43-letnia zawodniczka urodzona w Nysie potwierdziła swoją dominację w tej konkurencji, zdobywając już czwarte z rzędu olimpijskie złoto. W biegu na 1500 m jest bowiem niepokonana od igrzysk w Londynie w 2012 roku, a jej medalowy dorobek uzupełnia złoto na 800 m z Sydney (2000) i brąz na 400 m z Rio de Janeiro (2016).
W piątek pokazała, że jest w rewelacyjnej formie. Na swoim koronnym dystansie drugą na mecie rywalkę wyprzedziła o niemal trzy sekundy. Polka uzyskała czas 4.26,06, to najlepszy wynik w sezonie. Druga była Ukrainka Liudmyła Danylina - 4.28,40, a trzecia Brazylijka Antonia Barros da Silva - 4.29,40.
"Nie ukrywam, że nie tylko chciałam wygrać, ale miałam plan, żeby pobić rekord świata. Ale w pewnym momencie usłyszałam spokojny oddech Brazylijki, więc wiedziałam, że jest dobrze przygotowana. Podczas biegania zawsze wsłuchuję się w to, jak oddychają zawodniczki, czy dyszą tracąc siły, czy mają zapas. Więc uznałam, że zaczekam. Ostatnie 500 metrów ruszyłam troszeczkę szybciej. Ona cały czas za mną. Dopiero na ostatnich 200 metrach +odpaliłam się+ i dobiegłam do mety moim najlepszym tempem" - opowiada o walce na trasie Bieganowska-Zając.
Po zwycięstwie w Paryżu od razu zadeklarowała, że spróbuje pobić własny rekord świata za... cztery lata na igrzyskach w Los Angeles, bo bynajmniej nie zamierza kończyć kariery. 43 lata na karku zupełnie jej nie przeszkadzają.
"Uwierzcie mi, że wiek zupełnie mi nie ciąży. To tylko jakaś tam liczba, kartka w kalendarzu. Dalej jestem głodna sukcesów, mało mi. Zamierzam pojechać do Los Angeles po swój szósty medal paralimpijski" - zadeklarowała.
Bieganowska-Zając bardzo chwaliła fantastyczną publiczność na Stade de France w Paryżu, która niemal w całości wypełniła stadion podczas piątkowej porannej sesji lekkoatletycznej.
"Bardzo mi pomogła publiczność. Każde moje wyjście z korytarza na stadion to były oklaski, doping tego radosnego tłumu. Aż miałam ciarki i włosy dęba stawały. Tym bardziej chciałam odpalić i pokazać efekt moich ciężkich treningów. Wiedziałam też, że z trybuny dopinguje mnie moja siostra, która przyjechała z Holandii. A przed telewizorem moje córeczki, Martynka i Wiktoria. One dodały mi dodatkowej energii" - mówiła owinięta we flagę z napisem "Od Sydney po Paryż, od złota do złota, niepokonana. Dla dalszych pokoleń inspiracja zapisana", którą przygotowała siostra.
Na pytanie, na czym polega tajemnica sukcesów, że zdobywa złoto już na piątych igrzyskach, gdy rywalki się zmieniają, młode zawodniczki pojawiają się, próbują, a ona jest niepokonana? - odpowiedziała z przekonaniem.
"Jestem bardzo upartą kobietą, jak sobie coś zapowiem, tak robię. I waleczną. Nigdy się nie poddałam, choć wiele razy upadałam, raniąc ręce i nogi na bieżni i serce – w życiu. Zawsze potrafiłam się podnieść, iść do przodu i walczyć mimo przeciwieństw i ludzi dookoła mnie, którzy życzyli mi źle. Wybierałam tylko te osoby, od których czułam tylko dobrą moc i pozytywną energię. I im jestem dziś stukrotnie wdzięczna..." - wyjaśniła. "Chcę być przykładem dla ludzi, że mimo różnych przeciwieństw można w życiu naprawdę dużo osiągnąć, trzeba tylko chcieć i o to walczyć. I otaczać się wartościowymi ludźmi, przyjaznymi, chętnymi do pomocy, a nie zrzucającymi cię na bok" – dodała.
Mistrzyni paralimpijska przyznała, że do pracy i treningu zainspirowała ją jakiś czas temu osoba, którą widziała w fimie na Netfliksie.
"Zainspirował mnie film na Netfliksie o Dianie Nyad, pływaczce, która w wieku 64 lat przepłynęła w 53 godziny z Kuby na Florydę. To trasa uważana za +Mount Everest pływaków+. Czyhają tam na nich niebezpieczne prądy, ale też rekiny i meduzy. Ona po tym wyczynie właśnie przekonywała młodzież, że jak się czegoś bardzo chce i w to wierzy, to można to osiągnąć bez względu na wiek, niepełnosprawność czy cokolwiek innego" - wyjaśniła.
Polka przyznała, że też miała w karierze trudne okresy.
"Ja też miałam w życiu i karierze momenty, że było mi bardzo ciężko. I nawet byłam bliska decyzji, żeby rzucić sport i starty. Przechodziłam bardzo mocną depresję przed igrzyskami w Rio de Janeiro w 2016 roku. Pomogła mi z niej wyjść terapia u świetnego dr. Gibały. Wyszłam z niej silniejsza i dziś chcę mówić do kobiet w podobnej sytuacji: dziewczyny, walczcie o siebie, podnieście się, pokażcie tym wszystkim, którzy wpędzili was w depresję, którzy chcieliby was zamknąć w domach, że się nie poddacie. Uwierzcie mi, są wspaniali lekarze, są wspaniali ludzie, którzy wam pomogą, tak jak pomogli mnie" - tłumaczyła.
Pytana, który z pięciu złotych medali sprawił jej największą satysfakcję, odparła, że właśnie ten z Rio zdobyty po okresie depresji. A także ten pierwszy, wywalczony w wieku 19 lat na igrzyskach w Sydney 2000.
"Tamten pierwszy medal sprawił, że po prostu aż chciało mi się żyć. Wtedy zrozumiałam, że właśnie to chcę w życiu robić i to jest mój cel. Dziś mam ponad 40 lat, dwie wspaniałe córki, które sama wychowałam. Cieszę się, że są ze mną duchowo i wspierają mnie, są zawsze w trudnych momentach. Im dedykuję ten medal, a także mojemu kochanemu mężowi, dzięki któremu tak naprawdę dziś tutaj jestem" - zakończyła złota medalistka. (PAP)
wha/ co/gn/