Poseł Przydacz w imieniu klubu PiS wniósł o przedstawienie przez przedstawiciela rządu informacji w sprawie stanowiska i działań rządu w zakresie przyjętego na poziomie UE tzw. paktu migracyjnego, w szczególności działań mających na celu zapewnienie bezpieczeństwa RP i jej obywateli.
Poseł PiS podkreślił, że "bez bezpieczeństwa nie ma niczego". "Nie ma rozwoju, nie ma spokoju społecznego - bez tego bezpieczeństwa o charakterze międzynarodowym, ale także bez bezpieczeństwa o charakterze wewnętrznym" - przekonywał.
W jego ocenie, "Polki i Polacy, obywatele RP w oczywistym sposób mają prawo obawiać się tego, co dzieje się za polską wschodnią granicą". "Mówię tutaj o agresji rosyjskiej wobec Ukrainy, szeroko pojętej polityki agresji Federacji Rosyjskiej, mają prawo obawiać się tego, co dzieje się na granicy, i za granicą białoruską, ale mają prawo obawiać się także - i obawiają się - o swoje bezpieczeństwo wewnętrzne w kontekście nieregularnej migracji, w kontekście presji migracyjnej pochodzącej z kierunku zarówno wschodniego jak i zachodniego" - zaznaczył polityk PiS.
"Wszyscy doskonale pamiętamy lata przed 2015 rokiem, kiedy ten problem migracyjny, który narastał próbowano rozwiązać poprzez podzielenie się tym problemem i tym wyzwaniem z państwami Europy Środkowej i Wschodniej. Wówczas rząd Ewy Kopacz mówił, że Polska rządzona przez PO i PSL jest gotowa w zasadzie na przyjęcie każdej liczby migrantów" - powiedział Przydacz.
Dodał, że "rząd PiS po objęciu władzy - myśląc o bezpieczeństwie RP - dokonywał szeregu działań blokujących te złe rozwiązania". "Udało się wówczas przekonać i odwrócić ten trend na Zachodzie Europy i do Polski przez osiem lat nie przybywali żadni wysyłani z Zachodu migranci" - zaznaczył poseł PiS. Tymczasem - jak podkreślił - "po ponownym przejęciu władzy przez koalicję, przez koalicję 13 grudnia, właśnie od grudnia zeszłego roku, prace nad tzw. paktem migracyjnym zaczęły przyspieszać".
"Rząd Donalda Tuska zarówno na posiedzeniu Rady UE, jak i związani z waszym środowiskiem europarlamentarzyści nie byli w żaden sposób w stanie zablokować tej legislacji w Brukseli i w Strasburgu" - powiedział Przydacz, zwracając się do polityków obozu rządzącego. Według niego, w pakcie migracyjnym nie chodzi o to, żeby uregulować te kwestie, "tylko o to, żeby podzielić się problemem narosłym w wyniku błędów polityki zachodniej, europejskiej, aby rozmasować ten problem na Zachodzie Europy i przesunąć ten problem do Europy Wschodniej".
14 maja ministrowie finansów państw unijnych ostatecznie zatwierdzili pakt migracyjny, przy sprzeciwie Polski, Słowacji i Węgier. Pakt ma kompleksowo regulować sprawy migracji w Unii Europejskiej, w tym kwestie związane z pomocą udzielaną krajom pod presją migracyjną. Nowe przepisy mają m.in. rozłożyć odpowiedzialność za zarządzanie migracją w Unii pomiędzy wszystkie kraje członkowskie.
Ma temu służyć mechanizm obowiązkowej solidarności, który zakłada rozlokowanie co roku co najmniej 30 tys. osób. Ma on polegać na udzielaniu wsparcia krajom znajdującym się pod presją migracyjną przez pozostałe państwa członkowskie. Alternatywnie państwa unijne będą mogły zapłacić 20 tys. euro za każdą nieprzyjętą osobę lub wziąć udział w operacjach na granicach zewnętrznych UE.
Po przyjęciu paktu premier Donald Tusk oświadczył, że pakt ten negocjowany był przez rząd Mateusza Morawieckiego (PiS). Tusk powiedział wówczas, że jego rządowi udało się uzyskać takie zapisy w pakcie migracyjnym, które czynią go "dużo mniej groźnym w konsekwencji niż na początku". Według niego, pakt w obecnym kształcie "daje Polsce możliwości unikania jakichkolwiek negatywnych konsekwencji" i Polska "nie przyjmie z tego tytułu żadnych migrantów". (PAP)
autor: Edyta Roś
gn/