W 2005 roku odbył się pierwszy ogólnopolski zewnętrzny egzamin maturalny. Wtedy pojawił się przepis, który za ściąganie podczas egzaminu nałożył na zdających surowe konsekwencje. Przyłapany na tym maturzysta zostaje poproszony o opuszczenie sali, a egzamin z danego przedmiotu zostanie unieważniony. W dodatku nie może on przystąpić do sierpniowych egzaminów poprawkowych. Szansa na ponowne zdawanie egzaminu dojrzałości pojawia się dopiero w kolejnym roku.
Jan Wróbel, nauczyciel i publicysta, współzałożyciel I Społecznego Liceum Ogólnokształcącego w Warszawie w rozmowie z PAP.PL przyznał, że wiele osób ma pobłażliwy stosunek do ściągania na maturze.
"Prawda jest taka, że w polskiej tradycji ściąganie na maturze ma jakiś specyficzny status [...]. Spotykam się, z tym że w sprawach maturalnych bardzo wiele osób mówi: nie przesadzaj, to polska tradycja" - powiedział.
Zdaniem Wróbla ściągania zdecydowanie nie można usprawiedliwiać. "Ściąganie to jest jedno wielkie oszustwo i nikt nie powinien go popierać" - podkreślił. Dodał, że aktualne przepisy skutecznie ograniczają ściąganie.
"Obecne przepisy naprawdę utrudniły nawet myślenie o ściąganiu, to już wymaga premedytacji, zręczności i takiego poczucia bezkarności, które po prostu nie jest częste [...] Myślę, że karencja dla tych, którzy ściągali na maturze, jest w sam raz" - powiedział.
"Przepisy, które mamy, uważam za wystarczające" - podsumował Wróbel. (PAP)
Autor: Paweł Stępniewski
gn/