Lider PSL o kandydacie Trzeciej Drogi na prezydenta. "Wszystko na to wskazuje"

2024-07-26 10:26 aktualizacja: 2024-07-26, 14:34
 Minister obrony narodowej, prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz na posiedzeniu Rady Naczelnej PSL, fot. PAP/Rafał Guz
Minister obrony narodowej, prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz na posiedzeniu Rady Naczelnej PSL, fot. PAP/Rafał Guz
Wicepremier, szef MON i lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz powiedział w piątek w TOK FM, że jego zdaniem najbardziej prawdopodobnym wspólnym kandydatem Trzeciej Drogi na prezydenta jest marszałek Sejmu i lider Polski 2050 Szymon Hołownia.

Lider PSL był pytany, czy Hołownia będzie wspólnym kandydatem Trzeciej Drogi. Kosiniak-Kamysz odpowiedział, że "wszystko na to wskazuje". "Wszystko idzie w tym kierunku, chcemy wyłonić wspólnego kandydata, na to się umówiliśmy na ostatnim posiedzeniu klubów parlamentarnych i będziemy do tego dążyć. I na dzień dzisiejszy Szymon Hołownia jest najbardziej prawdopodobnym kandydatem" - zaznaczył.

Na uwagę, że niektórzy zastanawiają się, czy on sam nie zamierza kandydować, w związku z "radykalizacją" jego wypowiedzi, między innymi dotyczącymi stawiania Ukrainie warunku rozliczenia sprawy Wołynia, podkreślił, że on "stawia jasno sprawy, które są ważne dla wielu Polaków". Podkreślił, że jego zdaniem bezwarunkową sprawą jest udzielanie Ukrainie pomocy humanitarnej i militarnej.

Chodzi o wypowiedź lidera ludowców, który powiedział w Polsat News, że Ukraina nie może zostać przyjęta do Unii Europejskiej, dopóki Warszawa i Kijów nie rozwiążą kwestii rzezi wołyńskiej. Zaznaczył jednocześnie, że jeśli chodzi o stronę ukraińską, on jest "gotów powiedzieć każde słowo, które jest słowem wobec sprawiedliwych". Podkreślił, że jest gotów także na otwartą debatę w kwestii Wołynia, a "bez rozstrzygnięcia sprawy ekshumacji, upamiętnienia, godnego pochówku nie zabliźni się ta rana, która jednak wciąż się jątrzy".

Lidera PSL pytano, czy zdaje sobie sprawę z tego, że blokując liberalizację w sprawie aborcji zniechęcił dużą, a może decydującą grupę wyborców do wsparcia całej koalicji 15 października w nadchodzących wyborach prezydenckich, a może nawet i kolejnych wyborów parlamentarnych.

Kosiniak-Kamysz odparł, że z kolei wyborców konserwatywnych i centrowych zniechęcać może to, że "tylko agenda światopoglądowa lewicowa jest na pierwszym miejscu". Podkreślił, że ci ludzie w wyborach parlamentarnych zdecydowali się poprzeć ich, a nie PiS. "Wybrali nas, a mogą też nie pójść do tych wyborów i przez to przegramy wybory prezydenckie i kolejne wybory parlamentarne. Musi tu być pewnego rodzaju równowaga" - przekonywał.

Mówił, że powrót do tzw. kompromisu aborcyjnego zniósłby zakaz aborcji płodu z wadami genetycznymi - punkt, który wywołał wielkie wzburzenie kobiet. Ocenił, że projekt PSL, który do tego prowadzi, "to jedyny realny krok w przód".

Podkreślił, że badania CBOS wskazują, że zdaniem wyborców rząd powinien zająć się przede wszystkim poprawą bezpieczeństwa państwa i wzmocnieniem jego obronności, walką z inflacją, ograniczeniem nielegalnej migracji, poprawą stanu finansów publicznych, dostępnością mieszkań - a rozliczenie PiS i sprawa przepisów aborcyjnych mają o wiele mniej wskazań.

Pytany, czy dlatego daje żołnierzom "prawo do strzelania do ludzi" na granicach i bezkarności, Kosiniak-Kamysz powiedział, że dotyczy to sytuacji, jeżeli ktoś zagraża życiu lub zdrowiu funkcjonariuszy.

Senat przyjął w czwartek z poprawkami ustawę o wsparciu działań żołnierzy i funkcjonariuszy. Jedna z nich stanowi, że decyzję o użyciu wojska do pomocy policji przekazuje się prezydentowi i premierowi. Ustawa wróci teraz do Sejmu.

Nowe przepisy przewidują m.in. możliwość użycia wojska do samodzielnych działań – nie tylko do wsparcia służb MSWiA - w czasie pokoju na terytorium kraju. Zapewniają też pomoc prawną żołnierzom i funkcjonariuszom służb MSWiA w razie postępowania związanego z użyciem przez nich broni. Ustawa wprowadza także do Kodeksu karnego kontratyp - przepis, który wyłącza odpowiedzialność za niewłaściwe użycie broni przez żołnierzy i funkcjonariuszy działających na granicy w wyjątkowych sytuacjach.

Polityk w tym kontekście mówił o "hordach" osób wyszkolonych przez obce służby specjalne, które chcą forsować granicę, zagrażając bezpieczeństwu żołnierzy. "Nawet kobiety i dzieci?" - dopytywano lidera PSL i szefa MON. "Kobiety w ciąży stają się taki młodymi mężczyznami silnie uzbrojonymi, którzy atakują nawet jak była udzielana pomoc" - odparł polityk. Przypomniał, że funkcjonariusze bywają obrzucani kamieniami i konarami, a rząd musi stanąć po ich stronie i w obronie granic kraju. (PAP)

wni/ mrr/