"Świętowanie było bardzo krótkie. Mieliśmy pozwolenie od trenera na jedno piwo, które na nas czekało. Posiedzieliśmy, pośmialiśmy się, było trochę grania na gitarach i to w zasadzie tyle" - zdradził Kot.
"Chcieliśmy dobrze wyglądać na ceremonii. Na większe świętowanie przyjdzie czas po sezonie" - dodał Stoch.
Dekoracji dokonała członkini MKOl Norweżka Kristin Kloster Aasen w towarzystwie prezesa norweskiej federacji narciarskiej Erika Roeste.
"Radość i duma - to jest to co przede wszystkim czuję po otrzymaniu medalu. Długo na to czekaliśmy i ciężko pracowaliśmy. Tęsknię już za domem, ale warto było czekać do samego końca. Dzięki temu wrócimy z medalami" - powiedział Kubacki.
"Jak wchodziło się na podium, to myślę, że w każdym z nas było wzruszenie i poczucie spełnienia. Dla nas to było olbrzymie przeżycie. Może Kamil nie przeżywał tego tak mocno jak my. On w końcu ma wprawę w zdobywaniu olimpijskich medali" - dodał Hula.
W sobotę Stoch zwyciężył w rywalizacji na tej samej dużej skoczni w zawodach indywidualnych. Pochodzący z Zębu zawodnik jest pierwszym polskim przedstawicielem zimowych dyscyplin, który wywalczył trzy złota igrzysk; cztery lata temu w Soczi był najlepszy w obu konkursach indywidualnych, a łącznie ma w kolekcji cztery medale olimpijskie.
"Ten medal drużynowy jest efektem pracy wielu ludzi. To wspaniałe zwieńczenie wielu lat. W pierwszej chwili byłem wczoraj trochę zły na siebie, bo mieliśmy szansę na coś więcej niż brąz. Później dotarło jednak do mnie, że tak naprawdę dałem z siebie wszystko i gdybym mógł skoczyć jeszcze raz, to niekoniecznie efekt byłby lepszy" - podkreślił Stoch.
W zmaganiach zespołowych biało-czerwoni zgromadzili 1072,4 pkt. Przegrali z Norwegami - 1098,5 i Niemcami - 1075,7 pkt. To 22. medal w historii startów biało-czerwonych w zimowych igrzyskach; pierwszy drużyny skoczków. Na cały dorobek składa się siedem złotych, siedem srebrnych i osiem brązowych.
W środę biało-czerwoni mają w planach obejrzeć zawody w big air - debiutującej w programie igrzysk konkurencji snowboardowej. Nie ma w niej polskiego reprezentanta.
"Nareszcie zasmakujemy trochę tej całej otoczki igrzysk. Wcześniej naprawdę nie było okazji" - przyznał Kubacki.
W podróż do kraju skoczkowie ruszą w czwartek.
Z Pjongczangu - Wojciech Kruk-Pielesiak (PAP)