"Inflacja to "bardzo poważny problem gospodarczy i nie można sobie z nim poradzić w sposób prosty" - mówił Morawiecki podczas sesji pytań i odpowiedzi na portalu społecznościowym, dodając, że "poprzednie epoki inflacyjne w gospodarkach zachodnich potrafiły trwać po kilka, a nawet kilkanaście lat".
"Będziemy starali się w taki sposób utrzymywać nasze działania antyinflacyjne, żeby po pierwsze złagodzić problem inflacyjny dla Polaków, a po drugie nie dolewać oliwy do ognia" - stwierdził szef rządu.
Według niego, zaproponowana przez rząd obniżka podatków z 17 na 12 proc. ma doprowadzić do tego, że w portfelach Polaków zostanie więcej pieniędzy netto. "Żeby poprzez obniżkę podatków zostało więcej pieniędzy w portfelach Polaków i żeby ta większa pula środków przełożyła się na wyższe oszczędności i złagodziła problemy portfelowe u naszych obywateli" - mówił Morawiecki o celach działań rządu.
Przestrzegał przed takim rozwojem sytuacji, jak w Turcji, gdzie - według niego - "inflacja jeszcze rok-dwa lata temu wynosiła 12, 15, 17 proc. i zamrożono stopy procentowe, podniesiono wynagrodzenia, a spirala zaczęła się nakręcać". Jak mówił, w takim przypadku "przez kilka miesięcy wygląda wszystko nieźle, a potem inflacja wybucha ze zdwojoną siłą". "Zarządzanie inflacją jest tak trudnym zadaniem, na którym polegli słynni ekonomiści amerykańscy" - ocenił Morawiecki.
Przypomniał, że na początku roku wdrożono tarczę antyinflacyjną, w wyniku której "w lutym inflacja zaczęła już spadać". Jak dodał, 24 lutego rozpoczęła się wojna na Ukrainie a w ślad za nią "putinflacja". "To nie jest nasz wymysł, Joe Biden mówi, że 70 proc. dzisiejszej inflacji to ceny energii, wiążące się z wojną na Ukrainie" - mówił Morawiecki, dodając, że podobne stanowisko mają m.in. podobnie premier Czech, szefowa KE, przewodniczący Rady Europejskiej, przywódcy krajów zachodnich. "Jest to oczywiste, że wpływ na wysoką inflację ma wojna i wychodzenie z pandemii" - ocenił premier.
Premier: podnosimy zarobki w służbie zdrowia i dla nauczycieli
Morawiecki został zapytany także o propozycję podniesienia płac w budżetówce. "Podnosimy je sukcesywnie i w tym roku po raz kolejny będą one także podniesione. Zdaje się, że uzgodnienia z ministrem zdrowia są takie, aby były podniesione już od początku drugiej połowy tego roku" - odpowiedział premier odnosząc się do służby zdrowia.
CZYTAJ WIĘCEJ: PGNiG zapewni dostawy gazu odbiorcom objętej sankcjami firmy Novatek
Zaznaczył, że podwyżki będą również dotyczyć nauczycieli. "Dzisiaj także uzgodniłem z ministrem Czarnkiem, aby również dla nauczycieli stażystów, kontraktowych tych którzy mają te najniższe wynagrodzenia podnieś je w taki sposób, aby jak najwięcej ludzi w tym pięknym zawodzie nauczyciela chciało w ogóle zostać, chciało pracować" - podkreślił Morawiecki.
Premier przypomniał także propozycje rządu pomocy dla osób, które spłacają złotowe kredyty hipoteczne. Wymienił wakacje kredytowe, zwiększenie środków Funduszu Wsparcia Kredytobiorców, utworzenie funduszu pomocowego zasilanego ze składek banków i wprowadzenie nowego wskaźnika oprocentowania kredytu w miejsce WIBOR-u.
Morawiecki: wykluczamy możliwość obcięcia świadczeń społecznych
Premier został zapytany również, czy wobec tego, że dług publiczny zbliża się do 60 proc. (PKB), nie powinno się obciąć świadczeń społecznych, takich jak np. 500 plus.
