"Na moich oczach zabili męża i córkę, więzili mnie z rocznym dzieckiem w piwnicy"

2022-04-09 12:23 aktualizacja: 2022-04-10, 10:40
Zdjęcie ilustracyjne, Fot. PAP/Abaca/AA/ABACA
Zdjęcie ilustracyjne, Fot. PAP/Abaca/AA/ABACA
Rodzina Wiktorii Kowalenko próbowała wyjechać z Czernihowa, ale po drodze ich samochód dostał się pod rosyjski ostrzał. Jej mąż i 12-letnia córka zginęli na jej oczach, a później rosyjscy żołnierze więzili ją i wraz młodszą, roczną córką w zatłoczonej piwnicy przez 24 dni – opowiedziała BBC kobieta.

Na początku marca, dziewięć dni po wybuchu wojny, Wiktoria i jej mąż Petro postanowili wyjechać z Czernihowa na północy Ukrainy. Chcieli chronić dzieci: 12-letnią Weronikę, córkę Wiktorii z pierwszego małżeństwa, oraz ich młodszą córkę, Warwarę, która ma zaledwie rok – wynika z relacji kobiety.

Jednak w pobliżu wsi Jahidne drogę blokowały kamienie, więc Petro zatrzymał samochód i próbował je usunąć. Wtedy ich samochód został ostrzelany. "Moja starsza córka Weronika zaczęła płakać, bo kawałek szkła skaleczył mnie w głowę i krwawiłam" – opowiada Wiktoria.

"Weronika zaczęła krzyczeć, jej ręce drżały, więc próbowałam ją uspokoić. Wysiadła z samochodu, a ja za nią. Kiedy wyszłam, zobaczyłam, jak upada. Gdy na nią spojrzałam, jej głowy nie było" – mówi kobieta.

Samochód zapalił się po uderzeniu rosyjskiego pocisku. "Próbowałam zachować spokój, trzymałam córeczkę i musiałam ją zabrać w bezpieczne miejsce" – relacjonuje Wiktoria. Nigdy nie zobaczyła już męża i domyśliła się, że również zginął.

Wiktoria schroniła się z Warwarą w jednym z zaparkowanych samochodów, a później w budynku używanym wcześniej przez wojsko. Następnego dnia znaleźli je tam rosyjscy żołnierze, którzy zamknęli je w zatłoczonej piwnicy szkoły we wsi Jahidne. Widziały tam ludzi umierających bez opieki medycznej, której potrzebowali.

Według Wiktorii w pomieszczeniu zamkniętych było około 40 osób i nie było miejsca, by się poruszać. Nie było prądu, więc używano świec i zapalniczek. Ciężko było oddychać. Ludziom nie pozwalano nawet wychodzić do toalety i musieli korzystać z wiader – pisze BBC.

"Ludzie chorowali od braku ruchu, siedzieli na krzesłach, spali na krzesłach. Widzieliśmy ich żyły, a potem zaczęli krwawić, więc robiliśmy bandaże" – wspomina Wiktoria.

Obecnie Wiktoria i Warwara są już w stosunkowo bezpiecznym Lwowie na zachodzie Ukrainy, gdzie kobieta otrzymała pomoc psychologiczną. Petra i Weronikę pochowano w lesie. Dziennikarze BBC zapytali Wiktorię, co powiedziałaby ludziom, którzy zabili jej męża i córkę. "Gdybym miała okazję zastrzelić (prezydenta Rosji Władimira) Putina, zrobiłabym to. Ręka by mi nie zadrżała" – odparła kobieta.(PAP)

kw/