Prof. Shoshana Zuboff: inwigilacja jest podstawą gospodarki cyfrowej, a nasze dane - jej głównym surowcem

2022-04-18 16:44 aktualizacja: 2022-04-20, 13:00
Prof. Shoshana Zuboff, fot. Michael D. Wilson
Prof. Shoshana Zuboff, fot. Michael D. Wilson
W ciągu ostatnich 20 lat inwigilacja stała się podstawą potęgi i modelu biznesowego cyfrowych gigantów; zbierane o nas informacje są surowcem wykorzystywanym, by nami manipulować - mówi PAP prof. Shoshana Zuboff, psycholog społeczna Uniwersytetu Harvarda i autorka książki "Wiek kapitalizmu inwigilacji".

"Kapitalizm inwigilacyjny" - w ten sposób Zuboff określa model stanowiący jeden z fundamentów współczesnej gospodarki cyfrowej. Jak zaznacza w rozmowie z PAP, jej zdaniem nie jest to określenie publicystyczne, lecz precyzyjny termin charakteryzujący podstawy działania systemu.

"Słowo +inwigilacja+ połączone jest ze słowem +kapitalizm+, bo inwigilacja, czyli zbieranie o nas danych, jest niezbędne, by osiągać zyski i wzrost gospodarczy. Nie da się osiągnąć zysku, jeśli nie ma się równocześnie technologii inwigilacji" - mówi ekspertka.

Jak dodaje, masowe zbieranie danych o użytkownikach sieci jest dziś nieodzownym elementem funkcjonowania gigantów Big Tech takich jak Google, Facebook, Microsoft, Apple czy Amazon, ale rozprzestrzeniło się też na inne sektory gospodarki, np. ubezpieczenia zdrowotne i edukację, stało się podstawą dla reklamodawców ze wszystkich branż.

Nowy sposób na zarabianie pieniędzy: wykorzystywanie metadanych

Jak argumentuje Zuboff, system ten sięga przełomu XX i XXI w., kiedy zmagająca się z trudnościami finansowymi firma Google - wówczas właściciel popularnej, ale nieprzynoszącej zysków wyszukiwarki internetowej - odkryła nowy sposób na zarabianie pieniędzy: wykorzystywanie metadanych użytkowników.

"Zdali sobie wtedy sprawę, że resztki z danych pozostawianych przez użytkowników mogą być wykorzystywane i analizowane jako sygnały behawioralne. (Zrozumieli wtedy - PAP) jak analiza tych sygnałów może przewidzieć przyszłe zachowania" - mówi Zuboff. Jak wyjaśnia, model stworzony przez Google, przewidujący, gdzie najlepiej umieścić reklamy, stał się później podstawą całego gospodarczego ekosystemu.

"To było przełomowe odkrycie, na które wszyscy w Dolinie Krzemowej czekali, szukając sposobu na zmonetyzowanie swoich produktów" - mówi autorka. Jak dodaje, w maksymalnym stopniu wykorzystał to Facebook, którego model biznesowy opiera się właśnie na używaniu ogromnej ilości danych, by przewidywać przyszłe zachowania.

"Tu nie chodzi tylko o dane, które są niezbędne dla usprawniania (działania serwisu - PAP). Chodzi o tzw. nadwyżkę behawioralną, czyli wszystkie te dane, które - zebrane razem - mogą komuś powiedzieć o nas to, co niekoniecznie chcielibyśmy, by o nas wiedziano. Na ich podstawie można wydedukować nasz wiek, co lubimy, czego się boimy, naszą orientację, poglądy polityczne czy stan zdrowia" - mówi Zuboff. "W ten sposób staliśmy się surowcem, na którego przetwarzaniu zarabiają te firmy" - dodaje.

