"Uważam, i to jest postulat naszego ruchu w kwestii prawa aborcyjnego, że w takich sprawach, zamiast to eskalować jeszcze bardziej, powinniśmy znaleźć metodę, w której wszyscy wypowiemy się. Jeśli zmiany mają być trwałe i nie mają być wywracane - muszą znaleźć szerokie poparcie, muszą być budowane na trwałym fundamencie" - powiedział marszałek Hołownia. "Bo jeżeli nie są - przychodzi kolejna ekipa, przychodzi zmiana i z tego jeszcze więcej nieszczęścia" - dodał.
"To trzeba zrobić raz a dobrze. Nawet jeśli miałoby to być rok lub dwa lata później, albo i pięć lat później. Mówię o tym, by doprowadzić do konkluzji. Ten Sejm jest znakomitym obrazem polskiego społeczeństwa, jest tam pełny jego przekrój. Staram się tłumaczyć, że to miejsce jest miejscem rozmowy. Poseł ma dwa narzędzia - ma słowo i decyzję, które ma podjąć" - podkreślił.
Zapytany czy w sprawie aborcji konieczne jest referendum i czy nie obawia się, że zostanie "hamulcowym ważniej zmiany, której oczekują kobiety w Polsce" marszałek odparł: "Te wszystkie sprawy o których tu mówimy muszą zostać uregulowane. Nie możemy się pogrążyć na lata w tym sporze. Musimy jak najszybciej działać, użyć narzędzi, które są w dyspozycji władzy wykonawczej - mówię o ministrze zdrowia. Żeby kobiety kiedy są w ciąży nie bały się iść do szpitala, żeby nie bały się badać i żeby lekarze nie bali się podjąć decyzji, kiedy zagrożone jest zdrowie i życie kobiety. Żeby zdjąć im z głowy gorący oddech prokuratora, który stoi nad nimi, i kończy się to niestety śmiercią".
Hołownia poinformował, że sam zagłosowałby przeciw projektowi ustawy pozwalającej na aborcję do 12. tygodnia ciąży bez podawania przyczyny. Przypomniał, że on opowiada się za referendum w tej sprawie.
W jego ocenie, po wyniku takiego referendum byłaby to decyzja - jak to ujął - "ufundowana na tak silnym fundamencie, i Polacy podejdą do niej z takim przekonaniem, że zaoszczędzi to nam bardzo poważnego tumultu społecznego, na który czekają nasi przeciwnicy". "I będziemy w stanie zminimalizować straty" - mówił.
Pytał, jaka jest alternatywa. "Z prezydentem Andrzejem Dudą przez półtora roku w pałacu? Z takim Sejmem, jaki jest dzisiaj wybrany?" - mówił Hołownia. "Nie chcecie referendum? Świetnie, ja to rozumiem. Dajcie mi bardziej skuteczne rozwiązanie" - powtórzył, dopytywany w programie.
W jego ocenie, jeśli parlament uchwali przepisy liberalizujące prawo do aborcji, prezydent Andrzej Duda ustawy nie podpisze i skieruje te przepisy do oceny przez Trybunał Konstytucyjny. "Gdzie ona ugrzęźnie na lata. Tymczasem sytuacja, którą mamy, wymaga działania" - powiedział Hołownia.
Marszałek Sejmu: należy wrócić do kompromisu aborcyjnego
"Należy uchwalić ustawę, która przywróci 'kompromis aborcyjny' (...). I weźmy się za przygotowanie referendum" - mówił Hołownia. "Jeżeli zliberalizowalibyśmy dostęp do aborcji do końca trzeciego miesiąca ciąży bez żadnych ograniczeń, żadnych przesłanek, to jak uważam, że jest to jednak za daleko idące" - mówił.
"Wielu z nas jest w sytuacji konfliktu dwóch dóbr. Bo jest wielu z nas, którzy (...) naprawdę są wstrząśnięci tym, co dzieje się z kobietami w takiej sytuacji, kiedy stają przed takimi wyborami, natomiast nie są w stanie też wewnętrznie rozstrzygnąć dylematu co do statusu zarodka, czy statusu nieurodzonego dziecka" - ocenił marszałek Sejmu.
"I w momencie, w którym mamy do czynienia z nieodwracalnym uszkodzeniem, ciężką chorobą, która doprowadzi do śmierci, z zagrożeniem zdrowia, życia matki, to ten wybór waży się inaczej. W momencie, kiedy takiego czynnika nie ma, i nic się z płodem, z dzieckiem nie dzieje, badania wychodzą ok, z drugiej strony też tego zagrożenia życia czy zdrowia matki nie ma, to też ten wybór waży się inaczej" - mówił Szymon Hołownia.
Dodał, że w jego ocenie to nie ten "'rozyoutubowany' dzisiaj i 'rozpublicyzowany' Sejm" powinien się tą kwestią zajmować, tylko "każdy z nas, wiedząc to, co wie o życiu" w ramach procedury referendum.
