PAP Life: Jesteś teraz w Dubaju. Co tam robisz?
Joanna Jędrzejczyk: Inwestuję w siebie i walczę o swoje marzenia. Uczę się jeździć po wydmach. To jedna z trudniejszych rzeczy, jeśli chodzi o przejechanie Rajdu Dakar. A ja chcę to zrobić i wykonuję kroki w tym kierunku. Dzisiaj jestem niewyspana, bo wstałam wcześnie rano, żeby trenować. Potem robi się zbyt gorąco na jazdę. Dubaj to kolejny etap przygotowań. Zaliczyłam już dwa rajdy w Drawsku Pomorskim, a ostatnie Walentynki spędziłam w Finlandii na nauce jazdy po zamarzniętym jeziorze.
PAP Life: Dlaczego wybrałaś akurat motosport?
J.J.: Dwa lata temu zakończyłam swoja karierę sportową i szukałam czegoś, co będzie sprawiało mi frajdę, a zawsze lubiłam motoryzację. To nie jest jakaś fanaberia, bo moja decyzja wiąże się z poważnymi konsekwencjami. Największe jest ryzyko utraty zdrowia czy nawet życia. Druga kwestia to olbrzymie pieniądze, bo motosport jest bardzo drogim sportem. Te półtora dnia w Finlandii kosztowało mnie tyle, co 10 dni na Malediwach. Ale jeśli chce się nabyć takie umiejętności, to trzeba to zaliczyć. Do Dubaju przyjechałam, żeby się przekonać, czy w ogóle chcę to zrobić, czy mam w sobie tyle odwagi. Jestem dopiero po pierwszym dniu jeżdżenia, ale wrażenie są świetne. Tak, chcę to zrobić. Nie mogę się doczekać następnego dnia. Jestem bardzo podekscytowana.
PAP Life: Jak czegoś chcesz, to po prostu to robisz?
J.J.: Tak, ale nie jestem rozkapryszoną dziewczynką, która mówi: „Dajcie mi to, bo tego chcę”. Nieraz widziałam rodziców, którzy zaczynali od kupowania najdroższego sprzętu dla dziecka, chociaż ono wcale nie chciało jakiegoś sportu uprawiać. Wielu ludzi myśli, że sprzęt wszystko załatwi. Owszem pomoże, ale nie załatwi. A ja nie boję się w życiu próbować. Jest mi ciężko, bo jestem cholerną profesjonalistką. Ale uczę się tego, że mam prawo czegoś nie umieć, nie rozumieć. Bardzo nie lubię, kiedy ktoś mówi: "Nie wiem, nie umiem", chociaż nawet nie spróbował. Oczywiście nie musimy czegoś robić, jeżeli nie leży to w kręgu naszych zainteresowań, ale warto próbować.
PAP Life: Próbowałaś różnych sportów?
J.J.: Trochę grałam w koszykówkę, ale dość szybko sztuki walki skradły moje serce. Kiedy miałam 16 lat, zaczęłam regularne treningi.
PAP Life: 20 lat temu dziewczyna, która uprawia tajski boks, to nie było coś oczywistego. Twoi rodzice nie mieli nic przeciwko?
J.J.: Mieli. Mój tato był bardzo przeciwny, ale wiadomo - zakazany owoc smakuje najlepiej. Tato mówił, że dziewczyny się nie biją i nie powinnam tego robić. A ja od początku traktowałam to jako sport. Po prostu trenowałam i szybko okazało się, że mi wychodzi, pomimo że początki były trudne. Zaczynałam od dwóch treningów tygodniowo, później zaczęłam trenować trzy, cztery, pięć razy. Aż w końcu doszłam do 13 treningów. I tak przez wiele miesięcy, wiele lat.
PAP Life: Jak trafiłaś na treningi boksu tajskiego?
J.J.: Znajomy zabrał mnie na zajęcia. Widział, że jestem przebojowa, ruchliwa, charakterna. Zakochałam się od pierwszego treningu. Ale nie w biciu ludzi, bo nigdy nie potrzebowałam się wyżywać. Chociaż trenując automatycznie pozbywałam się gdzieś tych złych emocji. Przede wszystkim zakochałam się w byciu lepszą, szybszą, silniejszą. To było dla mnie ważne.
PAP Life: Sport nauczył cię radzić sobie w życiu z porażkami i sukcesami?
