Było to pierwsze w historii bezpośrednie spotkanie obu drużyn. Farerowie w przypadku wygranej z Polską zachowywali szanse na awans do rundy zasadniczej. Potrzebowali jednak zwycięstwa Słowenii nad Norwegią. Iloma bramkami? To miało się wyjaśnić później. Biało-czerwoni po dwóch porażkach oprócz rywalizacji o honor walczyli o rozstawienie w kwalifikacjach do mundialu 2025.
Do składu polskiego zespołu powrócili Damian Przytuła i Mateusz Kosmala, którzy zastąpili Jakuba Powarzyńskiego i Dawida Dawydzika.
Kibice z Wysp Owczych po raz kolejny w turnieju zaprezentowali wspaniały pokaz jak można i należy dopingować. Podczas prezentacji drużyn cały czas bili brawo, trzymając w rękach telefony z włączonymi latarkami.
Spotkanie rozpoczęło się od trafienia Szymona Sićki, a po chwili w 51. sekundzie karę dwóch minut otrzymał Bartłomiej Bis. Zespoły w ataku długo i statycznie rozgrywały akcje, pod konkretne ustawienia. Biało-czerwoni rzadko decydowali się na podania na koło i skrzydła. Za to hiszpańscy sędziowie nie odpuszczali Bisowi, który w 9. min został ukarany drugim wykluczeniem. W obozie tradycyjnie trudny do zatrzymania był Elias a Skipagotu, uznany potem MVP meczu.
Polacy często dochodzili do sytuacji strzeleckich, ale zawodziła ich skuteczność. Zamiast prowadzić, mieli co odrabiać. Nie popełniali za to prostych błędów w ataku, a to w poprzednich występach dawało rywalom okazje do kontr. W bramce udane interwencje notował Jakub Skrzyniarz (38-procentowa skuteczność w pierwszej części gry). Wynik cały czas oscylował wokół remisu. Do pustej bramki przez całe boisko nie trafił Jakub Szyszko. Po chwili trener Marcin Lijewski ujrzał żółtą kartkę za gestykulacje przy ławce. A Farerowie, stosując wariant gry siedmiu na sześciu, tuż przed przerwą doprowadzili do kolejnego remisu.
Po zmianie stron Polacy nie wykorzystali dwóch okazji na podwyższenie prowadzenia do dwóch bramek. W efekcie tablica wkrótce wskazała remis. Wreszcie zaczęły docierać dokładne podania do Kamila Syprzaka. Obrotowy zdecydowanie górował warunkami fizycznymi nad przeciwnikami i bezwględnie to wykorzystywał. Szyszko nie zmarnował kolejnej okazji i tym razem trafił do pustej bramki (22:20).Wyspiarze przed końcem trzeciego kwadransa zdołali jednak wyrównać.
Przy jednej z interwencji bramkarz Nicolas Satchwell skręcił staw skokowy i nie mógł kontynuować gry. Sędziowie hojnie obdarowywali zespół Wysp Owczych rzutami karnymi. Po takich decyzjach trener Lijewski często łapał się za głowę. Skończyło się to dwoma minutami kary. W finałowych minutach przeciwnicy Polaków na akcje ofensywne wycofywali bramkarza. Świetne wejścia w środek defensywy notował wówczas Piotr Jędraszczyk. Pierwsza i zarazem ostatnia wygrana biało-czerwonych w Euro 2024 stała się faktem.
Sićko: zmazaliśmy plamę z dwóch porażek
"Istotne jest to, że choć w małym procencie zmazaliśmy plamę z dwóch porażek. Sami źle czuliśmy się ze sobą. Pokazaliśmy charakter i wygraliśmy" - powiedział PAP Szymon Sićko po zwycięstwie reprezentacji Polski nad Wyspami Owczymi 32:28 w Euro piłkarzy ręcznych.
Rozgrywający przyznał, że nieważne, że rzucił dziesięć bramek. "Naprawdę mogłem nic nie rzucić, nawet nie wyjść na boisko. Najważniejsza była wygrana i dwa punkty" - stwierdził.
Jego zdaniem dyktowanie tempa na boisku, a zwłaszcza jego zmiany, były antidotum na postawę rywali, którzy preferują bardzo szybką grę. "W tych momentach, w których trzeba było przyspieszyć, robiliśmy to i przynosiło to efekty" - dodał.
Niewiele brakowało, aby meczu z gradacji kar nie dokończył Bartłomiej Bis. Jeden z filarów polskiej defensywy już po dziewięciu minutach miał dwa wykluczenia na koncie.
"Rozgrywający rywala byli dość niscy, a do tego bardzo szybcy i mobilni. Dlatego łatwo było ich trafić w twarz czy w szyję. W przerwie trener mi wspomniał, że absolutnie nie mogę dostać czerwonej kartki. Z drugiej strony wiedziałem, że muszę być agresywny, a nie pasywny i dawać łatwo przeciwnikowi zdobywać bramki" - wyjaśnił obrotowy.Bis nie miał pretensji do hiszpańskich sędziów za to, że przyznali rywalom aż dziewięć rzutów karnych.
"Każdy z nas musi dołożyć coś od siebie, żeby zbudować wynik. Nawet gdy ktoś rzuci dziesięć bramek i zaliczy dziesięć asyst, to można mecz przegrać. Każdy z nas ma do wykonania odpowiednią pracę do wykonania. Mimo porażek w dwóch pierwszych meczach pokazaliśmy, że wciąż jesteśmy kolektywem" - podsumował Piotr Jędraszczyk, zdobywca sześciu goli. (PAP)
Z Berlina - Marek Skorupski
gn/