Film "Nie patrz w górę" w wynikach oglądalności idzie jak burza i nie bierze jeńców. Niemała w tym zasługa wcielającej się w prezydent USA Meryl Streep. I choć ona sama pracę na planie wspomina z umiarkowanym entuzjazmem, bo miała kłopoty z zagraniem kilku scen, to widzowie za tę kreację pokochali ją jeszcze bardziej. I to mimo że grana przez nią postać jest - ucieknijmy się do eufemizmu - nieco odbiegająca od moralnych standardów.
Niewiele jednak brakuje, aby widzowie przestali kochać Leonardo DiCaprio, który jak ujawnił reżyser Adam McKay, kwestionował konieczność wystąpienia starszej koleżanki nago. Zwłaszcza że na ciele aktorki widniał tatuaż. Dość charakterystyczny, umiejscowiony na lędźwiach, estetycznie kontrowersyjny. A to zdaniem DiCaprio już w ogóle nie przystoi gwieździe takiej, jak Meryl Streep. I jak wyznał reżyser w wywiadzie dla "The Guardian", na nic zdały się tłumaczenia, że to jest tylko film, tylko rola. Leonardo DiCaprio był zachowaniem tej sceny nad wyraz rozczarowany. I to pomimo że w filmie zamiast ciała Streep pokazane było ciało innej kobiety.
Nabrać się dał jednak nie tylko on, ale i mnóstwo fanów, którzy zalali media społecznościowe komentarzami sugerującymi, że prędzej spodziewali się ujrzeć kometę aniżeli nagą Meryl Streep.
Bohaterka całego zamieszania - jak wynika z relacji reżysera - nie miała najmniejszego problemu z zagraniem tej sceny. "Nawet nie mrugnęła" - powiedział Adam KcKay. (PAP Life)