Jak podkreślił, "deficyt zdrowia psychicznego może doprowadzić nawet do śmierci człowieka". "To jest bardzo poważna sprawa i ta kwestia także powinna być uwzględniona. My powinniśmy jak najszybciej osiągnąć status quo ante, czyli wrócić do stanu przed tym haniebnym wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego na podstawie ustawy, którą jeszcze raz przegłosuje Sejm i wtedy zobaczymy, jak zachowa się pan prezydent Andrzej Duda" - wskazał marszałek Sejmu.
Hołownia: należy zlikwidować Fundusz Kościelny
Marszałek Sejmu zapytany, czy krzyż powinien zniknąć z sali posiedzeń Sejmu powiedział - "nie mam takiego przekonania".
"Nie mam z tym żadnego kłopotu. On (krzyż-PAP) jakoś wpisał się w krajobraz Sejmu i wiem, że dla wielu ludzi jest ważny. Trzeba zawsze się zastanawiać nad momentem, kiedy się takie symbole zawiesza i dobrze je uzgadnia. Natomiast zdejmowanie później tych symboli jest rzeczą dużo trudniejszą, wywołującą dużo większe podziały, raniącą wielu ludzi. Mamy już chyba dość ran i dość podziałów, żebyśmy mieli teraz jeszcze sobie to dodawać" - stwierdził Hołownia.
Podkreślił, że jemu "krzyż na sali Sejmowej nie przeszkadza". "Nikt jeszcze do mnie nie przyszedł, że jemu on przeszkadza, więc może w ten sposób okazujemy sobie choćby tak jak potrafimy szacunek" - dodał.
Dopytywany o rozdział Kościoła do państwa, który był jednym z punktów kampanii wyborczej Polski 2050, Hołownia wyjaśnił, że jego ugrupowanie "bardzo precyzyjnie i jasno mówi o Kościele instytucjonalnym".
"Zrosty pomiędzy państwem i Kościołem katolickim są krępujące dla obu stron. One są złe. To zaszło za daleko i dlatego tak twardo od samego początku o tym mówię" - powiedział marszałek Sejmu.
Zastrzegł, że "czym innym jest likwidacja Funduszu Kościelnego, uregulowanie kwestii nauczania religii, likwidacja etatów kapelanów tam, gdzie one są kompletnie zbędne, uregulowanie kwestii cenników na cmentarzach czy wszystkie rzeczy związane z finansowaniem instytucji o. Tadeusza Rydzyka bardzo szeroko rozumianego". Jak zaznaczył Hołownia, "to jest coś innego, niż kwestia krzyża".
Powiedział, że kwestia obecnością krzyż w przestrzeni Sejmu "to nie jest kwestia Kościoła, tylko wiary". "To nie jest religia, tylko czyjaś wiara. Czym innym jest relacja państwa jako instytucji z Kościołem jako drugą instytucją, a czym innym jest uszanowanie przekonań religijnych tej czy innej osoby, która tutaj, kiedy wchodzi do tego budynku nie zawiesza ich na kołku'" - powiedział marszałek Sejmu.
"Od dziesięciu albo od piętnastu lat słyszę o konieczności wypowiedzenie Konkordatu, a żadna z ekip nie wzięła się za uporządkowanie lekcji religii i nadal biskup ma prawo weta, jeśli chodzi o pensum lekcji religii, która ma być nauczana w szkołach" - zwrócił uwagę Hołownia.
"Apelowałbym, żebyśmy przeszli od polityki haseł i symboli, do polityki realnych gestów" - podkreślił. "Należy zlikwidować Fundusz Kościelny. Należy doprowadzić do tego, że biskup nie będzie decydował o tym, ile lekcji religii w danej szkole finansuje państwo. Należy doprowadzić do tego, że piętnastolatek będzie miał prawo zdecydować czy w tych lekcjach religii chce uczestniczyć czy też nie. Należy zatrzymać wszelkie finansowanie ze strony państwa dla działalności propagandowej, partyjnej, zakamuflowanej, prowadzonej przez różnego rodzaju media związane z osobami duchownymi" - oświadczył Szymon Hołownia.
"To trzeba zrobić, a nie gadać cały czas o tym, czy potrzebujemy kolejnej wojny, która potrwałaby pół roku, rozkrwawiłaby wszystkich o ściąganie krzyża" - stwierdził.
Hołownia: należy zracjonalizować wydatki na lekcje religii w szkole
Marszałek dopytywany, jak ocenia zaproponowany przez nową minister edukacji Barbarę Nowacką pomysł ograniczenia lekcji religii do jednej godziny płatnej z budżetu państwa, Hołownia powiedział, że "decyzje w tej sprawie - ile lekcji religii - powinna podejmować społeczność szkolna, a nie żaden minister czy biskup".
"Nie wyrzucałbym propozycji nowej minister od razu ze stołu. Chciałbym to policzyć i zobaczyć, jak to działa" - powiedział marszałek Sejmu.
