Mityng Orlen Copernicus Cup. Ewa Swoboda: każdy sprint zostawia ślad w organizmie

2024-02-06 09:43 aktualizacja: 2024-02-06, 10:23
Ewa Swoboda (L), Karolina ManasovaFot. PAP/CPK/Jaroslav Ozana
Ewa Swoboda (L), Karolina ManasovaFot. PAP/CPK/Jaroslav Ozana
"Przeważnie nic nie pamiętam z biegu na 60 m" - powiedziała w rozmowie z PAP rekordzistka kraju na tym dystansie Ewa Swoboda. Przyznała, że każdy sprint zostawia ślad w organizmie, czuje się go w kościach i układzie nerwowym, bo ten wysiłek bardzo boli.

Polska Agencja Prasowa: Toruńska hala to dla ciebie miejsce szczególne, bo związane z przełomowymi w karierze wynikami. To w niej uzyskałaś 7,07 w 2016 roku, mając 18 lat. W końcu w 2022 roku tu na tej bieżni po raz kolejny poprawiłaś rekord kraju i osiągnęłaś 6,99, historyczny wynik dla polskiej lekkoatletyki. Gdybyś miała zwykłemu śmiertelnikowi wytłumaczyć, dlaczego w Toruniu biega się szybko, to co byś powiedziała?

Ewa Swoboda: Bo jest beton, jest twardo. Ja lubię biegać na twardym. Niby deski bardziej odbijają, ale sądzę, że ten beton jest gwiazdą tego wszystkiego. Do tego atmosfera, która niesie. Gdy jest dużo ludzi, a pewnie we wtorek podczas mityngu Orlen Copernicus Cup będzie dużo ludzi, łatwiej o świetne rezultaty.

PAP: Mówi się, że sprinterzy muszą mieć ciszę przed startem, czas na koncentrację. Toruńska publiczność jest już chyba nieźle wyedukowana w lekkiej atletyce?

E.S.: Wydaje mi się, że tak. W Łodzi był z tym problem i to naprawdę rozprasza. Ktoś uzna, że krzyknął ostatni, a zawodniczka go zapamięta, a to przecież nie tak. To wybija z rytmu. Wówczas wytraca się skupienie i nie jest to fajne. Ludzie w Toruniu szanują nas i całe zawody.

PAP: Będąc w blokach, w ogóle czuje się całą otoczkę, zwraca się na nią uwagę?

E.S.: Ja uwielbiam ten moment, gdy wchodzimy w bloki, a spiker mówi: ciiiii. To jest czas na naładowanie się. Potem trzeba już tylko jechać. To, co dzieje się w trakcie biegu, ciężko opisać. Przeważnie nic nie pamiętam.

PAP: Nie trzeba nikogo przekonywać, że ten wysiłek w sprincie jest dla zwykłego człowieka nadludzki. Taki bieg w czasie 6,99 długo się odchorowuje?

E.S.: Tak, o tak. Przyznam szczerze, że każdy bieg czuję w kościach i układzie nerwowym, bo to boli, bardzo boli. To takie duże "ała" dla organizmu. Nie wyobrażam sobie już teraz biegania trzech startów z rzędu. Jak byłam młodsza, to było to rach-ciach, jazda i fajnie. Teraz niestety już nie jest to takie łatwe. Z wiekiem jest trudniej (śmiech).

PAP: Dlatego zapytałem, bo w tym sezonie z trenerką postawiłyście na pięć startów w hali. Nie jest to przeładowany kalendarz. Pewnie z uwagi na twoją pozycję na świecie w sprincie zaproszeń było więcej. Umiejętnie dysponujcie siłami?

E.S.: Nie chcemy za dużo startować. Chcemy mieć porządne pięć startów, żeby były one w dobrych odstępach czasowych. Tak, abym mogła pokazać to, na co jestem realnie przygotowana. Mam nadzieję, że jutro też się to uda. Najważniejsze są bowiem igrzyska, chociaż jeszcze o tym nie myślę, bo najpierw są halowe mistrzostwa świata w Glasgow. Nie mogę się tego doczekać i mam nadzieję, że chociaż w tym roku nie złapie mnie koronawirus.

PAP: Gdy dobiega się za metę, odbija się od materaca i odwraca głowę w kierunku tablicy z wynikami — co się wówczas czuje, co jest w głowie?

E.S: Zależy, na którym miejscu się przybiega.

PAP: Ty raczej z przodu.

E.S.: Czasami bywało inaczej. Patrzy się człowiek przed siebie i czeka. Gdy wyświetliło się 6,99, to ja usłyszałam chwilę wcześniej, że jest 7,08. Pomyślałam: może być, a tu okazało się, że jest historyczny wynik. Gdy jest taki rezultat, to jest duża euforia. Lubię to. Tak, naprawdę to lubię.

Rozmawiał Tomasz Więcławski (PAP)

gn/