Skrajnie prawicowe Zjednoczenie Narodowe (RN), dawny Front Narodowy Marine Le Pen, uzyskało 31,3 proc. głosów w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Już po ogłoszeniu rezultatów sondaży exit poll, wskazujących na dwukrotną przewagę skrajnej prawicy, prezydent Emmanuel Macron ogłosił rozwiązanie parlamentu i wyznaczył przedterminowe wybory do Zgromadzenia Narodowego. Pierwsza -tura odbędzie się 30 czerwca, druga - 7 lipca.
"Prezydent Emmanuel Macron zagrał va banque i akurat w tej dziedzinie spotkał się z krytyką również swoich sojuszników" - powiedział Byrt we wtorek w RMF FM.
Według niego, decyzja prezydenta prawdopodobnie podyktowana była poczuciem krytycznej sytuacji, w jakiej znalazła się Francja po wyborach do PE. Dodał, iż wcześniej partia Marine le Pen zyskiwała na sile w okresie wyborów, ale jeszcze nigdy nie zanotowała tak znaczącego wzrostu liczby głosów.
Byrt podkreślił, że Zjednoczenie Narodowe zdobyło ponad 2,5 miliona głosów ponad to, co zwykle uzyskiwało, natomiast Odrodzenie, partia prezydenta Macrona, straciło 1,5 miliona głosów. "Jeśli ta tendencja się utrzyma, to kształt sceny politycznej we Francji może ulec dramatycznej zmianie w stosunku do tego, do czego przywykliśmy w ciągu ostatnich kilkunastu czy kilkudziesięciu lat" - powiedział.
"Deklaracja Macrona była szokiem"
Zauważył, że deklaracja Macrona o rozwiązaniu Zgromadzenia Narodowego była szokiem dla przedstawicieli jego partii oraz czołowych polityków, a prezydent wygłosił ją chwilę po ogłoszeniu sondażowych wyników wyborów do PE, co wskazuje na to, że była przygotowywana w bardzo wąskim gronie. Były ambasador ocenił, że Macron wykonał gest polityka, który wierzy w swój naród i dlatego oddaje mu głos.
"Jeśli naród wybierze Marine le Pen i jej ugrupowanie, a nie uda się jej stworzyć rządu, który będzie rządzić krajem, będzie musiała zdobyć koalicjantów. Jeśli nie, to Macron będzie mógł powiedzieć: widzicie państwo, daliśmy szansę ugrupowaniu, które zajęło pierwsze miejsce w wyborach do PE, jednak na scenie francuskiej nie potrafią skutecznie rządzić" - powiedział Byrt.
Jak zauważył, wtedy Macron mógłby zaproponować kolejne wybory, żeby "pozwolić Francuzom na ochłonięcie i powrót do układów politycznych, które były znane przez dekady".
Byrt wskazał także na możliwość innego rozwoju wypadków. Według niego, może zdarzyć się też coś takiego, jak dawniej, z ugrupowaniem Marine le Pen, gdy kiedy zyskiwało ono poparcie, partie opozycyjne z obu stron sceny politycznej "zwierały szeregi i obierały wspólny front, by nie dopuścić do jej zwycięstwa".
Były ambasador wskazał też na zagrożenie dla Ukrainy wynikające z możliwych rządów Zjednoczenia Narodowego. "Partia Marine le Pen jest partią, na którą ma wpływ oficjalny i nieoficjalny Putin i jego ekipa" - powiedział. Podkreślił także, że kampanie le Pen były w przeszłości finansowane przez Rosję, a ona sama "jest uzależniona od pieniędzy rosyjskich". Jak dodał, będąc w rządzie Marine le Pen mogłaby m.in. sabotować akcje sankcyjne przeciwko Rosji, blokować decyzje dotyczące dozbrajania Ukrainy i zakazać eksportu niektórych rodzajów broni do Ukrainy. "Na pewno na Kremlu dziś wszyscy zacierają ręce" - podsumował Byrt.(PAP)
mar/