Przemyśl. Dziś wśród uchodźców jest najwięcej ludzi starszych i niepełnosprawnych

2022-04-13 18:31 aktualizacja: 2022-04-13, 22:42
Fot. PAP/Darek Delmanowicz
Fot. PAP/Darek Delmanowicz
Na dworzec kolejowy w Przemyślu obecnie przyjeżdżają starsi, chorzy i niepełnosprawni uchodźcy z Ukrainy. Jeżeli mamy zgłoszenie, że w pociągu jest taka osoba, organizujemy karetkę i pomoc medyczną - powiedział PAP wolontariusz Leszek.

Na dworcu kolejowym w Przemyślu od pierwszego dnia wojny w Ukrainie działa punkt pomocowy i medyczny dla uchodźców. Każdego dnia przyjeżdża tu kilkuset Ukraińców uciekających przed wojną.

W środę w hali głównej kilkadziesiąt osób czekało na pociągi do innych miast, cześć z nich zarejestrowała się w punkcie recepcyjnym. Informacji i pomocy na miejscu udzielało im kilkudziesięciu wolontariuszy.

"Na dworcu jestem codziennie od momentu wybuchu wojny. Na początku ludzie starali się tylko przejechać przez granicę i być jak najdalej od wojny. Potem przyjeżdżały osoby, które wiedziały gdzie jadą, do kogo, często miały już załatwioną pracę. Teraz docierają tu osoby starsze, schorowane, niepełnosprawne" - powiedział w rozmowie z dziennikarką PAP wolontariusz Leszek. W jego ocenie "pomoc takim niepełnosprawnym i chorym uchodźcom jest już dopracowana dzięki ludziom o wielkich sercach". "Jeżeli mamy zgłoszenie, że w pociągu jest osoba chora lub niepełnosprawna, to zaraz zorganizowany jest transport karetką i opieka medyczna, często miejsce w szpitalu" - podkreślił.

Punkt medyczny na dworcu działa nieprzerwanie od samego początku wojny siedem dni w tygodniu, przez całą dobę

Z hali głównej jeden z korytarzy prowadzi do punktu medycznego, w którym lekarze i ratownicy z Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Polskiego Czerwonego Krzyża udzielają pomocy. "Czasem jest to rozcięty palec, a czasem zawał serca. Ilu ludzi, tyle historii i przypadków" - powiedział wolontariusz i dodał, że do punktu nikt nie wchodzi sam z korytarza, każdą osobę wprowadzają i wyprowadzają wolontariusze.

Jak wyjaśnił koordynator działań medycznych na dworcu z Polskiego Czerwonego Krzyża Łukasz Szaruga, punkt medyczny na dworcu działa nieprzerwanie od samego początku wojny siedem dni w tygodniu, przez całą dobę. "Już 24 lutego wieczorem dostaliśmy informację od wojewody o potrzebie utworzenia takiego punktu na dworcu. Jeżeli jest pacjent, który ma stan przedzawałowy i wymagany jest pobyt w szpitalu, to na miejscu dysponujemy karetką oraz zespołem lekarzy i pielęgniarek" - podkreślił Szaruga. Obok punktu medycznego działa kuchnia polowa organizacji humanitarnej World Central Kitchen wydająca bezpłatne posiłki oraz punkt Wojsk Obrony Terytorialnej, w którym uchodźcy otrzymują jedzenie dla dzieci, pieluchy, butelki czy chusteczki nawilżające.

Wolontariusz Leszek podkreślił, że na sytuację na dworcu i liczbę uchodźców wpływa fakt, że obecnie nie ma pociągów specjalnych z Ukrainy, a w ciągu dnia przyjeżdżają tylko dwa składy z Kijowa i z Odessy. Większość uchodźców od razu opuszcza dworzec i udaje się do wyznaczonych miejsc noclegowych w Przemyślu, choć część z nich zostaje w oczekiwaniu na kolejny pociąg do Krakowa, Warszawy czy Lublina.

Obok hali głównej znajdują się dwa pomieszczenia dla matek z malutkimi dziećmi

"Inną kwestią jest to, że nie ma już tylu chętnych Polaków, którzy by przyjęli uchodźców do swojego domu. Na samym początku na dworzec przychodziło po 30, 40 osób dziennie, oferowały uciekinierom dach nad głową. Teraz jak przyjdzie jedna osoba, to jest sukces. Nie ma co się oszukiwać: ten rynek wchłonął tyle, ile mógł" - ocenił Leszek. Zwrócił uwagę, że powoli zaczęły się też powroty do Ukrainy. "Osoby, które wyjeżdżają z Polski, zabierają ze sobą głównie jedzenie. Ostatnio widziałem dwie osoby, które wiozły ze sobą 14 toreb z konserwami, mówiły, że to dla żołnierzy na front. Była też kobieta, która pojechała wieczornym pociągiem do Kijowa, stamtąd zabrała córkę i wróciła do Przemyśla następnego dnia. Pesel dla dziecka był już wyrobiony. Potem obie pojechały do Krakowa" - dodał.

Obok hali głównej znajdują się dwa pomieszczenia dla matek z malutkimi dziećmi, do których wejście możliwe jest tylko z wolontariuszem. W salach przygotowane są łóżka, materace, koce, ubrania, żywność i pieluchy. „Pomieszczenia są pilnowane przez ochronę, większość z tych kobiet ma już kupione bilety i czekają na pociąg. Jest cicho, ciepło, bezpiecznie. Można spokojnie dziecko nakarmić i przewinąć. Najmniejsze dziecko, które tu nocowało, miało 5 dni" - podsumował wolontariusz.

Ostatniej doby przez podkarpackie przejścia graniczne z Ukrainą do Polski dotarło 14,5 tys. osób. Koleją przyjechało 1,2 tys. osób. Natomiast na Ukrainę odprawionych zostało w tym czasie 10,3 tys. osób. (PAP)

Autorka: Agnieszka Gorczyca

dsk/