Lichocka o raporcie podkomisji smoleńskiej: mam nadzieję, że zostanie przedłożony Europejskiemu Trybunałowi Praw Człowieka

2022-04-12 10:37 aktualizacja: 2022-04-12, 14:38
Fot. PAP/Piotr Polak
Fot. PAP/Piotr Polak
Patrzę na to, jako wiarygodną i całościową wersję wydarzeń, która jest dużo bardziej prawdopodobna, niż to, co przedstawiali ludzie Putina i Tuska do tej pory - oceniła we wtorek poseł PiS Joanna Lichocka o raporcie dot. katastrofy smoleńskiej. "Mam nadzieję, że raport zostanie przedłożony Europejskiemu Trybunałowi Praw Człowieka i Rosja zostanie zaskarżona za zamach terrorystyczny " - dodała.

W poniedziałek wiceprezes PiS Antoni Macierewicz przedstawił raport kierowanej przez siebie podkomisji smoleńskiej, według którego katastrofa z 10 kwietnia 2010 r. była wynikiem ingerencji Rosji. Zdaniem Macierewicza zgromadzony materiał jest "bezspornym i niepodważalnym" dowodem na eksplozję, która rozpoczęła katastrofę smoleńską. Jak powiedział, raport "może i powinien stanowić podstawę podjęcia działań na arenie międzynarodowej, w tym możliwe złożenie skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka".

"Wiarygodna wersja wydarzeń"

Lichocka, pytana na antenie TVP Info o ocenę raportu, odpowiedziała: "Patrzę na to, jako wiarygodną i całościową wersję wydarzeń, która jest dużo bardziej prawdopodobna, niż to, co przedstawiali ludzie Putina i Tuska do tej pory. Cieszę się, że tak dobitnie zostało wczoraj pokazane to, co się tam najpewniej stało. Mam nadzieję, że ten materiał zostanie poważnie potraktowany przez międzynarodowe instytucje, bo mam nadzieję, że ten raport po również badaniach prokuratury zostanie przez Polskę przedłożony Europejskiemu Trybunałowi Praw Człowieka i Rosja zostanie zaskarżona za ten zamach terrorystyczny".

Wskazała, że to, z czym mamy do czynienia w tej chwili, z tym szumem medialnym to "próba panicznego i gorączkowego storpedowania tego, co wczoraj Polacy mogli się dowiedzieć". "To budzi zażenowanie, jak bardzo starają się te media i ci politycy, którzy chyba bronią siebie samych przed prawdą i przed konsekwencjami tej prawdy dla nich także, jak walczą o rosyjską wersję wydarzeń, jak walczą o to, żeby ta kremlowska propaganda w tej sprawie wygrywała. Z zażenowaniem patrzę na to, co robią politycy opozycji i opozycyjne media" - przyznała Lichocka.

Zaznaczyła, że na "poziomie merytorycznym, eksperckim ta dyskusja mogłaby być twórcza, mogłaby zweryfikować tezy propagandy raportu Anodiny i raportu Millera, one by się po prostu nie utrzymały, dlatego zamiast argumentów merytorycznych, będą argumenty emocjonalne, będzie granie na emocjach, będą oskarżenia, różne oszczerstwa, będzie na przykład czepianie się poziomu prezentacji od strony technicznej, czy to dobra animacja czy to zła animacja, czy była literówka na planszy itd.".

"To jest rzeczywiście poziom taki, który ma odwracać uwagę od meritum, wyśmiać i wyszydzić, a nie podjąć dyskusję. Wydaje mi się, że tutaj też dużą rolę odgrywają emocje. Myślę, że tam jest duży strach, że pierwszą emocją Donalda Tuska, pana Laska czy Millera jest strach, w jakim świetle stawia ten raport tych ludzi, w jakim świetle stawia Donalda Tuska, który doprowadził przecież do rozdzielenia wizyt w Smoleńsku, w jakim świetle stawia Millera, który pilnował, żeby ten jego raport był taki sam albo bardzo podobny do tego, co podyktowano na Kremlu. To jest kompromitacja na wieki, hańba na wieki" - oceniła poseł PiS.

"Część dziennikarzy boi się mówić jak jest"

Lichocka podkreśliła, że raport podkomisji smoleńskiej jest "bardzo rzetelnym, wszechstronnym i drobiazgowym dokumentem, efektem prac o ogromnym zakresie". "To, że część z tych materiałów opublikowanych w raporcie było dostępne, było w świadomości badających katastrofę za rządów Donalda Tuska, pokazuje pod jak wielkim naciskiem i presją, ci ludzie tam musieli być i kłamać. Zaprzeczali oczywistym faktom. (...) Nie wiem czego się bali, dlaczego część dziennikarzy też boi się mówić co czują, co myślą tak naprawdę" - mówiła.

Zdradziła, że rozmawiała z kilkoma dziennikarzami liberalnych mediów i oni "w prywatnych rozmowach przyznają, że co najmniej bardzo poważnie biorą pod uwagę to, że tam był zamach, że tam były te dwie eksplozje, natomiast nigdy nie są w stanie przyznać się do tego, bo tak wielka jest presja tej strony, która służy Kremlowi w tej sprawie, że ci dziennikarze po prostu się boją".

"Część dziennikarzy boi się mówić jak jest. Boi się pisać jak wiedzą, że prawdopodobnie jest, ponieważ te media podporządkowane są środowiskom PO lub ich sojusznikom z zagranicy" - wskazała. (PAP)

Autorka: Katarzyna Krzykowska

mmi/