Jan Grabiec pytany, ilu ministrów może trafić do PE: to nie będzie masowe zjawisko

2024-04-09 21:36 aktualizacja: 2024-04-10, 09:33
Jan Grabiec. Fot. PAP/Paweł Supernak
Jan Grabiec. Fot. PAP/Paweł Supernak
Szef KPRM Jan Grabiec powiedział w TVN24, że jeśli chodzi o liczbę ministrów, którzy mogą po czerwcowych wyborach trafić do Parlamentu Europejskiego, to nie będzie "masowe zjawisko". Jak podkreślił, to może być "bardziej dwóch niż pięciu" ministrów.

Grabiec poinformował ponadto, że "za chwilę" liderzy KO, Trzeciej Drogi i Lewicy będą decydować o tym, jaka będzie formuła startu ich formacji do eurowyborów.

Szef KPRM pytany o rekonstrukcję rządu i o tym, ilu ministrów może "wylądować" w PE, odparł, że "to nie będzie masowe zjawisko". "Bliżej dwóch, niż pięciu (ministrów może trafić do PE). Natomiast poza tym jest jeszcze czynnik bardzo ważny, to jest kwestia wywiązywania się ze swoich zobowiązań przez poszczególnych ministrów. Premier zapowiedział przyśpieszenie, w wielu resortach, to przyśpieszenie następuje i jeśli nie będziemy skuteczni, szef rządu ma prawo nas ocenić" - zaznaczył minister.

Na pytanie, czy w erowyborach KO, Trzecia Droga i Lewica pójdą osobno, podkreślił: "Za chwilę, za kilka minut będą decydować o tym liderzy, wspólnie rozważając różne opcje".

"Grać trzeba takimi kartami, jakie mamy. Jeśli nie możemy mieć tego, co wydawałoby się idealne, czyli wspólnej, skonsolidowanej drużyny, która razem idzie do wyborów europejskich (...) Dziś wydaje się, że szans na jedną listę nie ma, więc pozostaje kwestia sojuszy. Bez względu na to, jakie będą decyzje liderów, będziemy walczyli o zwycięstwo z całą pewnością. Tylko, tak się składa, Koalicja Obywatelska może o to zwycięstwo nad PiS-em walczyć – ocenił Grabiec.

Pytany, czy raczej słabe wyniki Lewicy w wyborach samorządowych sprawiają, że to formacja zasługuje na mniejszy udział w rządzie niż do tej pory ocenił, że wyniki Lewicy i pozostałych ugrupowań "są podobne, jak 15 października".

"Więc tutaj nie ma przesłanek do tego, żeby kwestionować pozycję jakiejkolwiek partii. Zresztą tak się umówiliśmy na początku, że niezależnie od wyników, które się przytrafią w różnych wyborach, umawiamy się na cztery lata, więc tutaj nie ma przesłanek do tego, żeby zmieniać jakoś układ sił" - zaznaczył minister.

Grabiec został też zapytany, co jego zdaniem "zwiastuje" obecność b. szefa TVP Jacka Kurskiego "tuż za plecami" prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego na wieczorze wyborczym tej partii.

"W PiS trwają przetasowania. Widać wyraźnie, że PiS jest podzielony jeśli chodzi o pomysł na to, kto ma być liderem czy właśnie lokomotywą tego ugrupowania, bo pozycja Jarosława Kaczyńskiego jest niezagrożona. Ale wszyscy widzą, że w coraz mniejszym stopniu on jest w stanie się angażować we wszystkie problemy polityczne, które dotyczą dużej partii politycznej" – odpowiedział szef KPRM.

"Myślę, że stara się pokazać, że ma wyższą pozycję, niż ma faktycznie ma w PiS-ie, zawsze Jacek Kurski był doskonałym specem od autopromocji" - dodał Grabiec.

Pytany, dlaczego jego zdaniem KO zajęła drugie miejsce w wyborach do sejmików ocenił: "Najprościej jest powiedzieć, że nie zmobilizowaliśmy tak dużej liczby naszych wyborców, żeby uzyskać tę mobilizację na wyższym poziomie niż PiS".

"To jest oczywista odpowiedź. Myślę, że to jest kwestia, trochę tak przyznając się, uderzając się w piersi, stylu komunikacji między nami, jako rządem, jako koalicją po 15 października, a wyborcami. Jakkolwiek dużo spraw ruszyło do przodu, jakkolwiek mnóstwo rzeczy udaje się wprowadzać, to ten styl komunikacji, zwłaszcza w końcówce kampanii wyborczej, nie był najlepszy. I wiemy to z doświadczenia jeszcze z czasów opozycyjnych, zawsze, kiedy opozycja demokratyczna publicznie wyraża nawzajem pretensje wobec siebie, zawsze tracą wszyscy po stronie opozycji demokratycznej, tracą mobilizację własnych elektoratów" - powiedział szef KPRM.

Dopytywany, czy chodzi o wcześniejszą "awanturę" z Lewicą, Grabiec stwierdził, że "awantura to może za dużo powiedziane". "Ale takie demonstrowanie publiczne różnic w tak ważnych kwestiach, jak chociażby kwestia praw kobiet, na pewno nie najlepiej służy większości rządowej" - dodał.

Na pytanie, dlaczego jego zdaniem PiS w wyborach samorządowych poparło wielu rolników odparła, że "w sensie racjonalnym, jeśli chodzi o myślenie własnym interesem, to wydaje się absurdalne". "Bo to PiS zrobił najwięcej krzywdy rolnikom w Polsce i dzisiaj jeśli rolnicy protestują to dlatego, że od dwóch lat zboże ukraińskie zalewało i Polskę i naszych sąsiadów, pozwolił na to PiS, doprowadził do tego. Więc w sensie racjonalnym to jest niezrozumiałe" - powiedział minister.

Z drugiej strony - przekonywał - "często w dużo większym stopniu niż interesy decyduje takie nastawienie, światopogląd, sposób widzenia rzeczywistości i na tych terenach wiejskich duże znaczenie ma np. głos Kościoła wciąż, czasem większe, niż rozpoznanie własnego interesu, dotyczącego tego, kto może zapewnić stabilniejsze warunki rozwoju rolnictwa". (PAP)

kgr/