Prezydent Iranu Ebrahim Raisi i dowódca Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej generał Hosejn Salami starali się powiązać zamach z Izraelem i USA i sugerowali, że ma on związek z wojną pomiędzy Izraelem a palestyńskim Hamasem, nie przedstawiając na to żadnych dowodów. Tłum zgromadzony przed trumnami owiniętymi flagami krzyczał w odpowiedzi: "Śmierć Ameryce!" i "Śmierć Izraelowi!" - relacjonuje AP.
"Wróg zawsze widzi potęgę naszej Islamskiej Republiki. Cały świat uznaje tę potęgę (...)" - powiedział Raisi, nie nazywając żadnego kraju. "Bądźcie pewni, że inicjatywa jest w rękach naszych potężnych sił. Miejsce i czas zostaną określone przez nasze siły" - dodał.
Irańska telewizja państwowa również starała się powiązać Amerykę z atakiem. W pewnym momencie ponownie wyemitowała komentarze ówczesnego kandydata na prezydenta Donalda Trumpa z 2016 roku, który niesłusznie oskarżył ówczesnego prezydenta Baracka Obamę o bycie "założycielem" ekstremistycznej grupy, znanej obecnie jako państwo Islamskie (IS). Krytycy Obamy uważają, że decyzja o wycofaniu wojsk z Iraku w 2011 roku umożliwiła rozwój tej organizacji terrorystycznej, niegdyś powiązanej z Al-Kaidą.
Hosejn Salami również starał się do tego nawiązać. "Mogą działać tylko jako agenci i najemnicy polityki amerykańskiej i syjonizmu" - powiedział Salami, odnosząć się do IS. "Ale ostrzegamy ich: ... gdziekolwiek jesteście, znajdziemy was. Nie można uniknąć kary boskiej poprzez ukrywanie się. Jeśli nawet będziecie żyć 1000 lat, znajdziemy was" - dodał.
W środę na cmentarzu w irańskim mieście Kerman doszło do zamachu terrorystycznego, w którym, wg najnowszych danych, śmierć poniosło 89 osób. Atak został przeprowadzony podczas uroczystości upamiętniających czwartą rocznicę śmierci generała Kasema Sulejmaniego, dowódcy elitarnej jednostki Al-Kuds, zabitego przez Amerykanów 3 stycznia 2020 r. W czwartek do ataku przyznało się IS. Zanim to nastąpiło, trwały spekulacje, kto mógł stać za zamachem. Wskazywano wewnętrzną opozycję w Iranie, emigrantów politycznych czy Izrael, a nawet Rosję, która - w opinii niektórych ekspertów - jest jedynym państwowym graczem, który korzysta na rosnącym chaosie w regionie Bliskiego Wschodu. (PAP)
sma/