Kilka dni temu organizacja Ukraińska Kobieca Warta przeprowadziła trening dla kobiet z podstaw samoobrony i przetrwania w mieście w warunkach bojowych. Jak pisze Hromadske, organizacja otrzymała 1,5 tys. zgłoszeń od osób chcących wziąć udział w szkoleniu. Popyt na takie treningi jest teraz szalony - wskazuje.
"Oczywiście w ciągu sześciogodzinnego treningu nikt nie stanie się ekspertem w dziedzinie przetrwania podczas apokalipsy", ale szkolenie daje możliwość uświadomienia sobie potencjalnych zagrożeń, oceny swoich zasobów, rozpatrzenia scenariuszy, stworzenia planów - pisze dziennikarka Hromadske, która uczestniczyła w wydarzeniu.
Trening opracowano na podstawie prawdziwych wydarzeń, wzięto pod uwagę m.in. przykład oblężenia Sarajewa z lat 90. Podczas spotkania zastanawiano się m.in. nad kwestią ewakuacji z miasta w przypadku ostrzału.
"Uciekanie kiedy uciekają wszyscy też wiąże się z ryzykiem. Może warto przeczekać, aż sytuacja trochę przycichnie i wyjechać, kiedy aktywna faza bojów choć tymczasowo będzie wstrzymana (...) Teoretycznie w mieście możliwa jest zorganizowana ewakuacja, mogą być bezpieczne ośrodki, o jakich zostanie poinformowany wróg zgodnie z konwencją genewską. Ale w przypadku Rosji nie łudziłbym się, że ten kraj będzie przestrzegać zasad konwencji genewskiej" - mówił instruktor i ekspert wojskowy Ołeksandr Bilecki, cytowany przez Hromadske.
Osoby, które zostają w mieście podczas ostrzału, powinny zakleić taśmą i zasłonić kołdrami okna, by zmniejszyć ryzyko zranienia przez szkło - rekomendowano.
Oblężenie miasta może trwać długo; średnia ukraińska rodzina ma zapas jedzenia na trzy dni, a w supermarketach zapasy są czterodniowe. Sklepy i tak zostałyby okradzione, więc pojawia się problem pozyskania pożywienia - pisze Hromadske. Można by je nabyć na czarnym rynku, gdzie z kolei nikt reszty nie wydaje, więc należy mieć drobne pieniądze, najlepiej walutę zagraniczną, bo lokalna straci na wartości - kontynuuje.
Przedstawiano też sposoby radzenia sobie w przypadku braku wody, prądu, ogrzewania. Rekomendowano współpracę z sąsiadami.
"Doświadczenie okupowanych miast na wschodzie kraju pokazuje, że maruderzy omijali budynki, w których ludzie jednoczyli się i organizowali obronę domów" - wskazano.
"Nawet jeśli teraz nagle dojdzie do deeskalacji, będziemy nadal żyć z krajem-agresorem pod bokiem. Chciałoby się uniknąć tego, że za rok czy pięć znowu będziemy pytać o walizkę ratunkową i schrony. Przechodzenie takich kursów choć raz czy dwa razy na rok powinno być normą" - podsumowuje autorka.
Z Kijowa Natalia Dziurdzińska (PAP)
jjk/