Katarzyna Warnke: temu projektowi poświęciłam najwięcej lat życia [WYWIAD]

2024-10-02 16:52 aktualizacja: 2024-10-05, 13:21
Aktorka Katarzyna Warnke podczas gali zamknięcia 49. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych. Fot. PAP/Adam Warżawa
Aktorka Katarzyna Warnke podczas gali zamknięcia 49. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych. Fot. PAP/Adam Warżawa
Ta historia trochę przypomina „Thelmę i Louise”, bo jest kino drogi, są dwie kobiety, które mierzą się z traumą, z przeszłością, ze swoim aktualnym życiem, przechodzą pewne przemiany – opowiada PAP Life Katarzyna Warnke, współautorka scenariusza i odtwórczyni jednej z głównych ról w filmie „Rzeczy niezbędne”. Jej bohaterka była w dzieciństwie molestowana seksualnie przez ojca. „Rzeczy niezbędne” otrzymały Szafirowe Lwy w Konkursie Perspektywy na 49. festiwalu filmowym w Gdyni.

PAP Life: Czy „Rzeczy niezbędne” to twój najważniejszy projekt w karierze?

Katarzyna Warnke: Zdecydowanie tak. Jak do tej pory, chyba temu projektowi poświęciłam najwięcej lat życia. Zaczęłyśmy pisać scenariusz, kiedy byłam w ciąży, dziś moja córka ma pięć lat. Ale też to jest zupełnie normalne, że przygotowanie filmu tyle trwa. Trzeba zebrać fundusze, zwrócić się do różnych instytucji itd. To jest wielkie przedsięwzięcie.

PAP Life: Film powstał na podstawie reportażu Katarzyny Surmiak-Domańskiej „Mokradełko”, którego bohaterką jest Roksana - kobieta, która była w dzieciństwie molestowana przez ojca. Ta historia mocno chwyta za serce. W którym momencie poczułaś, że chcesz zrobić o tym film i zagrać Roksanę?

K.W.: Z tym pomysłem przyszła do mnie reżyserka tego filmu, współautorka scenariusza, czyli Kamila Tarabura. Myśmy się tak podzieliły pracą, że ja nie będę czytać ani „Mokradełka”, ani „Kato-taty”, czyli książki Halszki Opfer, na podstawie której powstało „Mokradełko”. Pisząc scenariusz, bazowałam tylko na swojej wyobraźni i na tym, co mówiła mi Kamila. Chociaż oczywiście on jest inspirowany „Mokradełkiem”. Nam ta historia trochę przypomina „Thelmę i Louise”, bo jest kino drogi, są dwie kobiety, które mierzą się z traumą, z przeszłością, ze swoim aktualnym życiem, przechodzą pewne przemiany.

PAP Life: Roksana jest bardzo ciekawą postacią. Doznała ogromnej krzywdy, ale nie zachowuje się jak ofiara. Jest irytująca, niestabilna emocjonalnie, zdradza męża, nie dotrzymuje obietnic danych swoim dzieciom. Nie wiemy do końca, czy możemy jej wierzyć. Rozumiesz ją?

K.W.: Po pierwsze nie wiem, jak można taką traumę przeżywać spokojnie. A po drugie myślę, że uznanie krzywdy jest naturalną rzeczą, której pragnie każdy człowiek. Celem Roksany jest prawda. A prawda bywa groźna dla rzeczywistości, którą stwarzamy. Jest taką wartością, która przeraża wielu ludzi. Wydaje mi się, że molestowanie - szczególnie które dotyka dzieci - wymaga konfrontacji społecznej. Ja jestem całkowicie po jej stronie. To jest niewygodne, ale takie pytania musimy zadać sobie wszyscy: „Czy będziemy kryć sprawców, przestępców, agresorów?; „Czy będziemy trudne sprawy zamiatać pod dywan?”. To dotyczy zarówno kościoła, jak i prywatnych domów, reakcji znajomych, sąsiadów, policji. Musimy się edukować jako społeczeństwo. W tym sensie, że pochylać się nad ofiarami, a nie próbować je uciszyć. Niestety, u nas ofiary często się retraumatyzuje.

PAP Life: To jest dość powszechne doświadczenie ofiar przemocy, że ludzie im nie wierzą, podważają ich wiarygodność.

K.W.: Kobieta, która zgłasza gwałt, jest przepytywana, ile wypiła, jak była ubrana, czy sama poszła do domu sprawcy. Podejrzewa się, że może ona chce się zemścić. Myślę, że to jest totalnie niewłaściwie. Jeśli ktoś zgłasza krzywdę, trzeba dać mu szansę wypowiedzieć się, zapewnić poczucie bezpieczeństwa.

PAP Life: Historia Roksany, ale też i drugiej bohaterki (w tej roli Dagmara Domińczyk), pokazuje, jak duży wpływ na nasze życie mają wydarzenia z dzieciństwa.

