Pociski wspieranej przez Iran grupy są wystrzeliwane na ponad 5 km w głąb Izraela, w tym tygodniu odnotowano też ataki na przygraniczne kibuce, z których nie ewakuowano mieszkańców; wcześniej Hezbollah nie atakował takich osad - zaznacza Ynet.
"Hezbollah podejmuje skalkulowane ryzyko, zakładając, że zwiększenie zasięgu ataków nie doprowadzi do ostrzejszej odpowiedzi Izraela i wojny" - skomentował Tal Beeri z think tanku Alma, który monitoruje sytuację na północnej granicy Izraela. Ostrzegł jednak, że jeżeli rakiety Hezbollahu spowodują znaczne szkody, izraelski odwet może być bardziej intensywny.
W związku z regularnymi ostrzałami między Hezbollahem i Izraelem prowadzonymi od wybuchu wojny w Strefie Gazy z północy Izraela ewakuowano ponad 60 tys. zagrożonych cywilów, z południa Libanu - blisko 100 tys. W Libanie zginęło ponad 500 osób, w większości bojowników Hezbollahu, w Izraelu - 34.
Przywódca Hezbollahu Hasan Nasrallah groził kilka dni temu po izraelskich nalotach, których ofiarami padli cywile, w tym dzieci, że rozszerzy ostrzały na nowe, nieatakowane wcześniej cele.
Izrael podkreśla, że jego celem są bojownicy Hezbollahu, nie cywile. Rosnące napięcie na północnej granicy Izraela budzi obawy przed wybuchem pełnowymiarowej wojny. Hezbollah deklaruje, że zaprzestanie ataków, jeżeli Izrael zgodzi się na zawieszenie broni w trwającej od ponad dziewięciu miesięcy wojny przeciwko Hamasowi w Strefie Gazy.
Z Jerozolimy Jerzy Adamiak (PAP)
gn/