Rok prezydentury Joe Bidena. Amerykanie oceniają dorobek i rozliczają z obietnic wyborczych

2022-01-20 06:01 aktualizacja: 2022-01-20, 11:10
Joe Biden. Fot. Oliver Contreras PAP/EPA
Joe Biden. Fot. Oliver Contreras PAP/EPA
Mimo dobrych wyników gospodarczych i pewnych osiągnięć w polityce wewnętrznej, rok po objęciu prezydentury Joe Biden jest surowo oceniany przez wyborców, podziały w społeczeństwie nadal są ostre, a wiele z jego obietnic pozostaje niezrealizowanych, bez jasnych perspektyw na postęp.

Podczas konferencji prasowej zorganizowanej na zakończenie pierwszego roku swoich rządów prezydent Biden przekonywał, że Ameryka i jej gospodarka jest w znacznie lepszym położeniu, niż kiedy obejmował władzę.

Statystyki w pewnej mierze go wspierają: amerykańska gospodarka jako jedyna z zaawansowanych zachodnich gospodarek jest na poziomie wyższym niż przed pandemią, bezrobocie spadło z 6,4 do 3,9 proc., zaś według prognoz liczba osób żyjących poniżej granicy ubóstwa osiągnie rekordowo niski poziom. Ani te liczby, ani tłumaczenia Bidena nie przekonują jednak większości Amerykanów. W opublikowanym w środę sondażu dla portalu Politico, aż 68 proc. z nich jest przekonanych, że kraj zmierza w złym kierunku, zaś 56 proc. źle ocenia dorobek prezydenta (przeciwnego zdania jest 41 proc.). To jedynie nieznacznie lepszy - o ok. 2 p.p. - wynik od rezultatów jego poprzednika w analogicznym okresie i znacznie gorszy od większości prezydentów w przeszłości.

PAP/Maciej Zieliński

Diagnoz tego stanu jest wiele, często ze sobą sprzecznych. Zdaniem eksperta "New York Timesa" Nate'a Cohna jest to wynik niespokojnych czasów, przy wciąż szalejącej pandemii i politycznej polaryzacji. Sondaże wskazują, że wielu wyborców - w tym, według jednego badania, większość Demokratów - obwinia Bidena za najwyższą od 40 lat inflację. Umiarkowani Demokraci, jak kongresmenka Abigail Spanberger z Wirginii, twierdzą, że przyczyną są być może nadmiernie reformatorskie ambicje, bo Biden został wybrany jako ktoś, kto uspokoi naród po burzliwych latach Donalda Trumpa, a nie jako "nowy FDR [Franklin Delano Roosevelt]" wprowadzający nowy "Nowy Ład". Lewica twierdzi, że to efekt zbyt niskich ambicji i niespełnionych obietnic socjalnych, zaś Republikanie - w ślad za Donaldem Trumpem, który pozostaje liderem partii - twierdzą że Biden "niszczy kraj", wskazując m.in. na kryzys imigracyjny na granicy, wysoki poziom przestępczości i "socjalistyczną" politykę gospodarczą.

"W moim odczuciu chodzi o generalną atmosferę. A ta jest zła od momentu wycofania z Afganistanu"

"W moim odczuciu chodzi o generalną atmosferę. A ta jest zła od momentu wycofania z Afganistanu, które naruszyło nasz główny punkt: że po latach amatorki Trumpa teraz 'dorośli są u władzy'. Od tego zaczęły się sondażowe spadki, później mieliśmy kolejne fale pandemii i inflację" - mówi z kolei PAP działacz Demokratów w Kongresie. Dodaje, że do tego obrazu prezydentury przyczyniły się też zbyt ambitne obietnice wyborcze, które nie brały pod uwagę politycznych realiów - minimalnych przewag Demokratów w obu izbach parlamentu, zwłaszcza w Senacie, gdzie rozkład sił to 50-50 (głos rozstrzygający należy do wiceprezydent Harris), lecz dla przyjęcia większości ustaw wymagane jest 60 głosów.

Według serwisu Politifact, który prowadzi bilans spełnionych i niespełnionych obietnic Bidena, prezydent zrealizował dotychczas 16 proc. z zapowiadanych w kampanii zmian. Dwa największe osiągnięcia Bidena to przyjęty w marcu amerykański plan ratunkowy dla gospodarki American Rescue Plan - który zdaniem ekonomistów przyczynił się do szybszej niż w Europie odbudowy gospodarki, choć również mógł mieć wpływ na inflację - oraz historyczny pakiet inwestycji w infrastrukturę wart ponad bilion dolarów. Doprowadzając do jego przyjęcia po miesiącach negocjacji, prezydent dokonał tego, czego mimo prób nie udało się jego poprzednikom.

