Malwina Smarzek po pierwszym meczu na igrzyskach: Japonki zawsze wracają

2024-07-28 17:31 aktualizacja: 2024-07-28, 22:59
Siatkarki reprezentacji Polski cieszą się po zdobyciu punktu podczas meczu grupy B z Japonią, fot. PAP/Adam Warżawa
Siatkarki reprezentacji Polski cieszą się po zdobyciu punktu podczas meczu grupy B z Japonią, fot. PAP/Adam Warżawa
"Japonki zawsze wracają, nie ma wyniku, którego by nie wyciągnęły" - przyznała atakująca Malwina Smarzek po wygranej w trudnym meczu polskich siatkarek z Japonią 3:1 na inaugurację igrzysk w Paryżu. Polki kilkukrotnie roztrwoniły w tym meczu wyraźne przewagi.

Smarzek nie rozpoczęła meczu w wyjściowym składzie, w każdej partii pojawiała się jednak na krótszych lub dłuższych podwójnych zmianach. Pokazała się z dobrej strony, chociaż, jak przyznała, czas spędzony na boisku się dla niej nie liczył.

"Moje zmiany nie mają dla mnie osobiście znaczenia, najważniejsze, że mogłam pomóc zespołowi. Przynajmniej nie zniwelowałyśmy tego, co dziewczyny dobrego wypracowały na boisku" - stwierdziła atakująca.

Polki po porażce w pierwszym, niepewnym z ich strony, secie weszły na swój wysoki poziom. W drugiej partii triumfowały po wyrównanej walce, natomiast w trzeciej i czwartej przysporzyły sobie niepotrzebnych kłopotów, trwoniąc wyraźne przewagi. Smarzek zwróciła jednak uwagę, że to przede wszystkim zasługa mocnego japońskiego zespołu.

"Japonki zawsze wracają, nie ma wyniku, którego by nie wyciągnęły. Za każdym razem to potwierdzają. Dlatego ja jestem pełna szacunku i podziwu dla tego zespołu, bo mimo niskiego wzrostu potrafią grać wyśmienitą siatkówkę i udowadniają to za każdym razem" - podkreśliła 28-letnia siatkarka.

Efektownie mecz zakończyła Martyna Czyrniańska, która przez całe spotkanie stała w kwadracie dla rezerwowych. W końcówce trener Stefano Lavarini wpuścił ją na boisko na kilka akcji, a ona odpłaciła mu się asem serwisowym przy wyniku 27:26 dla Polek, dając drużynie zwycięstwo. Szkoleniowiec zaznaczył jednak, że to nie efekt jego wskazówek, ale długofalowej pracy i świadomości zawodniczek, że grają dla wspólnego dobra.

"Prowadzę drużynę tak, jak wcześniej - zastanawiam się, co jest potrzebne w danym momencie. Dziewczyny są bardzo związane i gotowe zrobić to, co trzeba, żeby pomóc drużynie. To nie kwestia indywidualności, ale duch zespołu i jego nastawienia" - powiedział włoski trener.

Na pytanie, co powiedział swoim podopiecznym w końcówkach trzeciej i czwartej partii, kiedy wynik był na styku, przyznał, że... nie pamięta.

"Ogólnie starałem się im pomóc skoncentrować się na tym, co musimy zrobić w kolejnych akcjach, tak jak przez cały mecz. Przekazywałem im wskazówki techniczne" - zdradził Lavarini.

Dla wszystkich Polek niedzielny mecz był olimpijskim debiutem. Biało-czerwona reprezentacja siatkarek wróciła bowiem na igrzyska po 16 latach. Tym cenniejsze jest dla nich zwycięstwo z tak trudnym rywalem.

"Bardzo się cieszę, bo to pierwszy mecz, dla wszystkich dziewczyn debiut na igrzyskach, więc lepiej być nie mogło. Wiadomo, że było dużo stresu, bo to Japonki, z nimi się trudno gra" - zauważyła Smarzek.

"Każdy się stresował, czekał na ten mecz. Myślę też, że każdy trochę mniej spał. Sądzę, że wszyscy się stresują, nawet zawodnik, który po raz piąty jest na igrzyskach, zawsze będzie dodatkowo przeżywał początek turnieju" - dodała.

Z wyjątkowości początku imprezy zdawał sobie sprawę trener Polek, który próbował znormalizować to doświadczenie.

"Próbowałem sprawić, żeby poczuły, że robimy to, co każdego dnia - wychodzimy na boisko i gramy w siatkówkę, mimo że to zupełnie inny turniej. Wiem, że to był trudny, stresujący moment dla nich, bo pierwsze w życiu spotkanie igrzysk olimpijskich to jest coś" - przyznał szkoleniowiec.

Kolejne spotkanie Polki rozegrają w środę z Kenią.

 

Z Paryża - Monika Sapela (PAP)

sma/