Kołakowski: moje działania - oparte na potrzebach rolnictwa związanych z brakiem rąk do pracy 

2024-03-19 21:02 aktualizacja: 2024-03-20, 09:34
Zeznania złożył m.in. Lech Kołakowski, który w latach 2021–2023 był wiceministrem rolnictwa. Fot. PAP/Tomasz Gzell
Zeznania złożył m.in. Lech Kołakowski, który w latach 2021–2023 był wiceministrem rolnictwa. Fot. PAP/Tomasz Gzell
Za pośrednictwem b. wiceministra rolnictwa Lecha Kołakowskiego o wizy starały się osoby bez zawodu, niepiśmienne - zeznał przed komisją śledczą ds. afery wizowej b. radca ambasady RP w Dakarze Maciej Kowalski. Kołakowski zapewniał komisję, że jego działania były oparte na potrzebach rolnictwa związanych z brakiem rąk do pracy.

We wtorek przed sejmową komisją śledczą ds. afery wizowej stanęli były radca ambasady RP w Dakarze, a obecnie konsul w Tunisie Maciej Kowalski, a następnie zeznania złożył Lech Kołakowski, który w latach 2021–2023 był wiceministrem rolnictwa.

Szef komisji Michał Szczerba (KO) rozpoczynając wtorkowe posiedzenie poinformował o mailu z końca września 2022 r., który wysłał do ówczesnego wiceszefa MSZ Piotra Wawrzyka Lech Kołakowski, przekazując prośbę firmy Carmain sp. z o.o. o przyspieszenie otrzymania wiz dla 39 osób z krajów afrykańskich, plus dwojga dzieci jednej z kobiet. Mail został przesłany do departamentu konsularnego MSZ, a potem do Macieja Kowalskiego.

Szczerba w trakcie posiedzenia mówił, że firma Carmain jest zarejestrowana w Warszawie pod wirtualnym adresem, tak jak kilkaset innych firm. Od 2012 r. nie składa sprawozdań do KRS, a w 2017 r. została wykreślona z rejestru VAT. Świadek przyznał, że była to sytuacja niestandardowa, bo choć umawianie dodatkowych spotkań poza kolejnością nie jest niczym nadzwyczajnym w pracy konsulów, natomiast w ogromnej większości jest to interes uzasadniony, jak np. ułatwienia w wydaniu wiz dla sportowców.

Kowalski podkreślił też, że placówka w Senegalu jest mała i obciążona pracą. Dodał, że w jego przekonaniu wnioski tych osób wskazanych w mailu, nie rokowały pozytywnego rozpatrzenia. Uzasadnił, że w rubryce zawód nie zostało nic wpisane i trudno powiedzieć, czym te osoby się zajmowały. "W mojej ocenie nie miały stałej pracy, były często niepiśmienne. Nie wykazywały znajomości języków obcych. Miały nikłą wiedzę, co mają robić" - zeznał świadek.

Dodał, że przeprowadził rozmowy z kilkoma aplikantami, a wniosek wizowy jednej z kobiet przesłał do wicedyrektor departamentu konsularnego MSZ Beaty Brzywczy, by pokazać jej "z jaką kategorią spraw mamy do czynienia". Zaznaczył, że wniosek zawierał tylko ubezpieczenie i zezwolenie na pracę wydane przez wojewodę, a ta kobieta miała pracować jako opiekunka osoby starszej.

Świadek poinformował, że tylko część z tych osób była zarejestrowana w systemie, proces ubiegania się o wizę reszty nie był jeszcze nawet zainicjowany. Świadek zeznał też, że pracownica firmy Carmain kontaktowała się z placówką w Dakarze i próbowała wywrzeć presję. Dodał, że nie pamięta, czym dokładnie się zajmowała ta firma, natomiast - według niego - w praktyce było to sprowadzanie obcokrajowców do pracy. Jak zeznał, powiadomił ambasador w Senegalu o sprawie tych 39 aplikantów wizowych.

Kowalski zeznał też, że rozmawiał z Kołakowskim o sprawie związanej z wizami. "Minister próbował się ze mną skontaktować, żeby porozmawiać o przyspieszeniu spotkań dla grupy 40 osób z Gwinei. Starał się wytłumaczyć mi, skąd wzięła się taka potrzeba argumentując, że bez taniej siły roboczej z Afryki nie uda się dokonać zbiorów i będzie miało to poważny wpływ na gospodarkę kraju" - wyjaśnił. Jak powiedział, odniósł wrażenie, że ostatecznie "każdy pozostał przy swojej wersji", a Kołakowski więcej się z nim nie kontaktował.

Przyznał, że istnieje możliwość, że minister został wprowadzany w błąd w związku z celem przybycia wspomnianej grupy obcokrajowców do Polski.

Pytany o jego relację z ówczesnym wiceszefem MSZ Piotrem Wawrzykiem powiedział, że nie miał z nim bezpośredniego kontaktu. "Natomiast śledząc historię korespondencji, która była do mnie kierowana widać, że ewidentnie minister interesował się tą sprawą" - zauważył Kowalski. Wskazał, że otrzymał zapytanie od b. zastępczyni dyrektora departamentu konsularnego MSZ o powód odmowy przyznania wiz. Przekazała mu ona, że b. dyrektor departamentu konsularnego MSZ Marcin Jakubowski został wezwany do Wawrzyka z prośbą o wyjaśnienie sprawy i powodów odmowy. Świadek przyznał jednak, że dopytywanie o powody niewydania wiz nie jest niczym nadzwyczajnym.