Większość obietnic niezrealizowana

Mimo to, wiele innych obietnic pozostała niezrealizowana, a perspektywy ich przyjęcia nie są wielkie. Dotyczy to zwłaszcza głównej ustawy Build Back Better Act, zawierającej większość z najważniejszych - i dość rewolucyjnych na amerykańskie realia - punktów programu Bidena, w tym wprowadzenia urlopu rodzicielskiego, powszechnego przedszkola, kontynuacji ulg na dzieci podobnych do programu 500+, podwyżek podatków dla najbogatszych oraz serii środków mających przyspieszyć zieloną transformację energetyczną i walkę ze zmianą klimatu. Negocjacje w tej sprawie - często publiczne i prowadzone w atmosferze wewnątrzpartyjnej wojny - trwały przez większość ubiegłego roku, aż w końcu całkowicie załamały się w grudniu z uwagi na sprzeciw senatora Joe Manchina, który stwierdził, że nie może zagłosować nad dodatkowymi wydatkami socjalnymi w obliczu rekordowej inflacji. Choć komentatorzy sugerują, że możliwe jest przyjęcie części z obietnic za pomocą mniejszych ustaw, nie będzie to łatwe, a czasu nie pozostało zbyt wiele. Niemal tradycją w amerykańskiej polityce jest to, że partia prezydenta przegrywa wybory do Kongresu w połowie jego kadencji i niewiele wskazuje na to, że tym razem będzie inaczej.

Szans na przyjęcie nie mają też reformy prawa wyborczego, na których Biden skupiał ostatnio swoją polityczną ofensywę. Nieruszone pozostają też inne ważne dla Afroamerykanów propozycje, jak reforma policji, więziennictwa i zasad przy stosowaniu aresztów i kaucji. Biden nie zrealizował też obietnicy anulowania 10 tys. dolarów studenckich pożyczek i prawdopodobnie tego nie zrobi.

Być może ważniejsze od obietnic socjalnych są jednak te niematerialne. Mimo zapowiedzi prezydenta, że będzie zasypywał podziały polityczne w społeczeństwie, badania wskazują, że nic takiego nie miało miejsca. Według badań zespołu znanego politologa Larry'ego Sabato z Uniwersytetu Wirginii podziały są "bezprecedensowe", a ponad 80 proc. wyborców obu partii uważa, że przedstawiciele tej drugiej stanowią "wyraźne niebezpieczeństwo" dla amerykańskiej demokracji. To wynik m.in. kontynuowania przez byłego prezydenta dyskursu o "ukradzionych wyborach" i usprawiedliwiania szturmu na Kapitol.

Prezydent obiecał "pokonać wirusa" i przywrócić kontrolę nad sytuacją, ale pod jego wodzą przetoczyły się dwie wielkie fale zakażeń

Ale Biden, który przez większość dotychczasowej kadencji unikał ostrej retoryki, w ostatnich tygodniach zmienił kurs, m.in. porównując przeciwników jego reform prawa wyborczego do prezydenta Konfederatów Jeffersona Davisa, czy owianego niesławą segregacjonisty, gubernatora George'a Wallace'a. Duży sprzeciw wywołały też zapowiedzi obowiązkowych szczepień dla większości pracowników dużych firm, choć ostatecznie zostały one zablokowane przez sądy.

Innym z czynników obciążającym bilans Bidena jest wciąż niepowstrzymana pandemia. Prezydent obiecał "pokonać wirusa" i przywrócić kontrolę nad sytuacją, ale pod jego wodzą przetoczyły się dwie wielkie fale zakażeń, które miejscami doprowadziły do paraliżu służby zdrowia i ponad 400 tys. zgonów. Wobec mocnego oporu ruchu antyszczepionkowego wspieranego przez część Republikanów, Biden miał ograniczone pole działania, jednak rządowe agencje i zespół medyczny w Białym Domu był wielokrotnie krytykowany za często niejasne i zbyt skomplikowane zalecenia. Administracja nie była też odpowiednio przygotowana na falę zakażeń Omikronem, wobec czego przez tygodnie w całym kraju brakowało testów na koronawirusa.

Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)

dsk/