Mija 35 lat od premiery "Przesłuchania". Film nazwano najbardziej antykomunistycznym w historii PRL

2024-12-13 12:10 aktualizacja: 2024-12-13, 12:10
Realizacja filmu fabularnego pt. Przesłuchanie, w reżyserii Ryszarda Bugajskiego.Fot. PAP/Witold Rozmysłowicz
Realizacja filmu fabularnego pt. Przesłuchanie, w reżyserii Ryszarda Bugajskiego.Fot. PAP/Witold Rozmysłowicz
35 lat temu, 13 grudnia 1989 r. odbyła się premiera filmu "Przesłuchanie" w reż. Ryszarda Bugajskiego. "Mój film jest manifestem człowieka, który chce być wolny, bez względu na cenę, jaką musi zapłacić" – mówił reżyser, którego dzieło zostało zakazane i nazwane najbardziej antykomunistycznym filmem w historii PRL.

Nim "Przesłuchanie" mogło zostać oficjalnie zaprezentowane szerszej publiczności, film Ryszarda Bugajskiego przeszedł długą, prawie ośmioletnią drogę zakazu rozpowszechniania, banicji reżysera oraz nielegalnej dystrybucji. "Żądano spalenia jego negatywu, by już nikt nigdy go nie obejrzał, co jeszcze bardziej przyczyniło się do legendy 'Przesłuchania'" – mówi w rozmowie z PAP odtwórczyni głównej roli w filmie Krystyna Janda.

Na pomysł nakręcenia filmu Bugajski wpadł w związku z kryzysem politycznym na początku lat 80. "Kiedy nastąpił szokujący przewrót 1980 r., kiedy powstała Solidarność, pomyślałem: 'a nuż to jest ten moment'" – wspominał reżyser. "Postanowiłem opowiedzieć historię zwykłego człowieka żyjącego na marginesie wydarzeń politycznych, który dostaje się w tryby komunistycznej bezpieki" – opowiadał w radiowej Dwójce.

Scenariusz powstał w dwa miesiące, tekst opublikowano w "Dialogu". Aby jednak mógł powstać film, trzeba było uzyskać odpowiednią zgodę. "To kierownicy artystyczni poszczególnych zespołów filmowych decydowali wówczas, jakie scenariusze wysłać do ministerstwa kultury" – przypomniał reżyser dodając, że zgoda na jego powstanie została wydana po kilku miesiącach.

"Był już rok 1981, Solidarność była dość silna (...). Wajda był reżyserem, który zrobił 'Człowieka z żelaza', więc wydaje mi się, że władza bała się konfrontacji z nim, a tym samym z Solidarnością" – tłumaczył Bugajski. Pomysł "Przesłuchania" został pozytywnie oceniony przez ówczesnego kierownika Zespołu Filmowego "X", czyli przez Andrzeja Wajdę, który miał nawet żartować, że może sam go wyreżyseruje. Później był już mniej entuzjastycznie nastawiony.

"Przesłuchanie" opowiada historię piosenkarki kabaretowej Antoniny Dziwisz (Krystyna Janda), która po jednym ze swoich występów, pokłócona z mężem, wychodzi na miasto z dwójką tajemniczych mężczyzn. Ci upijają Tonię do nieprzytomności, a ta ku swojemu zaskoczeniu, zdezorientowana budzi się w więziennej celi. Kobieta trafia na przesłuchania, które początkowo prowadzi sadystyczny major "Kąpielowy" (Janusz Gajos). Aktor nie był przekonany do swojego udziału w "Przesłuchaniu". "Miałem duże wahania by przyjąć rolę majora UB w tym filmie. Obawiałem się, że trudno będzie mi przełamać wewnętrzny opór wobec tej postaci; jest to w końcu rodzaj potwora. To był tak monolityczny wizerunek zła, iż obawiałem się, że nie znajdę żadnej szczeliny, aby dostać się do jego wnętrza" – wyjaśniał w rozmowie z "Filmem" w 1990 r.

Ostatecznie Gajos zdecydował się przyjąć rolę "Kąpielowego". Jak tłumaczył "najistotniejszym argumentem za jej przyjęciem było to, że 'Przesłuchanie' wydawało się od razu czymś więcej niż jeszcze jednym filmem, w którym rozgrywa się jakiś ludzki dramat". "Niezależnie od tego, że scenariusz stwarzał dużą szansę artystyczną, ważny był sens pozaartystyczny. Przystępowaliśmy do realizacji tego filmu w 1981 roku i nie można było wykluczyć, że +Przesłuchanie+ przez wiele lat będzie musiało zastępować przekazy historyczne na temat stalinowskiego terroru. Dziś może nas drażnić patos filmu, ale wówczas odczuwaliśmy to jako obowiązek wobec historii, wobec własnej tożsamości" – wyjaśnił aktor.

