasie Insurekcji.

Żołnierze i oficerowie byli przekonani, że wojna 1792 roku nie została przegrana na polach bitew. Uważano, że król zdradził kapitulacją i dołączeniem do Targowicy. Reżim stworzony przez Rosjan i Targowiczan dążył do niemal całkowitego rozwiązania wojska, które w powszechnym przekonaniu służących w jego szeregach nie zostało pokonane przez wojska zaborców w 1792 roku. Wielu z nich wierzyło, że dopóki istnieje wojsko polskie, dopóty jest szansa na dalszą walkę o niepodległość.

PAP: Jeszcze przez II rozbiorem, szczególnie w czasie Sejmu Wielkiego, pojawiało się hasło aby powstrzymać się od głębokich reform, „przeczekać Katarzynę”, którą uznawano za kluczowe zagrożenie dla przyszłości Rzeczypospolitej. Niektórzy politycy uważali, że należy poczekać na przejęcie tronu Rosji przez innego władcę. Czy w 1793 roku pojawiały się podobne głosy?

M.B.: Sam Kościuszko był jednym z czołowych przedstawicieli stronnictwa, które opowiadało się za opóźnieniem wybuchu powstania. Chodziło nie tyle o przeczekanie Katarzyny II, bo nikt nie mógł wiedzieć jak długo potrwa jej panowanie i jakie poglądy będzie miał jej następca, ale raczej o jak najlepsze przygotowanie się do walki powstańczej. Istniały dwa ośrodki konspiracyjne. Emigracyjny działał pod przywództwem Kościuszki, Hugona Kołłątaja oraz Ignacego Potockiego i miał nadzieję nie tylko na wzmocnienie budowanych w kraju sprzysiężeń, ale również na lepszą koniunkturę międzynarodową. Liczono na zwycięstwo Francji nad Prusami i Austrią oraz na wybuch wojny turecko-rosyjskiej lub szwedzko-rosyjskiej. Wszystkie te czynniki miały osłabić siły zaborców i ułatwić powstanie.

Krajowy ośrodek konspiracji koncentrował się w Warszawie i na Litwie. Jego uczestnicy dążyli do szybkiego wybuchu zrywu. O ich postawie decydowało między innymi zagrożenie dekonspiracją przez siły rosyjskie. Tak stało się w przypadku konspiracji warszawskiej, częściowo rozbitej w marcu 1794 roku. Ośrodek krajowy obawiał się także redukcji wojska, podczas gdy Kościuszko uważał, że nie ma to większego znaczenia, bo nawet w przypadku rozwiązania wojska regularnego, będzie można szybko z powrotem powołać jego żołnierzy i oficerów do walki. Nie wiemy więc, czy wybuch powstania pod koniec marca 1794 roku nastąpił przypadkowo, sprowokowany marszem oddziałów generała Antoniego Madalińskiego, które odmówiły rozbrojenia.

PAP: Czy można wskazać moment, w którym w szeregach konspiratorów zapadła decyzja o tym, że to Kościuszko stanie na czele planowanego zrywu?

M.B.: Kościuszko przed Sejmem Wielkim był postacią szerzej nieznaną. W czasie odbudowy armii udało mu się wreszcie wstąpić w szeregi wojska. Dopiero wówczas mówiło się o jego zasługach w wojnie o niepodległość Stanów Zjednoczonych Ameryki. Tym, co wyniosło go do sławy była wojna w obronie Konstytucji 3 maja. Został uznany za kompetentnego dowódcę, między innymi w postrzeganej jako zwycięską bitwą pod Dubienką, ale szczególnej sławy przysporzyła mu jego reakcja na pisma targowiczan wzywające żołnierzy Rzeczypospolitej do dezercji. Listy Kościuszki skierowane były głównie przeciwko Stanisławowi Szczęsnemu Potockiemu.

W początkowym okresie przygotowań do powstania na jego przywódcę typowano księcia Józefa Poniatowskiego, który w ramach protestu po wojnie o Konstytucję 3 maja, tak jak Kościuszko, złożył dymisję z wojska. Można więc powiedzieć, że zachował się jak trzeba, ale jego problemem było nazwisko, które nosił, kojarzone z królem uznawanym za zdrajcę. Za Kościuszką przemawiały także jego doświadczenia amerykańskie. Przywódcy konspiracji wyobrażali sobie walkę o niepodległość na wzór rewolucji amerykańskich kolonii.

PAP: Rosjanie i Prusacy tworzyli wokół Kościuszki legendę radykała na wzór jakobinów rządzących we Francji. Czy ta propaganda miała jakikolwiek związek z rzeczywistymi poglądami Kościuszki?

M.B.: Prusy i Rosja chciały przedstawić insurekcję jako drugą rewolucję francuską, aby zmobilizować swoich poddanych i całą Europę do walki z Rzeczpospolitą. Poglądy Kościuszki można uznać za koniunkturalne. Jego osobiste poglądy rzeczywiście były radykalne, ale racjonalnie zakładał, że radykalizm francuski nie może zakorzenić się w Rzeczypospolitej. Uważał, że do podjęcia skutecznej walki o niepodległość konieczne jest zjednoczenie wszystkich stanów społecznych – od szlachty po chłopów. To sprawiało, że wśród konserwatystów był uważany za radykała, a wśród radykałów za konserwatystę. Trudno więc mówić o spójnej ideologii, którą miałby reprezentować Kościuszko.

PAP: Czy w ramach historii alternatywnej możemy więc spróbować opisać jak wyglądałaby Polska po zwycięstwie insurekcji?

M.B.: Na sztandarach insurekcji padały bardzo różne hasła, o różnym poziomie radykalizmu. Walczący w jej szeregach „konserwatyści” zakładali przede wszystkim powrót do porządku określonego w Konstytucji 3 maja. Kwestia zachowania monarchii i jej charakteru była odkładana na przyszłość, do debaty narodowej po zakończeniu walki z zaborcami. Można sobie wyobrazić, że w Rzeczypospolitej odrodzonej dzięki zwycięstwu Kościuszki doszłoby do głębokich podziałów. Trudno powiedzieć czy radykałowie i konserwatyści nie pogrążyliby kraju w wojnie domowej nie mogąc porozumieć się co do kształtu ustroju politycznego i społecznego. Osią takiego konfliktu mogłyby być między innymi zagadnienia dotyczące pozycji chłopów w niepodległej Polsce.

Odrębnym pytaniem jest sprawa oceny szans Insurekcji Kościuszkowskiej. To również gdybanie, ale bez wątpienia było to najlepiej przygotowane powstanie w naszej historii. Posiadaliśmy doskonały wywiad, wiedzieliśmy jakimi siłami dysponują Rosjanie i Prusacy. Również początek powstania udał się konspiratorom. Trzy tygodnie po ogłoszeniu aktu powstania udało się wyzwolić Warszawę. Podobnie potoczyły się losy powstania na Litwie, gdzie udało się rozproszyć większość sił rosyjskich. Zabrakło szybkości działania. Nie udało się wyzwolić na tyle dużej części kraju i zmobilizować do walki jego mieszkańców, aby obronić się przed spodziewanym kontratakiem Rosjan. Początkowe sukcesy nie były więc totalne i pogrzebały insurekcję po kilku miesiącach. Nie można przesądzić, czy powodzenie planu konspiratorów doprowadziłoby do zwycięstwa, ale bez wątpienia przeciągnęłoby walkę do roku 1795. Mieliśmy też pecha, bo Rosjanami dowodził doświadczony i bezlitosny Aleksander Suworow.

Rozmawiał: Michał Szukała (PAP)

gn/