Marcin Mastalerek: Jeśli Donald Tusk wróci do strategii totalnej wojny z prezydentem, jesteśmy gotowi stawić temu czoła

2023-11-24 10:38 aktualizacja: 2023-11-24, 15:36
MArcin Mastalerek, Fot. PAP/Radek Pietruszka
MArcin Mastalerek, Fot. PAP/Radek Pietruszka
Jeśli szef PO wróci do strategii totalnej wojny z prezydentem, to jesteśmy gotowi stawić temu czoła. My chcemy sensownej współpracy z potencjalnym rządem kierowanym przez dotychczasową opozycję - powiedział "Wprost" szef gabinetu prezydenta RP Marcin Mastalerek.

Mastalerek pytany, czy prezydent szykuje się do wojny z nowym rządem, przypomniał maksymę "chcesz pokoju, szykuj się do wojny".

"Ale tak naprawdę prezydent chce pokoju i współpracy" - podkreślił.

Zaznaczył, że prezydent Duda pamięta, jak wyglądała kohabitacja między prezydentem Lechem Kaczyńskim a premierem Donaldem Tuskiem.

"Prezydent niedawno mówił o tym, że ma nadzieję, że Donald Tusk się zmienił. Pamiętajmy, że to właśnie on rozpoczął polityczną wojnę po przegranych wyborach prezydenckich w 2005 roku. Wojnę, która ciągnęła się latami i niestety trwa do dziś" - ocenił.

"Jeśli jednak szef PO wróci do strategii z lat 2007-2010, strategii totalnej wojny z prezydentem, to jesteśmy gotowi stawić temu czoła. W sposób inteligentny, ale stanowczy. My chcemy sensownej współpracy z potencjalnym rządem kierowanym przez dotychczasową opozycję. To Donald Tusk musi sobie odpowiedzieć na pytanie: czy chce pokoju, czy wojny?" - zaznaczył Mastalerek.

Dopytywany, czy prezydent "szykuje własny odwet" i jest pamiętliwy, zapewnił, ż "prezydent wyciąga rękę do wszystkich osób gotowych do współpracy, nie tylko parlamentarzystów, ale i samorządowców, organizacji społecznych, by budować szeroką koalicję polskich spraw w najważniejszych kwestiach dla Polaków. To jest cel".

Jak zaznaczył, te kwestie to bezpieczeństwo kraju i jego obywateli. Bezpieczeństwo militarne, bezpieczeństwo naszych granic, ale też bezpieczeństwo energetyczne. Sprawy społeczne. Budowanie państwa, które dba o godność wszystkich obywateli.

Mastalerek powiedział też, że w interesie całego szerokiego obozu Zjednoczonej Prawicy jest "odwoływanie się do dziedzictwa Andrzeja Dudy". Przekonywał, że ma on "wielkie osiągnięcia".

"Gdyby nie Andrzej Duda, nie byłoby kluczowych zmian w kwestiach społecznych, takich jak obniżenie wieku emerytalnego, wprowadzenie programu Rodzina 500 Plus, wsparcia dla seniorów – 13 i 14 emerytury i wielu innych rzeczy dzięki, którym miliony polskich obywateli zaczęło nareszcie godnie żyć. Prezydent obiecywał to w trakcie kampanii w 2015 roku. I słowa dotrzymał. Powiem więcej: gdyby nie Andrzej Duda w ogóle nie byłoby rządów Zjednoczonej Prawicy. Bo przecież to jego wygrana 8 lat temu otworzyła drzwi do zmiany w Polsce, a ponowne zwycięstwo w 2020 roku pozwoliło ten ambitny program gospodarczo-społeczny kontynuować" - powiedział.

Wskazywał także na działania związane z reakcją Polski po agresji Rosji na Ukrainę.

"Kto budował dobre relacje z Kijowem? I to na długo przed wybuchem pełnoskalowej wojny. Kto motywował NATO do działania? Aktywnie zabiegał o wzmocnienie wschodniej flanki Sojuszu Północnoatlantyckiego o stałą obecność wojsk amerykańskich w Polsce? Kto rozmawiał z prezydentem Bidenem?" - pytał. Ocenił, że "Andrzej Duda odegrał historyczną rolę w kontekście Ukrainy".

Mastalerek był też pytany, jak Pałac Prezydencki przygotowuje się "na wyrywanie kompetencji w polityce zagranicznej przez rząd", szczególnie, że Radosław Sikorski - który ścierał się z prezydentem Lechem Kaczyńskim w tych kwestiach - teraz znów ma być szefem MSZ.

"Rząd i prezydent dzielą się kompetencjami dotyczącymi polityki zagranicznej. Wszystko jest określone przez konstytucję, jak i przez kolejne wyroki Trybunału Konstytucyjnego. A także tzw. ustawę kompetencyjną o współdziałaniu w polityce zagranicznej, która została przyjęta na wniosek prezydenta" - odpowiedział.

Dopytywany, czy Andrzej Duda ubezpieczył się na przyszłość ustawą kompetencyjną, ocenił, że "rzeczywiście może się dziś przydać".

Przyszłość Zjednoczonej Prawicy

Pytany o przyszłość PiS Mastalerek ocenił, że przyszłość Zjednoczonej Prawicy jest niepewna. Podkreślił, że "od sukcesji w PiS będzie zależało czy ta formacja przetrwa i czy realnie będzie miała szansę powrócić do rządów w Polsce". Zastrzegł, że jest za wcześnie, by mówić o tym, kto będzie beneficjentem tej sukcesji.

Mastalerka pytano także czemu Jarosław Kaczyński skreślił go z listy wyborczej w 2015 r. Polityk odparł, że nie chce do tego wracać.

"Jedyne o czym mogę mówić, to apelować żeby w przyszłości prawica nie popełniała takich błędów. Bo uważam, że skreślenie mnie było wówczas politycznym błędem. Zachowałem się wtedy inaczej niż reszta źle potraktowanych osób, nie chodziłem do mediów, nie wylewałem żalów, nie opowiadałem, jak zostałem skrzywdzony i nie przeszedłem na drugą stronę, pomimo tego, że miałem takie propozycje" - powiedział.

Szefa gabinetu prezydenta spytano też czy ma żal do prezesa PiS.

"W 2010 roku miałem okazję towarzyszyć Jarosławowi Kaczyńskiemu w drodze do Smoleńska, kilka godzin po katastrofie. Lecieliśmy wtedy prywatnym samolotem. To było dla mnie osobiście niezwykle istotne wydarzenie. Politycznie i prywatnie. Tamta katastrofa była najbardziej tragicznym wydarzeniem w historii Polski po 1945 roku. (...) Jarosław Kaczyński zachował się jak mąż stanu. Pyta mnie pani, co czuję? Szacunek" - powiedział.

Zaznaczył, że o tym kto będzie następcą Jarosława Kaczyńskiego zdecyduje prezes PiS.

"Partia jest w taki sposób zbudowana, że jest de facto osobistą partią Jarosława Kaczyńskiego. To będzie jego niezwykle ważna odpowiedzialność, komu ją przekaże, żeby za dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści lat to było nadal ugrupowanie odgrywającą istotną rolę na polskiej scenie politycznej".

"Jeśli PiS ma mieć na to szanse, Jarosław Kaczyński musi zdecydować, czy chce przyjąć formułę wykluczającą, czy zapraszającą" - ocenił. (PAP)

kw/