K.W.: Myślę, że dzieciństwo jest kluczowe. Wtedy konstruuje się zarówno ciało, jak i mózg, który jest bardzo wrażliwy. W momencie, gdy nie możemy się wyrażać, nie możemy mówić prawdy, co z nami się dzieje, kiedy nie mamy wsparcia w najbliższym otoczeniu i nie pojawi się choćby jedna osoba, której możemy się zwierzyć bez wstydu czy strachu, zawala się cała konstrukcja psychiczna i bardzo trudno być zdrowym człowiekiem. Dlatego tak ważne jest, jak reagują ludzie wokół, gdy dziecku dzieje się krzywda. Jeśli jest zostawione same sobie, to będzie mu bardzo trudno.

PAP Life: Dziś wiedza na temat wychowania dziecka jest nieporównywalna z tym, co było wiadome 40 czy nawet 20 lat temu. Kiedy zostałaś mamą, chciałaś wychowywać swoją córkę tak, jak sama byłaś wychowywana, czy szukałaś innej drogi?

K.W.: Myślę, że to jest naturalne, że jednak przenosimy pewne rzeczy pokoleniowo. Ale w moim przypadku kwestia jest taka, że ja się terapeutyzowałam i analizowałam siebie, więc oczywiście, że jest szansa, że pewnych rzeczy nie powtórzę albo zrobię je lepiej. Myślę, że dziś jesteśmy przeciążeni ilością poradników, dróg. Wiedza jest dobra, ale warto słuchać intuicji i być uczciwym w relacji z dzieckiem. Nic nie zastąpi czułości, uczciwości, poważnego traktowania i głębokiej opieki.

PAP Life: Historia molestowania Roksany pokazana jest ze ściśle kobiecej perspektywy. Film wyreżyserowała kobieta, scenariusz napisały kobiety. To było ważne dla tego tematu?

K.W.: Nie lubię tego określania, że jest sztuka kobieca i męska. Wydaje mi się, że nie ma czegoś takiego. Sztuka jest dobra albo zła. Jestem wielbicielką różnic między mężczyznami a kobietami i lubię pracować zarówno z reżyserami, jak i reżyserkami. Natomiast wydaje mi się, że mężczyźni, szczególnie reżyserzy, mają czasem problem w zarządzaniu. Myślę, że nadchodzą czasy, kiedy to praca zespołowa będzie kluczowa. Oczywiście reżyser czy reżyserka mają prawo do ostatniego słowa. Ale mnie zdecydowanie bardziej odpowiada miękkie zarządzanie, czyli zarządzenie nie ludźmi, ale procesem kreatywnym. Po prostu tworzy się zespół twórców, z których każdy jest osobnym artystą, a reżyser, reżyserka prowadzą ten proces. Wszyscy grają do jednej bramki, którą jest projekt.

PAP Life: Rola Roksany dużo cię kosztowała?

K.W.: Bardzo dużo. Pod względem psychicznym bardzo głęboko weszłam w tę rolę. Proces budowania tej postaci trwał do końca zdjęć. Chociaż muszę przyznać, że zawsze tak podchodzę do pracy. Nawet przy komediowych rolach, starannie buduję bohaterki. Rola Roksany jest trudna, bardzo emocjonalna. Mam nadzieję, że dla widzów również będzie to widoczne. Ale myślę też, że ten film jest po prostu dobrym filmem. Fajnie się go ogląda, bo są piękne zdjęcia.

PAP Life: Czy wyrzucenie takich emocji po zakończeniu zdjęć było trudne?

K.W.: Pracowałyśmy z terapeutką procesów aktorskich i na bieżąco się oczyszczałyśmy. To nie są żadne czary-mary, tylko to jest wiedza, jak zrzucać z siebie emocje. Chciałabym, żeby taka edukacja była prowadzona w szkołach teatralnych. Myślę, że aktorom brakuje takich narzędzi i jesteśmy rzuceni na głęboką wodę.

PAP Life: W tym filmie są sceny intymne. Korzystałaś z pomocy koordynatora scen intymnych?

K.W.: Nie potrzebowałam tego. Chociaż na planie była osoba, która pełniała taką funkcję. Ogólnie, myślę, że bardzo dobrze, że dziś aktorzy nie są pozostawieni sami sobie. Natomiast ja przez lata kariery wypracowałam sobie metody, żeby zabezpieczyć się w takich sytuacjach. (PAP Life)

Rozmawiała Iza Komendołowicz

ikl/ag/moc/ ał/

Katarzyna Warnke

Katarzyna Warnke - aktorka teatralna, filmowa, scenarzystka, reżyserka. Ukończyła aktorstwo w krakowskiej PWST (2002). Po studiach przez siedem lat była związana z Teatrem Starym w Krakowie, potem występowała w Teatrze Rozmaitości w Warszawie. Ma na koncie wiele ról w filmach i serialach. 27 września wszedł do kin film „Rzeczy niezbędne”, do którego napisała scenariusz razem z Kamilą Taraburą, oraz zagrała jedną z dwóch głównych ról. Ma córkę Helenę.