W artykule redakcyjnym we wtorkowym wydaniu "Le Figaro" ocenia, że premier Michel Barnier "nie mógł zrobić więcej". Poczynione przez niego ustępstwa wobec Le Pen, m.in. w sprawie podatku na elektryczność i refundacji leków, dziennik komentuje uwagą "lepiej późno niż wcale". Natomiast Le Pen - w ocenie dziennika - "zawsze chciała więcej, ryzykując zmarnowaniem własnego zwycięstwa".
"Le Figaro" przypomina, że najbliższe wybory parlamentarne mogą się odbyć dopiero w lipcu przyszłego roku (jeśli prezydent Emmanuel Macron znów rozwiąże parlament - PAP). Sam prezydent jest chroniony przez konstytucję i wybory głowy państwa odbędą się w 2027 roku. "Po co więc rozpętywać kryzys polityczny, jeśli (nowych) wyborów nie będzie?" - stawia pytanie gazeta.
Komentator zastanawia się też, czy na strategię Le Pen wpływa "kalendarz sądowy" i czy nie kieruje się ona chęcią rewanżu w związku z procesem, w którym jest oskarżona (proces dotyczy zatrudniania fikcyjnych asystentów w Parlamencie Europejskim - PAP). Liderce skrajnej prawicy grozi nawet kilkuletni zakaz kandydowania w wyborach.
"Potrzebujemy budżetu i nieco stabilności" - apeluje dziennik. Zarzuca Marine Le Pen, że wybrała "awanturnicze manewry" zamiast "spokojnej siły" i "mnożyła czerwone linie, ryzykując, że kraj wpadnie w czarną dziurę".
Frakcja parlamentarna skrajnie prawicowego Zjednoczenia Narodowego (RN) złożyła w poniedziałek wniosek o wotum nieufności wobec rządu. Le Pen zapowiedziała, że RN poprze też analogiczny wniosek złożony przez lewicę. Głosowanie odbędzie się w środę po południu i jest prawdopodobne, że wnioski zbiorą większość, a rząd Barniera będzie musiał ustąpić.(PAP)
awl/ akl/ ał/