Jak ocenia badaczka, rozwój tego modelu w początkowej fazie był możliwy, bo firmy ukrywały go przed społeczeństwem i wykorzystały brak regulacji prawnych. Co więcej, lobbowały też za tym, by tak zostało. I choć dziś wiemy, że nasze dane są gromadzone na masową skalę, to nadal nie wiemy, w jaki sposób są wykorzystywane. A używa się ich np. do tworzenia algorytmów wpływających na nasze zachowania. "Oni po prostu biorą informacje o nas, wchodzą w nasze prywatne życie, przetwarzając te dane w modele i produkty bez naszej wiedzy. Każdy czterolatek powiedziałby, że to kradzież, ale jedyny powód, dla którego nie jest to kradzieżą, jest fakt, że prawo tego nie zabrania" - mówi Zuboff.

Według uczonej zapoczątkowana przez Google rewolucja spowodowała duże zmiany w funkcjonowaniu społeczeństw i demokracji, prowadząc m.in. do erozji koncepcji prywatności oraz do koncentracji władzy, wiedzy i kapitału w rękach piątki cyfrowych gigantów (Google, Microsoft, Apple, Facebook, Amazon).

"(Grupa) tych pięciu imperiów i powiązane z nimi ekosystemy mają wiedzę, która jest oparta na informacjach pozyskanych od nas, ale należących do nich. I są one wykorzystywane nie po to, by rozwiązywać problemy społeczne, ale by zwiększać ich ekonomiczne wyniki - często naszym kosztem. My jesteśmy zarówno źródłem informacji, jak i celem manipulacji" - twierdzi badaczka.

Algorytmy wykorzystujące zgromadzoną o użytkownikach wiedzę

Przywołuje przykład Facebooka, którego algorytmy - wykorzystujące zgromadzoną o użytkownikach wiedzę - przynosiły mu zyski, ale przy okazji promowały treści wzmacniające nienawiść i podziały społeczne. Jak dodaje, ostatnie lata pokazały, że mechanizmy te są wykorzystywane również przez państwa, w tym państwa autorytarne takie jak Rosja - które prowadzą inwigilację, rozpowszechniają propagandę i wpływają na społeczeństwa w skuteczniejszy niż wcześniej sposób.

Zdaniem Zuboff mimo że masowe wykorzystywanie danych jest mocno zakorzenione w systemie gospodarczym, nie oznacza to, że sytuacja ta musi trwać, a zmiana musi być bardzo kosztowna.

"To nie jest tak, że eksploatacja danych jest jedynym sposobem, by biznes w sieci się kręcił. Kiedy Google wybrał ten model w 2001 r., miał przed sobą inne opcje zmonetyzowania swojego biznesu, ale wybrał ten, bo przyniósł najszybsze zyski" - uważa badaczka. Jak dodaje, nadzieję na zmianę daje coraz powszechniejsza świadomość problemu.

"Paradoksalnie powodem do nadziei jest to, że przez ostatnie 20 lat państwa nigdy nawet nie próbowały ograniczać tego zjawiska. A to oznacza, że mamy przed sobą duże pole manewru, zwłaszcza że w ostatnich latach po raz pierwszy widzimy, że prawodawcy w różnych krajach zaczęli w końcu rozumieć ten problem, a badania pokazują, że ograniczenia siły Big Tech chcą też społeczeństwa" - mówi Zuboff. Cytuje przykład procedowanego w Unii Europejskiej Aktu o rynkach cyfrowych i Aktu o usługach cyfrowych, które mają ograniczyć dominację cyfrowych gigantów i zbieranie przez nich danych.

"Nie łudzę się, że to wszystko zmieni się wkrótce, ale coś się ruszyło, stan obecny jest kwestionowany, kontestowany. A to dopiero początek" - mówi Zuboff. "Ludzie zaczynają kwestionować konieczność tego stanu rzeczy, a od tego zaczyna się rozpad instytucji" - dodaje.

Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)

Fot. okładka książki "Wiek kapitalizmu inwigilacji". Fot. wydawnictwo Zysk i S-ka

mar