Biało-czerwoni do połowy trzeciej zmiany zajmowali niespodziewanie miejsce w pierwszej szóstce stawki. Dobrze poszło Gwizdoń, niespodziewanie szybko biegła też Żuk, która w biegu momentami nawet nadrabiała stratę do Niemki Laury Dahlmeier, złotej medalistki w sprincie na 7,5 km i biegu na dochodzenie na 10 km. Później jednak Nędza-Kubiniec i Guzik biegli zdecydowanie zbyt wolno, aby nawiązać walkę z czołówką.
W składzie triumfatorów wystąpili Marie Dorin Habert, Anais Bescond, Simon Desthieux i Fourcade. Ten ostatni na swoją zmianę wybiegał na trzeciej pozycji z półminutową stratą do lidera Arnda Peiffera, ale Francuz, zwycięzca biegu na dochodzenie na 12,5 i biegu ze startu wspólnego na 15 km w Pjongczangu, raz jeszcze pokazał klasę. Linię mety minął 20,9 s przed Norwegami i 26,9 przed Włochami.
Fourcade został najbardziej utytułowanym francuskim sportowcem w historii zimowych igrzysk. Jest także dotychczas jedynym uczestnikiem rywalizacji w Pjongczangu, który może pochwalić się trzema złotymi medalami.
Za niespodziankę należy uznać fakt, że bez medalu w tej konkurencji pozostali Niemcy, choć mieli w swoim składzie m.in. Dahlmeier oraz zwycięzcę sprintu Peiffera. Ten ostatni na finiszu przegrał rywalizację o podium z Włochem Dominikiem Windischem o 0,3 s.
Po zakończeniu zawodów niemiecka ekipa wniosła protest. Tłumaczono, że na końcowych metrach Windisch nieprzepisowo spowolnił Peiffera.
"Według mnie to było jawne złamanie reguł przez Włocha. To powinna być dyskwalifikacja" - denerwował się Lesser.
Po ok. 30 minutach analizy sędziowie zdecydowali jednak o utrzymaniu wyników.
"Nasz protest był uzasadniony, przynajmniej w naszej ocenie tej sytuacji. Ale musimy zaakceptować decyzję" - powiedział trener kobiecej kadry Niemiec Gerald Hoenig.
Do zakończenia olimpijskich zmagań w biathlonie pozostały jeszcze dwie konkurencje. W czwartek o medale powalczą kobiece sztafety 4x6 km z udziałem Polek, a dzień później na dystansie 4x7,5 km wystartują mężczyźni, już bez biało-czerwonych.(PAP)
mm/ cegl/