"Wykluczamy taką sytuację, żeby można było uciąć świadczenia społeczne. Brak świadczeń społecznych był właśnie bolączką systemu III RP. Ludzie gorzej sytuowani byli tak pozostawieni sami sobie, że wielu z nich zdecydowało się na wyjazd z kraju, stąd mieliśmy gigantyczną falę emigracji" - odpowiedział Morawiecki.
Dodał, że "mniej więcej od 2-3 lat po raz pierwszy mamy bilans dodatni - więcej ludzi do Polski wraca niż wyjeżdża za granicę". "Wykluczamy więc możliwość obcięcia świadczeń społecznych zdecydowanie" - zapewnił.
Poinformował też, że niedawno Polska przedstawiła w Komisji Europejskiej "aktualizację programu konwergencji", gdzie znalazły się wszystkie najważniejsze wielkości ekonomiczne. "W tej analizie ujęliśmy spadek naszego długu do PKB do poziomu oscylującego wokół 50 procent w przyszłym roku i poniżej 50 procent w trzecim roku obowiązywania aktualizacji programu konwergencji" - mówił premier.
"Także deficyt budżetowy, który w zeszłym roku był poniżej 2 procent - deficyt sektora finansów publicznych - w tym roku będzie wyższy, planujemy go bardzo ostrożnie na poziomie 4 procent, ale będzie pewnie niższy niż te 4 procent, bo dzisiejsze wykonanie budżetu wskazuje na to, że sytuacja jest lepsza niż zakładaliśmy, głównie dzięki uszczelnieniu systemu podatkowego" - poinformował premier.
Dodał, że z niedawnego zestawienia luk VAT-owskich w różnych państwach wynika, że Polsce udało się zmniejszyć tę lukę do poziomu 4,3 proc.
"Długu sektora finansów publicznych nie można ukryć"
Premier w ramach "Q&A" odpowiadał na pytanie o zadłużenie, które znajduje się poza kontrolą Sejmu. Wyjaśnił, że cały sektor finansów publicznych składa się z budżetu centralnego i budżetu samorządów, budżetu NFZ i FUS. "Łatwo można zapamiętać, że mniej więcej po 1/3" - stwierdził.
Gdy wybuchła pandemia - jak mówił - został opracowany mechanizm emisji obligacji po to, by pojawiały się pieniądze na ratowanie miejsc pracy. "Gdy dzisiaj mówimy, że mamy drugie najniższe bezrobocie w Unii Europejskiej, to nie wzięło się to z niczego. Wzięło się to z tego, że wtedy ratowaliśmy miejsca pracy. Część tego zadłużenia, właśnie ta, jest także poza budżetem państwa" - mówił.
"Ale nie jest poza długiem publicznym. Ani jedna złotówka nie znajduje się poza długiem publicznym. Na koniec każdego roku pokazujemy deficyt sektora finansów publicznych i cały łączny dług państwowy" - przekonywał premier.
"Czy państwo myślicie, że można coś wyprowadzić poza budżet i rynki finansowe tego nie zauważą?" - pytał retorycznie Morawiecki. Odpowiedział, że niczego nie można ukryć "przed rynkami finansowymi, agencjami ratingowymi, komisją europejską". "Tak naprawdę każdy kto się tym interesuje wie, jaki jest łączny dług publiczny i łączny deficyt sektora finansów publicznych" - powiedział.
"Emerytury stażowe to niższy wiek emerytalny i niższe emerytury"
Premier Morawiecki odpowiadając z kolei na pytania dot. emerytur stażowych wskazał, że jest to postulat związków zawodowych, który oznacza, że będzie można byłoby przejść na emeryturę na przykład po 35 lub 40 latach (pracy), czyli mężczyzna, który rozpoczyna pracę do 18 roku życia czy 19, w wieku 58 czy 59 lat mógłby przejść na emeryturę; kobieta podobnie. To oznacza, że nasz wiek emerytalny, który dzisiaj jest jednym z najniższych, czy jednym z niższych w Europie, byłby jeszcze niższy" - powiedział premier.
