Niespełna 19 godzin przerwy mieli polscy siatkarze między świetnym w ich wykonaniu i zwycięskim meczem z Brazylią a czwartkową potyczką ze znacznie niżej notowaną Kanadą. To sprawiło, że trener biało-czerwonych Nikola Grbic zdecydował się na kilka zmian w wyjściowym składzie - w "szóstce" zabrakło Mateusza Bieńka, Bartosz Kurka i Aleksandra Śliwki, a na libero zamiast Pawła Zatorskiego pojawił się Jakub Popiwczak.
Niemrawy początek, znakomity koniec
Początek w wykonaniu Polaków, być może ze względu na wczesną porę rozgrywania spotkania - godz. 13.30, był dość niemrawy. Po asie serwisowym rozgrywającego Bretta Walsha i bloku na Tomaszu Fornalu zrobiło się 7:6 dla ekipy spod znaku klonowego liścia.
Było to jednak tylko chwilowe jej prowadzenie, bo szybko sprawy przybrały obrót po myśli mistrzów świata. Dobrze funkcjonujący blok, owocna współpraca z obroną, co przekładało się na okazję do kontr, kończonych głównie przez środkowych Karola Kłosa i Jakuba Kochanowskiego. Przewaga biało-czerwonych rosła błyskawicznie - od stanu 13:12 zdobyli oni siedem kolejnych punktów, później było 22:13, a partia - po zepsutym przez Erica Loeppky'ego serwisie - skończyła się wynikiem 25:16, identycznym jak w środę z Brazylią, choć tym razem Polacy żadnego punktu nie zdobyli bezpośrednio zagrywką, która w poprzednim meczu była ich najsilniejszą stroną.
W drugim secie Kanadyjczycy prowadzili tylko raz (5:4), a później systematycznie rosła przewaga Polaków. Skuteczny w ataku był Łukasz Kaczmarek, czujnie na siatce grali Kłos z Kochanowskim i na przerwę techniczną drużyny schodziły przy rezultacie 12:8. Później znowu w głównej roli występował atakujący Zaksy Kędzierzyn-Koźle, który mocne zbicia przeplatał efektownymi "kiwkami" i zrobiło się 17:9. Później było 19:13, 23:16, a 25. punkt atakiem ze środka uzyskał Kłos.
Dominacja biało-czerwonych
Trzeci set od początku przebiegał pod dyktando biało-czerwonych. Po asie serwisowym Fornala było 5:2, po ataku wprowadzonego w tej odsłonie Bartosza Kwolka 10:4, a po bloku innego rezerwowego - Mateusza Poręby - zrobiło się 16:9. Rywale psuli sporo zagrywek, popełniali błędy techniczne, jak dotknięcie siatki czy przekroczenie linii ataku, więc Polacy z uśmiechem na ustach dokończyli mecz i w ciągu niespełna 75 minut pewnie wygrali 3:0.
Ekipa Grbica poprawiła bilans w Lidze Narodów na 5-1. W stolicy Bułgarii czekają ją jeszcze spotkania z najsłabszymi w stawce Australijczykami - w sobotę i na zakończenie - w niedzielę - z niepokonanymi dotychczas Amerykanami. Za dwa tygodnie Polacy zagrają w Gdańsku z kolejnymi czterema rywalami i te mecze zdecydują, czy znajdą się w czołowej ósemce, która w dniach 21-24 lipca wystąpi w turnieju finałowym w Bolonii.(PAP)
gn/