J.J.: Mam nadzieję, że w życiu nie doznam porażki, bo dla mnie porażka to rezygnacja z siebie, z wyznaczonych celów. Natomiast przegrane zdarzają się każdego dnia. Trzeba się podnieś i iść dalej. Dla każdego wstaje słońce i każdego dnia piszemy nową historię. Często wygłaszam przemówienia dla dużych firm lub, prowadząc fundację, mówię do dzieciaków. Wspominam wtedy, że chciałabym mieć znowu 25 lat i mieć tamtą odwagę. Ale z drugiej strony, dziś w wieku 36 lat mam dojrzałość i wiedzę. Im jesteśmy starsi, tym mamy mniej odwagi. Nie mogę więc czekać na jakiś cud, że nabiorę więcej odwagi i odkładać coś w nieskończoność. Trzeba działać tu i teraz. Im szybciej to zrozumiemy, tym lepiej dla nas.
PAP Life: Są wyzwania, których już byś się nie podjęła?
J.J.: Jasne. Już na pewno nie wspięłabym się na Mont Everest, co kiedyś chciałam zrobić. Chociaż pewnie wybiorę się w Himalaje na trekking. Chciałam skoczyć z bungee i też tego nie zrobię. Po prostu to już nie jest czas na to. Może bardziej się boję?
PAP Life: Kiedy dwa lata temu odchodziłaś na sportową emeryturę, powiedziałaś, że jesteś szczęśliwa. Pochodzisz z małej miejscowości, a twój amerykański sen się spełnił, masz pieniądze, teraz możesz pokazywać innym, że można osiągnąć to, co się chce. To jest najlepszy czas w twoim życiu?
J.J.: To jest trudny czas. Mogłabym całkowicie przejść na emeryturę, nie robić nic i zamieszkać na Hawajach czy gdziekolwiek indziej. Ale nadal mam poczucie dyscypliny, głód wyzwań. Chociaż jestem bardzo zajęta, dużo podróżuję, robię różne projekty. W sumie jedna chyba w rajdówce odnajduję takie wow i to może zastąpi mi tę energię, którą miałam przez dwadzieścia lat uprawiania sztuk walk.
PAP Life: Co cię tak gna?
J.J.: Życie. Często ludzie nie potrafią tego pojąć, ale to jest smakowanie życia, a nie jest jakaś ślepa gonitwa. Dla kogoś może to tak wyglądać, że cały czas za czym gonię, bo nie mogę znaleźć swojego miejsca. A ja uważam, że błędem jest to, że zbyt mocno skupiamy się na ograniczaniu siebie, zostając w jednym miejscu, w jednej pracy przez całe życie. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie każdy ma możliwość wyboru, ale naprawdę warto próbować, zmieniać.
PAP Life: To się teraz nazywa: „wychodzenie ze strefy komfortu”.
J.J.: To jest taki przereklamowany zwrot, chociaż sama często go używam i bardzo lubię. Mówię też, że nie możemy bać się „ubrudzić”. Ostatnio powiedziałam to jednej zawodniczce, której kariera idzie trochę nierówno: „Słuchaj, to jest twoje być albo nie być. Musisz wyjść i +ubrudzić się+. Mówiąc +ubrudzić+, mam na myśli wyjście z własnej strefy komfortu, żeby zrobić coś tak bardzo niewygodnego, co zaważy na dalszej drodze. Szczęściu trzeba też pomóc.
PAP Life: Dlatego postanowiłaś wyjść na scenę jako stand-uperka?
J.J.: To jest właśnie wyjście ze strefy komfortu, bo nie jestem estradowa. Nie mam problemu przemawiać do ludzi, mogę nawet wyjść przed kilkutysięczną publiczność. Stand-up to zupełnie coś innego. Scena nie jest miejscem, gdzie czuję się swobodnie. Ale to jest właśnie fajne, żeby pokonać jakieś fobie.
PAP Life: Sama piszesz swój stand -upowy program?
J.J.: No nie, współpracuję ze wspaniałymi ludźmi. Ten materiał jest już napisany i teraz go analizujemy, dopieszczamy. Mam za sobą specjalistów: Łukasza „Lotka” Lodkowskiego, Michała Leję, Tomka Kołeckiego, Darka Gadowskiego - to są nazwiska bardzo znane w świecie stand-upowym, więc jestem w bardzo dobrych rękach.
PAP Life: Podobno marzy ci się praca w telewizji, chciałaś nawet prowadzić „Dzień Dobry TVN”?
J.J.: Kiedyś będę. Przyjdzie na to czas.
PAP Life: Co cię w tym kręci?
J.J.: Lubię media, lubię kamery. Po prostu chciałabym pracować w telewizji i myślę, że bym sobie poradziła.
PAP Life: Aktorstwo też ci chodzi po głowie.
J.J.: Byłam na castingu do serialu „Skazana” i udało mi się przez niego przejść. Z czego byłam bardzo dumna, bo, tak jak powiedziałam, mam opory przed występowaniem. Poza tym jestem osobą bardzo otwartą, szczerą, lojalną, nie potrafię udawać. Dostałam rolę, ale niestety ze względów politycznych zostało mi to odebrane.
