Proces apelacyjny ws. brutalnego zabójstwa. Nieprawomocnie skazany na 25 lat: Bóg mi świadkiem, że tego nie zrobiłem

2022-05-17 10:08 aktualizacja: 2022-05-17, 11:40
Fot. PAP/Leszek Szymański
Fot. PAP/Leszek Szymański
Przed Sądem Apelacyjnym w Białymstoku zakończył się we wtorek proces apelacyjny 43-latka, nieprawomocnie skazanego na 25 lat więzienia za brutalne zabójstwo swego znajomego w Dziadkowicach (Podlaskie). Od tego wyroku odwołał się obrońca.

Zgodnie z wnioskiem pełnomocnika oskarżycieli posiłkowych, skazany ma też zapłacić piątce dzieci zmarłego łącznie 100 tys. zł zadośćuczynienia (po 20 tys. zł każdemu) i pokryć ich wydatki procesowe.

Prokuratura chciała kary 25 lat więzienia, więc apelacji nie składała. Nie zrobił też tego pełnomocnik dzieci zmarłego. Obrona chce uniewinnienia, ewentualnie uchylenia wyroku i zwrotu sprawy do pierwszej instancji lub niższego wyroku nie za zabójstwo, a za spowodowanie obrażeń, które skutkowały śmiercią.

Do zbrodni doszło w lipcu ubiegłego roku. Według ustaleń śledztwa Prokuratury Rejonowej w Białymstoku, oskarżony działał z zamiarem bezpośrednim; dokonał zabójstwa w ten sposób, że najpierw uderzył ofiarę butelką w głowę, powalając mężczyznę na ziemię, potem kopał go i bił pięściami po całym ciele (w tym po głowie), a potem jeszcze zdarł z niego ubranie i zadawał kolejne ciosy m.in. rozbitą butelką, okaleczając ciało.

Zakrwawione zwłoki mężczyzny znaleźli przechodnie

Zakrwawione zwłoki znaleźli - w krzakach przy sklepie w Dziadkowicach - przechodnie. Policja zatrzymała początkowo czterech mężczyzn, wśród nich obecnego oskarżonego 43-latka. Według ustaleń śledczych, był on skonfliktowany z ofiarą i to mogło być motywem zbrodni; kilka lat wcześniej był skazany za kradzież z włamaniem na jego szkodę. Zatrzymani byli w grupie mężczyzn, która niedaleko sklepu piła alkohol i to tam doszło do kłótni zakończonej zabójstwem.

Oskarżonemu groziło dożywocie, od zatrzymania jest tymczasowo aresztowany. Do zarzutów ostatecznie nie przyznał się, choć w pierwszych wyjaśnieniach to zrobił, ale twierdził, że został wtedy do tego przymuszony przez policję. Sąd Okręgowy w Białymstoku w październiku skazał go na 25 lat więzienia.

Oskarżony: Byłem spanikowany i dlatego się przyznałem. Bóg mi świadkiem, że tego nie zrobiłem

Obrona w apelacji argumentuje, że w sprawie był szereg wątpliwości dowodowych, których sąd pierwszej instancji nie rozstrzygnął - zgodnie z zasadami prawa - na korzyść, a zinterpretował na niekorzyść oskarżonego. W ocenie obrońcy, łańcuch dowodów nie daje podstaw do przyjęcia, że niemożliwy był inny scenariusz zdarzeń, jak tylko sprawstwo oskarżonego. Karę uważa za rażąco surową.

Sam oskarżony mówił w ostatnim słowie, że podczas pierwszego przesłuchania był bity przez policjanta i straszony. "Byłem spanikowany i dlatego się przyznałem, mówiłem co popadnie. Bóg mi świadkiem, że tego nie zrobiłem" - powiedział. Prosił sąd o uniewinnienie.

Prokuratura chce utrzymania kary. W jej ocenie, w procesie przed sądem pierwszej instancji nie było naruszeń procedury karnej, ani błędnej oceny dowodów. Wyrok sądu apelacyjnego ma być ogłoszony pod koniec maja.(PAP)

Autor: Robert Fiłończuk

dsk/