Pomoc dla uchodźców z Ukrainy organizują na dworcu głównym w Pradze strażacy, przedstawiciele miasta i kolei oraz przede wszystkim wolontariusze. Tych, według Denika N, dziennie zgłasza się około 200, a zaangażowany może zostać praktycznie każdy. Największe zapotrzebowanie jest na osoby, które znają język ukraiński lub rosyjski.
Jak informuje portal, osoby pracujące na dworcu odnotowały już kilka przypadków, w których rosyjskojęzyczni wolontariusze wypytywali nowoprzybyłych o ruchy lub miejsca pobytu jednostek armii ukraińskiej.
Na dziwne zachowanie niektórych "tłumaczy" zwrócili uwagę inni wolontariusze
Na dziwne zachowanie niektórych "tłumaczy" zwrócili uwagę inni wolontariusze, którzy zaobserwowali, głośną reakcję uchodźców na pytania, co wzbudziło podejrzenia, że mogą to być rosyjscy agenci lub ich współpracownicy. Sprawą zajmuje się praska policja, która odmówiła informacji o podejmowanych działaniach. Sytuacji nie chcieli również komentować przedstawiciele odpowiedzialnej za kontrwywiad Informacyjnej Służby Bezpieczeństwa (BIS) - pisze Denik N.
Według byłego szefa tej służby Jirziego Rużka, którego cytuje portal, sygnały są bardzo poważne. Rużka podkreślił, że nie ma bardziej bezbronnych osób niż uchodźcy, spotykający osoby, które rozmawiają z nimi i są życzliwe. Uchodźca może mieć krewnych w wojsku i przekazać interesujące informacje. Na pierwszy rzut oka może chodzić o nieważne drobiazgi, ale te informacje - umiejętnie poskładane i przekazane dalej - mogą pomóc Rosjanom - zaznaczył były szef BIS.
Z Pragi Piotr Górecki (PAP)
dsk/