Wójt Drewnik podał, że pierwszego dnia wojny na Ukrainie w Dołhobyczowie otwarto punkt recepcyjny w budynku byłego Przygraniczne Centrum Kultury i Rekreacji przy ul. Spółdzielczej. 24 lutego zatrzymała się w nim jedna rodzina z Ukrainy. Drugiego dnia uchodźców było już kilkaset i od tego czasu ich liczba zwiększa się.
W nocy z 25 na 26 lutego dla uchodźców otwarto Centrum Kulturalno-Konferencyjne przy ul. Parkowej, w którym powstała filia punktu recepcyjnego. "Matki z dziećmi marzły i trzeba było coś z tym zrobić" – dodał wójt.
Kiedy w środę na miejscu był reporter PAP oba budynki były wypełnione ludźmi - głównie matkami z dziećmi - i ich dobytkiem. Część siedziała lub leżała na ciasno poukładanych łóżkach polowych i materacach. Niektórzy mieli ze sobą psy i koty.
Wójt przypomniał, że punkty recepcyjne to miejsca, w których uchodźcy przebywają od dwóch do czterech godzin. Następnie autokarami i busami straży pożarnej, policji i osób prywatnych są rozwożeni do miejsc stałego pobytu.
"Ludzie robią fantastyczną robotę"
"Dzienne przez nasze punkty recepcyjne przewija się od czterech do pięciu tysięcy osób, mimo że według pierwotnych założeń miało być 600 osób dziennie" – powiedział Drewnik.
"Przez pierwsze cztery dni razem z większością zaangażowanych w to pracowników nie spaliśmy i uczyliśmy się organizować naszą pracę. Bez wolontariuszy to wszystko nie miałoby szans powodzenia" – powiedział wójt. Zauważył, że strażacy ochotnicy, koła gospodyń wiejskich i wolontariusze z całej Polski "robią fantastyczną robotę".
Drewnik wskazał najważniejsze potrzeby uchodźców trafiających do punktów recepcyjnych: artykuły dla dzieci, pluszaki, zabawki i słodycze. "Ktoś przychodzi tu po kilku dniach tułaczki, zmarznięty i fajnie, jeśli może dostać gorącą herbatę, batona, poczuć trochę energii i dobroci ludzkiej" – wyjaśnił.
Przed punkty co kilka minut podjeżdżają busy i autokary przywożące uchodźców z przejścia granicznego, a następnie rozwożące ludzi do miejsc zakwaterowania. Przy punktach gorące posiłki wydają strażacy ochotnicy i wolontariusze z organizacji pomocowych. Reporter PAP zaobserwował, że najdłuższe kolejki ustawiają się do samochodów, w których rozdawane są karty SIM.
Jedną z wolontariuszek pomagających m.in. przy podawaniu posiłków i w organizacji transportu dla uchodźców jest Aleksandra, która pochodzi z niewielkiej miejscowości pod Zamościem. "Dostałam informację, że potrzebują tu wolontariuszy i przyjechałam" – stwierdziła. Powiedziała, że ma chore dziecko, sama korzystała z pomocy i też chce pomagać innym.
"Osoby, które tu trafiają są w szoku. Starsi ludzie krzyczą, nie chcą dać sobie pomóc" – powiedziała Aleksandra. "Była tu kobieta z sześciodniowym dzieckiem, które urodziło się w schronie. Wymagały pomocy medycznej, więc poprosiłam ratowników medycznych o pomoc i zabrali je do szpitala" – dodała.
Aleksandra nie tylko pomaga innym, ale czeka też na przyjazd z Ukrainy swojej kilkunastoosobowej rodziny, to kobiety z dziećmi i 96-letnia babcia z Włodzimierza. "To blisko, ale przed przejściem granicznym jest wielki korek i oni w nim utknęli samochodem" – wyjaśniła.
W przewożeniu uchodźców i tłumaczeniu z języka ukraińskiego i rosyjskiego na angielski i niemiecki pomaga wolontariusz Anton z niemieckiego Crailsheim. "Niektórzy cieszą się, że żyją. Czekają na autobus i jadą dalej. Jest dużo matek z małymi dziećmi, których mężowie musieli zostać na Ukrainie. Są bardzo zmęczone i zdezorientowane" – ocenił. Reporterowi PAP Anton wyjaśnił, że jego matka pochodzi z Uzbekistanu, ojciec jest Niemcem z rosyjskimi korzeniami. W Dołhobyczowie czeka na jadącą do niego rodzinę z Wozniesieńska w południowej Ukrainie.
Osiem punktów recepcyjnych w woj. lubelskim
W woj. lubelskim działa przy granicy osiem punktów recepcyjnych: w Dorohusku, Dołhobyczowie, Lubyczy Królewskiej, Horodle, Chełmie, Hrubieszowie, Tomaszowie Lubelskim i Zamościu. W punktach recepcyjnych osoby mogą odpocząć, zjeść posiłek, skorzystać z pomocy medycznej, a także, jeśli wyrażą taką wolę - uzyskać skierowanie do jednego z ośrodków dla osób uciekających z Ukrainy i bezpłatny transport do niego.(PAP)
Autor: Piotr Nowak
mar/