Z biegiem czasu w śledztwo włącza się porucznik Morawski (Adam Ferency). "Czuliśmy, że to wyjątkowa chwila i nie wiadomo, jak długo potrwa, a na razie można wszystko wykrzyczeć. Wiedzieliśmy, że każdy dzień zdjęciowy może być ostatni, że to się skończy, realizacja w każdej chwili mogła zostać przerwana" – wspominał Ferency, cytowany w książce Jacka Wakara "Przyczajony geniusz. Janusz Gajos. 21 opowieści". "Zagrożenie, że film może być przerwany, konsolidowało ludzi" – dodał.

Zdjęcia ruszyły pod koniec września 1981 r. W porównaniu z tekstem pierwotnym zrezygnowano z całego wątku współczesnego, koncentrując się głównie na pobycie bohaterki w więzieniu. "Kręciliśmy w więzieniu przy ulicy Rakowieckiej, część scenografii została zbudowana w wytwórni, ale korytarze były autentyczne" – opowiada Janda. "Panowała zima stulecia, a myśmy kręcili w piwnicach nowo budowanego budynku, te sceny tortur, oblewania wodą. Było tylko pierwsze piętro. Woda, niby ciepła, była dowożona cysternami i wlewana w te lodowane piwnice. Warunki, w jakich powstawał ten film były bardzo trudne. Wiedzieliśmy, że to może się zaraz skończyć, więc trzeba było pracować szybko" – dodała filmowa Antonina.

Choć bohaterka jest postacią fikcyjną, to jej losy przeplatają się z prawdziwymi historiami zamkniętych w stalinowskich więzieniach kobiet. Scenariusz konsultowano ze świadkami tamtych wydarzeń, m.in. z Wandą Podgórską – byłą sekretarką Bieruta i więźniarką. Instruowała ona aktorki, jak powinny się zachowywać, słać swoje prycze, meldować. Do autentycznej historii nawiązuje również grana przez Agnieszkę Holland postać współwięźniarki, komunistki Witkowskiej, która radzi Toni, by ta się przyznała, bo "władza ludowa nie może się mylić".

Kiedy w nocy z 12 na 13 grudnia na ulice polskich miast wyszło wojsko, większość filmu była już ukończona. Zostały jedynie dwie sceny, które dokręcono już w czasie stanu wojennego. Niewiele jednak zabrakło, by praca całej ekipy poszła na marne. "Wiedziałem, że kiedy ubecja zacznie węszyć w papierach, to cały materiał szlag trafi. Obok hali produkcyjnej była budowa, realizatorka dźwięku miała tam zaprzyjaźnionego inżyniera. Zaproponował, żebyśmy schowali taśmy pod papą i cegłami. Wszystko przykryliśmy śniegiem" – wspominał Bugajski. W ten sposób udało się uniknąć dostania się "Przesłuchania" w niepowołane ręce.

"Na pewno siła tego filmu była związana z czasem jego powstania i historią, jaką opowiada. Wyjątkowość polegała również na tym, że był zrobiony bez zgody cenzury, na osobistą odpowiedzialność Andrzeja Wajdy. Powstały wtedy dwa takie filmy: 'Matka Królów' Janusza Zaorskiego i właśnie 'Przesłuchanie'" – mówi PAP Janda.

Władze uznały "Przesłuchanie" za film niezgodny z faktami i wymierzony w system komunistyczny. Do historii przeszła słynna kolaudacja z 23 kwietnia 1982 r. podczas której sprzyjający władzy artyści poddali film ostrej krytyce. "Nie chciałbym, aby na tej sali zrodził się mit, że powstał film pokazujący prawdę, bo to jest tylko mit przeciwko któremu występuję" – zaczął Bohdan Poręba.

"Mamy tutaj pozorną odwagę reżysera, który pokazuje tortury, metody wyduszania zeznań w śledztwie i są one skierowane przeciwko tej k...e, która gra główną rolę w tym filmie, ale chciałem jeszcze powiedzieć, że te metody były o wiele bardziej perfidne, niż to pokazano na ekranie, bo o ile wiem, to znano 27 metod stosowanych w śledztwie, kiedy na mrozie więźniów oblewano zimną wodą, kiedy wyrywano paznokcie" – dodał. "Na miłość boską, jakimż symbolem pokolenia akowskiego jest ta k... na ekranie, przepraszam bardzo" – podsumował reżyser "Hubala" (1973).

