Były minister obrony Tomasz Siemoniak (KO) pytany w RMF FM, czy koalicyjny rząd, który może powstać, będzie dążył do utworzenia armii liczącej 300 tysięcy żołnierzy, odparł, że "nie ma potencjału demograficznego na taką armię". "Wielokrotnie mówiłem publicznie, że optymalnym wariantem jest 150-tysięczna armia zawodowa, 30-40 tys. żołnierzy obrony terytorialnej, 20-30 tys. dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej i zbudowanie kilkusettysięcznej rezerwy. To da Polsce właściwe siły do obrony państwa" - powiedział Siemoniak.
Słowa ta wywołały liczne reakcje wśród polityków PiS, którzy zarzucają Siemoniakowi plany zmniejszenia armii.
O słowa polityka KO został zapytany w RMF FM Michał Kobosko. Jak zaznaczył, podziela opinię Siemoniaka, dotyczącą potrzeby przyjrzenia się zakupom zbrojeniowym. "Nie do końca wiemy, jakie zakupy zostały zakontraktowane. Wiemy, o czym mówił pan Błaszczak na konferencjach prasowych i na defiladach, ale nie wiemy realnie, na co te umowy opiewają, czy to są umowy tzw. ramowe, szerokie, czy to są już konkretne kontrakty" - mówił Kobosko.
"Nie zapowiadamy i ja na pewno tego nie zapowiem, że będziemy zrywać jakieś kontrakty zbrojeniowe, które już zostały podpisane. Nie zaczniemy, jak pan minister Antoni Macierewicz (były szef MON - PAP) od zerwania umowy na śmigłowce caracale. Natomiast my, znając też realia budżetu państwa i znając poziom zadłużenia, do którego doprowadził PiS, musimy zobaczyć, co jest realne, co jest do uniesienia przez nas wszystkich, jeśli chodzi wydatki zbrojeniowe" - powiedział Kobosko.
Dopytywany o wypowiedź Siemoniaka, powiedział, że nie będzie wchodził w licytacje dotyczącą liczby żołnierzy. "Dzisiaj to nie liczba żołnierzy decyduje w pierwszej kolejności o tym, czy armia jest w stanie obronić nasze granice i nasze terytorium, to kwestia sprawności, nowoczesności zawodowej armii, którą my musimy w Polsce mieć, a w tej chwili jeszcze nie mamy" - podkreślił Kobosko.
Jak dodał, Polska jest cały czas w sytuacji realnego zagrożenia wojennego. "Napaść rosyjska na Ukrainę trwa, więc my musimy być zdecydowanie lepiej niż to się działo za rządów PiS-u przygotowani do odparcia ewentualnej agresji, ale nie wejdę w licytację. (...) Wiadomo, że PiS uwielbiał projekty monumentalne, gierkowskie, wielkie, żeby olśnić nas wszystkich liczbą żołnierzy. Jeszcze raz powtórzę: nie liczba żołnierzy decyduje w tej chwili o tym, jak armia sobie radzi na polu walki" - ocenił Kobosko.
Do słów Siemoniaka w piątek odniósł się m.in. szef MON Mariusz Błaszczak pisząc na platformie X, że wojsko Polskie w tej chwili liczy 187 tys. żołnierzy, a słowa polityka PO mają oznaczać "zwolnienia w Siłach Zbrojnych RP, likwidację jednostek i zmniejszenie bezpieczeństwa Polski".
"Błaszczak, nie kłam. Mówiłem, tak samo jak przed wyborami, o 150 tys. żołnierzy zawodowych, 30 tys. żołnierzy obrony terytorialnej i 20-30 tys. żołnierzy dobrowolnej służby zasadniczej oraz kilkusettysięcznej rezerwie. W żadnym wypadku nie oznacza to zwolnień. Odejdź już człowieku, wojsko i obywatele mają dość tej propagandy i kłamstw!" - odpisał Siemoniak na platformie X.(PAP)
autorka: Karolina Kropiwiec
pp/