PAP Life: Dlaczego ze względów politycznych?
J.J.: Ponieważ prowadziłam program „Dance Dance Dance”, który był w TVP, więc to pewnie było za karę. Z kolei pracując w TVP powiedziałam, że jestem za wolnymi mediami, co też spotkało się z krytyką. Mnie takie rzeczy nie obciążają psychicznie, ale przykro mi było, że coś takiego się działo w naszym kraju. Mam nadzieję, że to już przeszłość.
PAP Life: Teraz można cię oglądać w programie „Pokonaj mnie, jeśli potrafisz” (TVN), w którym motywujesz do podejmowania ekstremalnych wyzwań sportowych Małgorzatę Rozenek. Ona wzbudza bardzo wiele skrajnych emocji.
J.J.: Myślę, że dlatego, że dużo robi. Wiele osób nie lubi tego, gdy ktoś robi więcej niż oni. Jeżeli stoisz w jednym rzędzie z innymi, to jesteście przyjaciółmi. A jeżeli wyjdziesz przed szereg, to ludzie muszą ciebie gonić i wtedy czują się niekomfortowo. Gosia jest tytanem pracy. Dziś wszyscy widzą efekt końcowy. Może zazdroszczę jej, tego, co osiągnęła. Ale nie zastanawiają się, ile to wymagało od niej wysiłku, poświęcenia. Ze mną jest trochę podobnie. Nikt już nie pamięta, jak startowałam za grosze, pracując za dwie stówy tygodniowo w warzywniaku, jak trenowałam i równocześnie kończyłam drugi czy trzeci kierunek studiów. Ważna rzecz – nie należy porównywać się do innych, tylko spełniać swoje marzenia. Każdy ma swoje mistrzostwo świata. Najważniejsze to jest mieć wdzięczność za to, co mamy i kim jesteśmy.
PAP Life: Ile czasu zajęła ci twoja droga na szczyt?
J.J.: 12 lat, na finalnym etapie chciałam już zrezygnować. Dlatego mówię o tym kolejnym dniu. Jestem też menedżerem sportowym i często pomagam młodym sportowcom, którzy chcieliby mieć od razu wysokie wynagrodzenie za walkę, świetne kontrakty, darmowy catering, suplementy, samochody, itd. Często mnie pytają: „Asiu, ile mam jeszcze próbować”. Odpowiadam: „Nie wiem, ale jeżeli sprawia ci to radość, to rób to dalej, nawet jeżeli czasami może cię to męczyć, przybijać, że nie ma tego efektu”. Ludzie mówią, że teraz łatwo mi się żyje, latam po Dubajach, itd.. A ja naprawdę przez 12 lat pożyczałam samochód od siostry, miałam chatę na kredyt i kombinowałam, jak zapłacę kolejną ratę, pracując jeszcze więcej, żeby uzbierać też na zawody. Przeszłam tę drogę, nie poddałam się i to uważam za mój największy sukces.
PAP Life: Dyscyplina, konsekwencja i ciężka praca. Często mówisz też o wierze w Boga. Pomogła ci w osiągnięciu sukcesu?
J.J.: Bardzo, bo jeżeli wierzymy w Chrystusa i on jest z nami na dobre i na złe, to czego mam się obawiać? Miałam dużo ekstremalnie trudnych sytuacji. Bywało, że zastanawiałam się, czy kupić bilet na pociąg, czy chleb i wtedy ta pomoc przychodziła jakby znikąd. Uważam, że to był palec Boży. Tak często zdarzało mi się to w życiu. Chociaż w obecnych czasach ciężko wierzyć, ze względu na to, jak bardzo mocno wiara i instytucja kościoła są w wielu aspektach sprzeczne.
PAP Life: Często jest tak, że ludzie, którzy nie mieli pieniędzy, nie potrafią sobie z nimi poradzić, kiedy nagle stają się bogaci. Ty nie miałaś z tym problemu?
J.J.: Nie pieniądze zmieniają człowieka, tylko tak naprawdę pieniądze obnażają prawdę o człowieku. Nie sztuką jest mieć pięć aut, sztuką jest je utrzymać i nie zbankrutować. Pochodzę z bardzo zwyczajnej rodziny, która nie była zamożna, chociaż też nie klepaliśmy biedy. Moi rodzice naprawdę bardzo ciężko pracowali i jestem im za to wdzięczna, że pokazali mi wartość pieniądza, poza wieloma innymi lekcjami. Ale nikt mnie nie nauczył inwestować. Cały czas się tego uczę. W pewnych momentach bałam się stracić to, co miałam, bo bardzo ciężko na to pracowałam. Oczywiście, jak osiągasz sukces, pojawia się dużo tzw. hien, pasożytów, którzy chcą inwestować twoje pieniądze i często dochodzi do kradzieży, oszustw. Ale ja jestem inwestorem spokojnym, ostrożnym i myślę, że to mi jakoś wychodzi.