Stwierdził, że "trzeba coś z tym zrobić, bo to nie może tak wyglądać, że państwo będzie płaciło za puste przebiegi albo biskup będzie blokował". Jak zaznaczył, "trzeba to zracjonalizować".
"Są takie szkoły, gdzie dzieci i rodzice chcą lekcji religii, więc proszę bardzo. Ale są też i takie szkoły, w których nie ma takiego zainteresowania" - powiedział Hołownia. "W mojej ocenie lekcja religii nie powinna być wliczana do średniej" - dodał.
Podkreślił, że na pewno kwestia lekcji religii będzie konsultowana na poziomie klubów.
Marszałek Sejmu o ustawie ws. wprowadzenia w Polsce związków partnerskich: już dawno powinna być uchwalona
Hołownia pytany z kolei o kwestię wprowadzenia w Polsce związków partnerskich powiedział, że nie zmienił w tej sprawie zdania. "My tyle o tym gadamy, znowu, stoczyliśmy o to chyba z 15 wojen, są już ofiary - na szczęście tylko publicystyczne - potem to znowu się rozgrzało. Ile o tym można gadać? To trzeba zrobić, ustawa o związkach partnerskich już dawno powinna być uchwalona" - powiedział. Dopytywany, czy powinna być uchwalona w tej kadencji, odparł: "Pewnie".
"Powinien (projekt) już dawno być uchwalony, powinniśmy mieć tę sprawę załatwioną, to już XXI wiek. Wiemy też, jak zmienia się nasza świadomość co do tego, czego potrzebują ludzie. Pokolenie moich córek ułoży sobie te sprawy pewnie jeszcze zupełnie inaczej. Natomiast my musimy sobie powiedzieć dziś jasno: jeżeli para obywateli RP chce poinformować państwo, że zdecydowała się formalnie na trwały związek, który ma rodzić też pewne skutki prawne, to co państwu do tego? Mają prawo o tym poinformować, a państwo musi to przyjąć do wiadomości, wyciągnąć z tego formalne konsekwencje. Tu nie ma żadnej ideologii" - powiedział.
Inaczej - zaznaczył - ma się sprawa z zawieraniem małżeństwa i z jego definicją. Dodał, że można toczyć na ten temat długie debaty, na które według niego nie ma teraz miejsca. "Moim zdaniem to nie byłoby właściwe, ja też wewnętrznie mam silne przekonanie, że to nie jest ten moment i tak nie powinno być" - powiedział.
Podkreślił, że to jest wyłącznie jego zdanie, a w ruchu Polska 2050 są osoby, które mogłyby poprzeć inne rozwiązanie. Przypomniał, że umowa w nim była taka, że "w sprawach sumienia każdy głosuje zgodnie ze swoim sumieniem, a nie zgodnie z sumieniem przewodniczącego".
Pytany, czy jego zdaniem w Sejmie jest szansa, by projekt o związkach partnerskich zyskał większość, odpowiedział, że tego nie wie i że zapewne to zależy także od tego, jak zachowają się także posłowie PiS, którzy w tej sprawie "mają trochę inne zdanie niż ta czołówka" i od posłów klubu PSL-TD, w którym jest także "skrzydło konserwatywne". "Ja nie mam wątpliwości" - przypomniał.
Na uwagę, że do uregulowania kwestii związków partnerskich "zobowiązuje" Polskę niedawny wyrok ETPCz, Hołownia powiedział, że Polska będzie musiała go wykonać, ale nie można sprawić, by posłowie zagłosowali inaczej niż chcą. Podkreślił, że posłowie - słusznie - "są bardzo przekonani co do tego, że mają wolny mandat" i zdecydują zgodnie ze swoim sumieniem.
Hołownia wyraził przekonanie, że ta ustawa zostanie uchwalona w tej kadencji; zaznaczył, że to nie jest "żadna krucjata ideologiczna" tylko rozwiązanie, które uporządkuje sytuację i pozwoli zaoszczędzić cierpienia wielu ludziom. "To jest po prostu dobre" - ocenił.
Stwierdził, że sprawa małżeństwa jest kwestią o większym ciężarze gatunkowym i dyskusja na temat zmian w jego definicji powinna odbyć się po dłuższym przygotowaniu, nawet jeśli to zabierze więcej czasu niż niektórzy tego oczekują.
W niedzielę minister ds. równości Katarzyna Kotula (Lewica) oceniła w rozmowie z PAP, że jest już najwyższy czas na wprowadzenie związków partnerskich w Polsce. "Bardzo bym chciała, żeby w tej sprawie był projekt rządowy" - zaznaczyła. Dodała, że chciałaby w ciągu miesiąca rozpocząć konsultacje w sprawie tego projektu. (PAP)
Autorzy: Magdalena Gronek, Maciej Replewicz, Wiktoria Nicałek
mmi/