Kowalski mówił też komisji, że jego decyzja nigdy nie była podważana. "Byłem proszony o wyjaśnienia, wyjaśniłem i na tym sprawa się zakończyła" - zeznał. Konsul zapewnił także, że nikt nie żądał od niego wydania wizy z pominięciem procedur lub w sposób niezgodny z prawem oraz że nie przypomina sobie, aby wydał jakąkolwiek wizę pod wpływem nacisku.

Świadek zapewniał też, że nie miał do czynienia z byłym współpracownikiem Wawrzyka, Edgarem Kobosem.

Kowalski pytany czy zna przypadki sprzedawania polskich wiz powiedział, że nie słyszał o takich sprawach. "W takim sensie, w jakim było to przedstawiane w mediach, że gdzieś tam przed konsulatem były stawiane stoliki z wizami, to jest to absolutnie niemożliwe. Nie ma możliwości, aby sprzedać wizę na straganie, ponieważ system na to nie pozwala" - dodał.

Kołakowski podczas przesłuchania zaznaczył, że należy oddzielić dwie kwestie: tak zwanej afery wizowej od rzeczywistych działań wynikających z potrzeb polskiej wsi, braku rąk do pracy.

Przekazał, że kiedy był wiceministrem rolnictwa, zwracały się do niego organizacje rolników i sadowników. Zauważył, że po tym, jak wielu Polaków wyjechało do UE do pracy, na rynku powstał deficyt pracowników. Jak stwierdził, w gospodarce brakuje kilku milionów rąk do pracy, duże braki są też w rolnictwie.

Świadek zapewnił, że jego działania były oparte na potrzebach przedstawianych przez organizacje rolnicze, a "jeśli konieczne są wizy, to są organy państwa, które się tym zajmują". Jego zdaniem, rolą państwa i rządu jest zadbanie o bezpieczeństwo żywnościowe Polski i zapewnienie pracowników sezonowych do pracy w rolnictwie.

Szef komisji pytał świadka, czy potwierdza, że w tym samym lokalu, w którym znajdowało się jego biuro poselskie, ma siedzibę agencja zatrudnienia i pracy tymczasowej So Job. Kołakowski powiedział, że pod tym samym adresem, co jego biuro poselskie, "była filia firmy, a jej podstawowa siedziba była gdzie indziej". "Natomiast nie wiedziałem o istnieniu takiej firmy" - dodał. Stwierdził też, że pod tym adresem jest zarejestrowana fundacja Lex Nostra.

Świadek zeznał, że dyrektorem jego biura poselskiego był Maciej Lisowski, który był asystentem Kornela Morawieckiego. Zapytany, czy Lisowski był też prezesem agencji zatrudnienia So Job, Kołakowski odparł: "Że jest prezesem So Job, to nie wiedziałem tego, nie pamiętałem (...), znałem go jako prezesa fundacji Lex Nostra". Dodał, że spotykał się z nim incydentalnie.

Szczerba pokazał jednak pisma podpisane przez Kołakowskiego, w których były wiceminister zwracał się do polskich konsulatów o "możliwie pilne wyznaczenie terminów wizyt" dla osób posiadających zezwolenia na pracę i zezwolenia na pracę sezonową wydanych na wniosek agencji zatrudnienia So Job.

Świadek potwierdził, że pisma, które podpisywał, a które pokazano podczas posiedzenia komisji, były przygotowane przez Lisowskiego. Przyznał też, że nie sprawdzał, czy Lisowski był karany. "Jego atutem było to, że był prawnikiem. Fundacja Lex Nostra podejmowała wiele dobrych działań na rzecz ludzi. Jeśli był asystentem Kornela Morawieckiego, to dla mnie była najważniejsza rekomendacja" - powiedział świadek.

Członek komisji Marek Sowa (KO) przekazał, że od końca lat 90. XX w. Maciej Lisowski był 13 razy skazany za przestępstwa, oszustwa i wyłudzenia pieniędzy, i spędził trzy lata w różnych zakładach karnych. Świadek zeznał, że nikt go o tym nie informował i nie ostrzegał.

W dalszej części przesłuchania świadek powiedział, że Lisowski nie pobierał wynagrodzenia za prowadzenie jego poselskich spraw i był "na zasadzie asystenta społecznego".

Kołakowski zadeklarował, że podpisując się pod pismami ws. wiz chciał wyjść naprzeciw podmiotom, które - w związku z brakiem rąk do pracy - sprowadzały pracowników do Polski. Zapewnił, że nie miał z tego żadnych korzyści i nie miał też żadnego wpływu na procedury wizowe.

Członkowie komisji pytali świadka także o to, komu płacił za wynajem biura. Kołakowski zeznał, że tego nie pamięta i bywał tam incydentalnie, raz lub dwa razy w miesiącu. Następnie doprecyzował, że w lokalu jest kilka pomieszczeń, a za "incydentalne korzystanie" z niego płacił 50 zł miesięcznie. Później przyznał, że płacił tę kwotę Maciejowi Lisowskiemu. "Czy nie uważa pan, że lokal w Warszawie za 50 zł to jest finansowanie pana działalności?" - pytano świadka. "To nie lokal, tylko incydentalny podnajem" - odpowiedział Kołakowski. (PAP)