Przypomniał, że system emerytalny polega na tym, że wypłaca się emerytury z tego, co do tego systemu ludzie wpłacają. "Więc emerytury, po takiej jeszcze kolejnej obniżce wieku emerytalnego byłby niższe ceteris paribus (łac. - przy tych samych okolicznościach) niż byłby, gdyby tego nie robić. Tak można powiedzieć" - wskazał Mateusz Morawiecki.
"I dlatego chuchamy i dmuchamy na system emerytalny raczej zachęcając tych z emerytów, czy te osoby, które są uprawnione do pobierania emerytury, do tego aby (..) dalej pracowały, jeżeli chcą, jeżeli mogą pracować" - zaznaczył. "Chcielibyśmy, żeby swoje doświadczenie przekazywali kolejnym pracownikom" - dodał.
Morawiecki o Ukrainie: mam nadzieję, że obroni suwerenność
"Jeśli chodzi o wojnę na Ukrainie, to rozgrywa się na naszych oczach niesamowity dramat - dramat ludzi tam, dramat kobiet i dzieci, dramat żołnierzy ukraińskich, bohaterska walka w obronie suwerenności i integralności, spójności terytorialnej, ale jednocześnie też żyjemy w czasie przełomu, bo Rosja pokazała nie tylko swoje straszliwe oblicze, ale mam pełne przekonanie, że nic już nie będzie tak jak było wcześniej" - ocenił premier Morawiecki podczas sesji Q&A (pytań i odpowiedzi) na Facebooku.
Jak dodał ma nadzieję, że "wielka obłuda Rosji i jednocześnie te wielkie pomyłki ze strony Niemiec i Francji dotyczące współpracy z Rosją, że można normalnie współpracować z Rosją - że już do tej rzeczywistości nigdy nie wrócimy, bo to co dzieje się na Ukrainie na to nie pozwoli".
"Mam nadzieję, że Ukraina obroni swoją suwerenności i wtedy będzie normalnie, wtedy będzie normalniej, choć na pewno tyle osób, ile już dzisiaj zginęło na Ukrainie, będzie zawsze wołało do nas o pomstę, o sprawiedliwość, o zadośćuczynienie, o odbudowę Ukrainy, o nowe realia w kontaktach z Rosją i w tym kontekście na pewno to będzie inny świat" - mówił szef polskiego rządu.
Zapytany przez internautę, skąd Polska ma środki na pomoc Ukrainie, premier odpowiedział, że "Ukraińcy również pracują dla nas". "To nie jest tak, że my wydajemy dzisiaj gigantyczne pieniądze na Ukrainę i w związku z tym tracimy te pieniądze" - podkreślił.
"Polska znajduje się w zapaści demograficznej, między innymi na skutek tego, że przez 20 lat poprzednie, a precyzyjnie rzecz ujmując przed latami 2016-2018, czyli latami, kiedy więcej ludzi zaczęło do nas wracać, niż z Polski wyjeżdżać, do tego czasu od lat 90. mieliśmy negatywny bilans migracyjny" - wskazał premier. Dodał, że "to był jeden z bardzo złych elementów w naszej całej architekturze gospodarczo-społecznej".
Jak podkreślił "dzisiaj z Ukrainy wyjechało już do Polski trzy miliony osób, uchodźców wojennych, to są kobiety i dzieci". "Ich mężowie, synowie i bracia walczą tam o wolność, suwerenność, ale nie tylko swoją, walczą też o suwerenność tego obszaru Europy, bo jakby Rosjanie wygrali tam, to myślę, że kolejnym celem ataku byłyby państwa bałtyckie, albo Finlandia, albo Polska, albo Słowacja, albo Rumunia lub Mołdawia. Nie zapominajmy o tym" - zaznaczył.
"Proszę się nie bać o pomoc dla Ukrainy, bo my uzyskamy w końcu te środki z Unii Europejskiej, tylko że procedury biurokratyczne Brukseli mielą bardzo powoli (...) i dlatego trochę czasu minie, ale my te środki pozyskamy i per saldo Polska nie wyda więcej środków niż uzyska w związku z tą całą historią, z którą mamy dzisiaj do czynienia" - zapewnił premier Morawiecki. (PAP)
Autorzy: Piotr Śmiłowicz, Danuta Starzyńska-Rosiecka, Marta Stańczyk, Marcin Jabłoński
mmi/