PAP: Panie Ambasadorze, czy zaskoczyła Pana zgoda władz niemieckch na rosyjską demonstrację w Berlinie i w innych miastach RFN?
Andrzej Przyłębski: Wcale. Niemieckie prawo dot. demonstracji jest nadzwyczaj liberalne. Prawo do demonstrowania – jako sposobu wyrażania swych poglądów – uchodzi tam za święte. Moim zdaniem niesłusznie, bo demonstracje mają także negatywne efekty uboczne, uciążliwe dla wielu obywateli. Wystarczy gdy wspomnę wielogodzinne blokady Berlina przez olbrzymie traktory protestujących rolników czy do północy trwające, niemal codzienne demonstracje przed "moją" rezydencją, w związku z wyrokami TK. Prosiłem wówczas władze by wymusiły ich przeniesienie z dzielnicy prywatnych domków (gdzie budziły irytację moich sąsiadów) pod ambasadę, ale "święte prawo" było ważniejsze.
PAP: A co Pan sądzi o samych rosyjskich demonstracjach w Niemczech?
A.P.: Jestem nimi oburzony. Oficjalnie chodziło o to, by Rosjan nie stygmatyzować, nie szykanować w związku z działaniami Federacji Rosyjskiej na Ukrainie. I to można by od biedy zrozumieć. Ale flagi rosyjskie, a także sowieckie, na samochodach, oznaczały jednoznaczne poparcie działań Putina! Podczas tych demonstracji nie było oświadczeń odcinających się do Putina czy potępiających jego działania. Zwracam uwagę na to, że niemieccy Rosjanie nie są poddani presji rosyjskich mediów, mają bowiem dostęp do innych, w tym niemieckich źródeł informacji o tej wojnie, o zbrodniach dokonywanych "w imieniu narodu rosyjskiego". I co? Zero refleksji, zero empatii, zero pokory. Zamiast tego "ruska buta".
PAP: Niemieckie media, a także niemieckie społeczeństwo nie było jednak zachwycone tymi demonstracjami buty.
A.P. Ma pani rację. Niektóre media były oburzone. Cieszę się też, że były kontrdemonstracje czy próby blokowania przejazdu tych "nikczemnych kolumn" samochodowych przez normalnych, wrażliwych obywateli Niemiec. Myślę też, że te demonstrację pozwoliły Niemcom zrozumieć, z jakiego pokroju "piątą kolumną" mają u siebie do czynienia. W Berlinie całe kwartały kamienic są w posiadaniu Rosjan, mają oni swoje sklepy, swoje sale koncertowe, swoje radio.
Z Berlina Berenika Lemańczyk (PAP)
mj/