Funkcjonariuszka SG o służbie na granicy: to wszystko dzieje się w tempie, które cywile znają tylko z filmów akcji

2021-12-18 11:22 aktualizacja: 2021-12-18, 16:55
Fot. Straż Graniczna/Twitter
Fot. Straż Graniczna/Twitter
Narasta agresja osób próbujących przekroczyć granicę i białoruskich służb, które to organizują - powiedziała PAP porucznik Izabela Greczan, która na co dzień pełni służbę w placówce Straży Granicznej w Czeremsze (Podlaskie). Podkreśliła, że służba na granicy jest coraz trudniejsza. - Najbliższe patrole muszą wezwać wsparcie jednocześnie, biegnąc na miejsce zdarzenia - mówiła. Wszystko - w jej ocenie - dzieje się w tempie, które cywile znają tylko z filmów akcji.

Porucznik Izabela Greczan opowiedziała PAP, jak wygląda nocna służba na granicy w okolicach Czeremchy: "To są minuty. Las nocą, kompletna cisza i nagle słyszysz ryk silników, błysk świateł. Nasza reakcja musi być natychmiastowa". Wszystko - w jej ocenie - dzieje się w tempie, które cywile znają tylko z filmów akcji.

"Migrantów na granicę często przywożą białoruskie ciężarówki. Czasami widzimy, jak zeskakują z paki wojskowego auta. Przywożą ze sobą butelki, petardy, granaty kostkę brukową. To wszystko leci w naszym kierunku" - mówiła porucznik Greczan.

Z tego powodu jednym z najniebezpieczniejszych miejsc jest nieczynne przejście kolejowe w okolicach Czeremchy. Torowisko jest wysypane dużymi i ostrymi kamieniami, które mogą służyć do ataku.

W okolicach przejścia drogowego w Opaczu znaleźć za to można pocięte piłą drewniane kloce. "Są zrzucone na nas podczas interwencji" - powiedziała porucznik Greczan. Drewniana karpa (część drzewa obejmującą pniak i korzenie), którą pokazuje funkcjonariuszka, może ważyć nawet kilkanaście kilogramów, a zrzucona z wysokości staje się bardzo niebezpieczna. Reszta drewna pochodzi z kładek, które migranci przerzucają przez zwoje drutu, tworzącego zasieki.

"Niemal każdy oberwał"

"Osoby próbujące przekroczyć granicę mają też ze sobą nożyce do cięcia metalu, na tyle ostre, by nie tylko przeciąć druty, ale także metalowe rusztowanie, które podtrzymuje concertinę" - powiedziała PAP porucznik Greczan. Podkreśliła, że funkcjonariusze muszą odpierać ataki w oślepiającym świetle białoruskich laserów, często przy huku petard.

"Niemal każdy oberwał. Nie wszystkie uszkodzenia ciała zgłaszamy przełożonym. Nie dlatego, że to ukrywamy, ale zastrzyk adrenaliny jest tak duży, że dopiero po zejściu ze służby i ściągnięciu munduru widzimy siniaki i stłuczenia" - powiedziała PAP.

Porucznik Greczan, która w siłach Frontexu służyła na granicy bułgarsko-tureckiej, gdzie stoi ogrodzenie, nie może się doczekać płotu, który ma stanąć także na odcinku strzeżonym przez placówkę w Czeremsze. "Wtedy będzie nam łatwiej" - powiedziała PAP.

W nocy grupa migrantów próbowała sforsować granicę polsko-białoruską

O kolejnej próbie sforsowania granicy w nocy z piątku na sobotę przez kilkudziesięcioosobową grupę migrantów w okolicach Czeremchy poinformowała rano PAP rzeczniczka SG por. Anna Michalska. W okolicach Mielnika i Narewki uszkodzona została zapora z drutu.

"W funkcjonariuszy rzucano kamieniami i oślepiano ich laserami" - powiedziała. Migranci przerzucali kładki przez zasieki z drutu (concertina) na polską stronę granicy. Rzeczniczka dodała, że wszystko odbywało się pod nadzorem białoruskich służb i że to już kolejny, niemal identyczny atak na tym odcinku.

"Trzon tej grupy jest wciąż ten sam, choć pojawiają się też nowe osoby" - wskazała por. Michalska.

(PAP)

Autorka: Luiza Łuniewska

mmi/