PAP Life: Nigdy nie miałaś psychologa sportowego. Dziś trudno wyobrazić sobie sportowca na światowym poziomie, który nie ma takiego wsparcia. Jak sobie poradziłaś?
J.J.: Bóg był moim psychologiem. To nie znaczy, że nie miałam trudnych momentów, ale starałam się jakoś pozbierać. Moim życiowym motto jest „przez ciernie do gwiazd”. Nie wiem, skąd mi się to wzięło, ale kieruję się nim, odkąd skończyłam 11 lat.
PAP Life: Jesteś zadaniowcem. Na sportowej emeryturze masz wreszcie czas, żeby zająć się swoim życiem prywatnym. Robisz plany, na przykład, że do 40-tki wyjdziesz za mąż, urodzisz dziecko?
J.J.: Nie, kiedyś miałam takie plany i nie wyszły, więc nie chcę pewnych rzeczy przyspieszać. Życie jest przewrotne. Dlatego podchodzę do niego z wielką pokorą i staram się czerpać na maksa z tego, co tu i teraz.
PAP Life: Gdybyś miała córkę…
J.J.: Nie posłałabym jej na sztuki walki.
PAP Life: Dlaczego?
J.J.: Bo to bardzo trudny sport. Fajnie, gdyby grała w piłkę nożną. Ale nie mogę za nią decydować. Jak będę miała córkę, to na pewno dam jej posmakować wszystkiego, o czym tylko zamarzy. Zachęcam ludzi do sportu amatorskiego, choćby do wyjścia na spacer, bo to też jest jakaś aktywność fizyczna. Sport nie tylko buduje ładną sylwetkę, ale też daje nam silną głowę, umiejętność radzenia sobie z problemami.
PAP Life: Jesteś w stosunku do ludzi wymagająca?
J.J.: Najbardziej wobec siebie, chociaż uczę się, żeby nie być aż tak wymagającą.
PAP Life: Od lat angażujesz się w różnego rodzaju działania charytatywne. Uważasz, że skoro tyle, w życiu udało się osiągnąć, to powinnaś dzielić się z innymi?
J.J.: Pierwszą akcję charytatywną zorganizowałam, gdy byłam w szkole podstawowej - zbierałam zabawki do pobliskiego domu dziecka. Więc od dawna miałam w sobie potrzebę pomagania. Wiedziałam, że zawsze będę się dzielić tym, czym będę mogła. Tego też nauczyli mnie rodzice. Czasem słyszę, że robię coś na pokaz - to boli. Dlatego nie lubię być fotografowana na akcjach charytatywnych, czy mówić o takich rzeczach. Ale z drugiej strony social media i media są narzędziem komunikacji i warto wykorzystywać je do pomocy.
PAP Life: Potrafisz w ogóle nic nie robić?
J.J.: Nie potrafię. Jestem pracoholiczką z wyboru. Chcę jak najlepiej wykorzystać każdy dzień. Wracam z Dubaju, mam spotkanie z UNICEF-em, potem organizuję Dzień matki w swojej fundacji, a później lecę do Bostonu na cztery dni, bo udało mi się dostać na kurs biznesowy w Harvard Business School. Wiele ludzi uważa, że ma jeszcze dużo czasu na wszystko. A ja mówię, że tak naprawdę tego czasu nie mamy. Straciłam bardzo bliską przyjaciółkę, która odeszła na raka. Ona tak bardzo chciała żyć. Niektórzy mówią, że żyje się tylko raz. A ja myślę, że żyjemy każdego dnia, a umieramy tylko raz. (PAP Life)
Rozmawiała Iza Komendołowicz
Joanna Jędrzejczyk – polska zawodniczka MMA, muay thai, kickboxingu i boksu. Pierwsza Polka w organizacji MMA – Ultimate Fighting Championship. Po zdobyciu pasa UFC w 2015 roku, pięciokrotnie broniła tytułu mistrzowskiego. Dwukrotna mistrzyni Europy oraz czterokrotna amatorska mistrzyni świata, trzykrotna mistrzyni Europy i pięciokrotna mistrzyni Polski w boksie tajskim. W 2022 zdecydowała się odejść ze sportu zawodowego. Angażuje się w wiele przedsięwzięć medialnych i działań charytatywnych. W programie „Pokonaj mnie, jeśli potrafisz” (TVN) jest jedną z trenerek Małgorzaty Rozenek. Ma 36 lat.
nl/