Jednocześnie "The Japan Times" ("JT") zaznacza, że ze względu na zaangażowanie USA w dwie wojny - inwazję Rosji na Ukrainę i wojnę Izraela z Hamasem i Hezbollahem - "jakakolwiek drastyczna zmiana trajektorii stosunków USA-Japonia jest mało prawdopodobna, przynajmniej w najbliższej przyszłości".
Władze w Tokio są również "lepiej przygotowane, aby zapobiec szokowi podobnemu do tego z 2016 r. po nieoczekiwanym zwycięstwie wyborczym Trumpa". Ze swojej strony Japonia wysłała już emisariuszy do obozów Republikanów i Demokratów i "będzie nadal wytrwale pracować nad stworzeniem silnych relacji z nadchodzącą administracją USA".
W ocenie "JT" Japonia znajdzie się w sytuacji "nie do pozazdroszczenia", jeśli to Trump obejmie urząd prezydenta. Redakcja zwraca uwagę, że wraz z zabójstwem byłego premiera Shinzo Abego w 2022 r. Tokio "straciło swojego najskuteczniejszego 'zaklinacza Trumpa'". Dodatkowo po wyborach parlamentarnych z 27 października, w których wyniku większość straciła rządząca od dekad Partia Liberalno-Demokratyczna, ma problemy z utworzeniem rządu.
Istotne znaczenie dla przyszłych relacji będzie miało także to, jakimi ludźmi otoczy się Trump w Białym Domu. Jego administracja za pierwszej kadencji miała duże doświadczenie i Tokio było w stanie współpracować z nią, by utrzymać stabilne stosunki. Jednak od tego czasu lwia część urzędników odcięła się od byłego prezydenta. Jeśli w skład nowej administracji wejdą - jak pisze "JT" - "przytakiwacze", Trump "wyzwoli bardziej destrukcyjne impulsy w Japonii i regionie Indo-Pacyfiku".
Republikanin może m.in. okazać "bardziej transakcyjne podejście do sojuszu" i zażądać, aby Japonia pokrywała większą część kosztów stacjonowania amerykańskich żołnierzy na archipelagu albo zagrozi ich wycofaniem. To z kolei odbije się na wzmacnianiu obronności Japonii, co nabrało tempa w ostatnich latach wraz z "silniejszym niż kiedykolwiek" sojuszem Waszyngtonu z Tokio za kadencji Bidena i zwiększeniem budżetu obronnego przez gabinet Fumio Kishidy.
"W ostatecznym rozrachunku Tokio będzie musiało myśleć w sposób innowacyjny, kształtować zasady, prowadzić proaktywną dyplomację i wykazać się zdolnością do bycia chętnym i zdolnym partnerem dla USA w przypadku zwycięstwa Trumpa" - podsumowuje "JT".
Z kolei wygrana kandydatki Demokratów nie pozostaje bez znaków zapytania, chociaż wybór Harris "byłby prawdopodobnie mniej niepokojący dla Tokio, ponieważ sygnalizowała chęć zachowania ciągłości z polityką Bidena w kwestii znaczenia sojuszu obu krajów".
Jednak, jak zauważa "JT", mimo że niemal cztery lata była senatorką i kolejne cztery lata wiceprezydentką, "jej stosunkowo ograniczone doświadczenie na arenie polityki zagranicznej może budzić obawy", a bieżąca sytuacja geopolityczna - w tym dwie wojny, rosnące napięcie na Półwyspie Koreańskim i działania Chin - będą dla niej wyzwaniem.
Krzysztof Pawliszak (PAP)
grg/