Porębę wspierał aktor i reżyser Mieczysław Waśkowski. "Jak to się stało, że po wprowadzeniu stanu wojennego w naszym państwie film ten został skończony?" – pytał, domagając się nawet spalenia negatywu i pociągnięcia Wajdy do odpowiedzialności karnej. "Mój film jest manifestem człowieka, który chce być wolny, bez względu na cenę, jaką musi zapłacić" – bronił się Bugajski.

Ostatecznie "Przesłuchanie" zostało objęte zakazem rozpowszechniania, który obowiązywał praktycznie do upadku PRL. Jedną z reperkusji było też rozwiązanie kierowanego przez Wajdę Zespołu Filmowego "X", do czego doszło 1 maja 1983 r. Dwa lata później Bugajski zdecydował się wyemigrować do Kanady. Za oceanem nakręcił m.in. seriale "Alfred Hitchcock przedstawia" (1985), "Strefa mroku" (1987) i opowiadający o Indianach film "Wyraźny motyw" (1991).

"Powody zamknięcia tego wybitnego filmu na najwyższej półce są oczywiste: najbardziej zbrodnicza i hańbiąca praktyka terroru, którą wielu dziś jeszcze żyjących chciałoby ukryć. Stąd zaciekłość sędziów filmu w roku 1982 i wytrwały opór aż do ostatnich dosłownie tygodni" – pisał już w 1989 r. na łamach "Sztandaru Młodych" Cezary Wiśniewski. "Osią dramaturgiczną filmu jest najpierw instynktowny, a potem świadomy opór Toni, który czyni z niej zupełnie innego człowieka. Jest to uniwersalny i wielki temat sztuki: moralne zwycięstwo bezbronnej ofiary. (…) Główna linia dramatu przeprowadzona została znakomicie, przede wszystkim dzięki znakomitej kreacji Krystyny Jandy" – recenzował.

Władzy nie udało się jednak filmu całkowicie zniszczyć. "Tuż po kolaudacji powstał nieoficjalny komitet ocalenia filmu, który nielegalnie kopiowano i dystrybuowano. W tej grupie był m. in. mój mąż. Dzięki czemu, choć 'Przesłuchanie' przez 8 lat leżało na półkach, cały czas było oglądane. Pomimo zakazu ludzie schodzili się do prywatnych domów, kościołów, a nawet piwnic" – opowiada Janda.

"'Przesłuchanie' było jednym z najważniejszych wydarzeń w polskiej kinematografii, to jest film, który był oglądany na szmuglowanych kasetach, został wykradziony w stanie wojennym, zrobiono nielegalne kopie. Odniósł olbrzymi sukces w tajnym obiegu – ludzie sobie pożyczali kasety często kiepskiej nawet jakości. Mimo że nie był oficjalnie dystrybuowany pokazywany, to obrósł wtedy legendą. Sam pamiętam, jak wywoziłem za granicę kasety video – napisałem 'Młoda gwardia' Fadiejewa i jakoś się udało" – wspominał w 2019 r. w rozmowie z PAP ówczesny prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich Jacek Bromski.

Film po raz pierwszy oficjalnie, zaprezentowano widzom 13 grudnia 1989 r. podczas Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Otrzymał wówczas nagrodę dziennikarzy oraz nagrodę publiczności. Rok później w Cannes za najlepszą rolę kobiecą nagrodzono Krystynę Jandę. "Najważniejsze jednak jest to, że jak już film oficjalnie się ukazał i mógł być oglądany legalnie, to nie rozczarował. Nadal miał w sobie tę siłę" – podsumowuje aktorka.

"To było bardzo duże wydarzenie w świadomości naszego pokolenia i tych, którzy pamiętają stan wojenny. Bardzo istotne, również ze względów pozafilmowych, politycznych. Reżysera sporo to kosztowało - został zmuszony do emigracji, wyjechał do Kanady i przez wiele lat tam próbował robić filmy, ale wiadomo był odcięty od korzeni. Swoje odcierpiał i wrócił" - dodał Bromski.

Bugajski do Polski wrócił w połowie lat 90-tych, kręcąc jeszcze takie filmy, jak "Generał Nil" (2009), "Układ zamknięty" (2013) i ostatni – "Zaćma" (2016). Zmarł niespełna 3 lata później, 7 czerwca 2019 r. w Warszawie. (PAP)

Autor: Mateusz Wyderka

mwd/ aszw/kgr/