"Jest lepiej, niż się spodziewałem". Amerykański siatkarz o występach w polskiej ekstraklasie

2024-10-11 09:33 aktualizacja: 2024-10-11, 10:20
Aaron Russell. Fot. PAP/Jarek Praszkiewicz
Aaron Russell. Fot. PAP/Jarek Praszkiewicz
"Rozmawiałem z kolegami z USA, którzy grali w Polsce i odwiedzali Zawiercie. Nisko zawiesili poprzeczkę, ale według mnie jest o wiele lepiej niż się spodziewałem" - powiedział PAP przyjmujący Aluronu CMC Warty Zawiercie Aaron Russell. Amerykanin debiutuje w polskiej ekstraklasie siatkarzy.

31-letni Russell ma na swoim koncie występy w ligach japońskiej i włoskiej. W tym sezonie jego wybór padł na PlusLigę, przez wielu uważaną obecnie za najlepsze rozgrywki na świecie. Do kolegów z wicemistrza Polski z Zawiercia dołączył pod koniec sierpnia, gdyż on oraz kilku innych kadrowiczów dostali więcej wolnego po igrzyskach olimpijskich w Paryżu.

Amerykanin w rozmowie z PAP przyznał, że szybko zaaklimatyzował się na Śląsku.

"Czuję się już w Zawierciu jak w domu. Ten zespół naprawdę mnie zaakceptował. Myślę, że był to dla mnie najłatwiejszy proces adaptacji w nowej drużynie w dotychczasowej karierze" - zdradził siatkarz z Ellicott City w stanie Maryland.

Przyjmujący, który często odwiedza Polskę w trakcie rozgrywek reprezentacyjnych z kadrą USA, nie miał zbyt wysokich oczekiwań przed przyjazdem do Zawiercia.

"Rozmawiałem z niektórymi zawodnikami z USA, którzy grali w Polsce i odwiedzali Zawiercie. Mówili mi, że nie ma tu za bardzo co robić poza treningami. Nisko zawiesili poprzeczkę, ale według mnie jest o wiele lepiej, niż się spodziewałem. Nie mogłem się też doczekać gry przed polskimi kibicami, to coś niesamowitego. To, że każdy mecz jest w telewizji, to też świetna sprawa" - zaznaczył Amerykanin.

Klub z Zawiercia jako jedyny w PlusLidze ma osobliwą tradycję - każdy z nowych zawodników na początku sezonu zostaje przez Klub Kibica pasowany na "rycerza Jurajskiej Armii", siatkarze uczestniczą również w wyjątkowej sesji zdjęciowej, podczas której wcielają się właśnie w rycerzy.

"Ta sesja zdjęciowa to była naprawdę fajna zabawa" - przyznał Russell.

Amerykański zawodnik debiutuje w polskiej ekstraklasie w momencie, gdy wciąż rywalizuje w niej 16 zespołów. Zawiercianie rozgrywają mecze co trzy, cztery dni, a w trakcie sezonu dojdą im jeszcze rozgrywki Ligi Mistrzów. Dla Russella to wyzwanie, bowiem do tej pory grał w znacznie mniejszych ligach - w japońskiej ekstraklasie rywalizuje 10 drużyn, a we włoskiej - 12.

"Jest ciężko, to pewnego rodzaju wyzwanie. W Japonii graliśmy dwa spotkania w tygodniu, ale w sobotę i niedzielę, więc to inny rodzaj wysiłku. Myślę jednak, że w Polsce poziom zespołów jest o wiele wyższy, więc trudno jest grać tyle meczów w tak krótkich odstępach czasu przeciwko tak mocnym drużynom. To wyzwanie nie tylko pod względem fizycznym, ale też mentalnym" - wskazał.

Jest on jednak spokojny o swoją formę fizyczną.

"Czuję się dobrze i na pewno dam radę wytrzymać tak intensywny sezon. Nasz szkoleniowiec (Michał Winiarski - PAP) wie, jak odpowiednio zarządzać zawodnikami, a trenerzy od przygotowania fizycznego i fizjoterapeuci są świetni. Jestem pewny, że rozegramy dobry sezon" - zapowiedział reprezentant USA.

Mimo że ligowe rozgrywki rozkręciły się już na dobre, Russell wciąż wraca pamięcią do igrzysk olimpijskich w Paryżu, podczas których jego zespół wywalczył brązowy medal. Wszystko za sprawą upominków, które on oraz pozostali medaliści olimpijscy grający w drużynie z Zawiercia otrzymują od plusligowych klubów. Przed rozpoczęciem poniedziałkowego meczu przeciwko PGE Projektowi w Warszawie zostały im wręczone symboliczne statuetki.

"To naprawdę fajna sprawa. Rywalizacja w drugich igrzyskach olimpijskich była wyjątkowa. Za drugim razem to już może nie jest aż tak ważne, nie robi aż takiego wrażenia, ale podium, mimo że trzecie miejsce, to bardzo dobry wynik. Jestem z tego dumny. To dla mnie wielki zaszczyt, że nawet zespoły, których nie jesteśmy częścią, doceniają olimpijskich medalistów. Przypomina nam to, że nasze dokonanie jest naprawdę wyjątkowe. Nie mogę się doczekać, aż pokażę te statuetki moim dzieciom, gdy podrosną" - powiedział z uśmiechem przyjmujący.

Przyznał jednak, że on i jego klubowi koledzy nie wracają w rozmowach do pamiętnego półfinału igrzysk, w którym Amerykanie przegrali 2:3 z Polakami, późniejszymi wicemistrzami olimpijskimi.

"Rozmawiałem o tym krótko z fizjoterapeutami, ale 'Bienia' (Mateusza Bieńka - PAP) nie było na początku przygotowań, bo przechodził rehabilitację w Hiszpanii. Od kiedy wrócił to do tej pory nie poruszył tego tematu, za co jestem wdzięczny, bo ta porażka wciąż boli" - przyznał Russell.

Autorka: Monika Sapela (PAP)

msl/ pp/kgr/