"Psychotyczna" atmosfera na planie hollywoodzkiego hitu? Aktorka po latach zdradza szczegóły

2022-06-29 14:12 aktualizacja: 2022-06-29, 14:21
Dakota Johnson. Fot. PAP/EPA/NEIL HALL
Dakota Johnson. Fot. PAP/EPA/NEIL HALL
Rola Anastazji Steele w trylogii „50 twarzy Greya” okazała się dla Dakoty Johnson furtką do wielkiej kariery. Choć z perspektywy lat, aktorka nie żałuje, że zdecydowała się zagrać w tej odważnej produkcji, przyznała szczerze, że praca na planie nie była sielanką. Samo doświadczenie określiła mianem „psychotycznego”, wyraźnie wskazując, że winą za artystyczne fiasko filmu, który miał rozpalić widzów do czerwoności ponosi autorka książki E.L. James.

W najnowszym wywiadzie dla „Vanity Fair” córce Melanie Griffith i Dona Johnsona przybliżyła czytelnikom prawdę o tym, jak wyglądała realizacja filmów, którym zawdzięcza swoją karierę. Gdy powstawały kolejne części ekranizacji erotycznej „powieści dla mamusiek” wiele mówiło się o wzajemnej niechęci Dakoty Johnson i jej filmowego partnera, Jamiego Dornana. Po latach okazuje się jednak, że na planie to nie relacje między odtwórcami głównych ról były problemem, a kontrola, którą nad filmem sprawowała sama autorka powieści.

W rozmowie z magazynem, aktorka jasno dała do zrozumienia, że zupełnie inaczej wyobrażała sobie ten projekt. „Zgodziłam się na udział w zupełnie innym filmie niż ten, który ostatecznie zrobiliśmy” - przyznała. Zapytana o to, co wpłynęło na ten rozczarowujący efekt wskazała na kombinację wielu czynników, jednak najsłabszym ogniwem miała być autorka książki.

„Miała bardzo dużą kontrolę nad procesem twórczym, przez cały dzień, każdego dnia. Żądała, aby pewne rzeczy znalazły się w filmie. A przecież są fragmenty książki, które zupełnie nie pasowały, jak chociażby wewnętrzny monolog bohaterki, który czasem był zwyczajnie tandetny, nie dało się tego powiedzieć na głos” - wspomina Johnson, dodając, że praca na planie była nieustanną walką. „Najpierw kręciliśmy sceny, które chciała Erika, potem robiliśmy ujęcia, które my chcieliśmy zrobić. Przerabiałam dialogi, tak abym mogła dodać linijkę tu i tam. To był nieustający chaos” - wyznała.

Mimo że Johnson pochodzi z rodziny o mocnych aktorskich korzeniach, współpracę na planie i nieustające przepychanki wspomina jako szalony proces, pozbawiony jednak twórczej radości.

”Było wiele nieporozumień. Wcześniej nie mogłam mówić o tym szczerze, w końcu chcesz promować film we właściwy sposób” - wyjaśniła nazywając tę współpracę „psychotycznym” doświadczeniem. Zapytana o to, czy żałuje udziału w filmie bez wahania odparła, że nie. Zdaje sobie bowiem sprawę, że to dzięki tej roli udało się jej wybić w Hollywood.

„Gdybym wtedy wiedziała, jak to będzie wyglądać nie sądzę, żeby ktokolwiek się na to zdecydował. Ale nie żałuję. Te filmy wpłynęły na nasze kariery” - przypomniała. (PAP Life)

TEMATY: