Zapalenie płuc po COVID. "Choroba przechodzi w stan niszczący gospodarza"

2022-07-16 07:12 aktualizacja: 2022-07-16, 21:23
Zdjęcie ilustracyjne. Fot. PAP/Wojtek Jargiło
Zdjęcie ilustracyjne. Fot. PAP/Wojtek Jargiło
Zaszczepiony na COVID -19 pacjent po zakażeniu koronawirusem przejdzie lekki katar. Niezaszczepiony - zapadnie na pocovidowe zapalenie płuc. Choroba może się cofnąć, ale może doprowadzić do kalectwa a nawet śmierci – powiedziała PAP pulmonolog dr n. med. Ewa Budziszewska-Zalc.

Zdaniem specjalisty chorób płuc trzeba się szczepić na COVID-19 "bo zakażony koronawirusem nie zachoruje na zapalenie płuc, organizm zaszczepionego pacjenta zwalczy wirusa na poziomie gardła i nosa" – powiedziała dr n. med. Ewa Budziszewska-Zalc.

Niezaszczepiony pacjent narażony jest na trudną i ciężką walkę z postępującym zwłóknieniem płuc, która nie wiadomo, czym się zakończy. "Może nastąpić remisja choroby, ale wirus może doprowadzić do kalectwa pacjenta, nawet do jego śmierci" – oświadczyła.

Pocovidowe zmiany śródmiąższowe płuc – jak wyjaśniła ekspert - postępują cały czas. "Organizm, nie wiadomo dlaczego, traktuje swoje płuca jak wroga, a one zaczynają włóknieć" - powiedziała.

"Pan Bóg lub - jak kto woli - przyroda, wymyślili coś takiego, że podczas choroby organizm próbuje odgraniczyć ognisko zapalne od reszty zdrowego narządu. Ale podczas infekcji SARS-CoV-2 zaczyna dziać się coś groźnego. Powstaje tzw. burza cytokinowa. To bardzo niebezpieczne zjawisko, w którym nadmierna reakcja układu immunologicznego na patogen powoduje szereg niepożądanych następstw. Organizm zaczyna produkować nadmierną liczbę mediatorów. Zamiast zwalczenia wirusa, choroba przechodzi w stan niszczący gospodarza" – wyjaśniła.

W efekcie infekcja koronawirusem doprowadza do zwłóknienia płuc, czyli stwardnienia tkanki łącznej. Powstaje bariera, która nie przewodzi powietrza i nie pobiera tlenu. Człowiek ma wówczas ogromne problemy z oddychaniem, jego pęcherzyki płucne nie potrafią się do końca rozkleić, stają się sztywne i nie spełniają swojej funkcji wentylacyjnej.

"My to słyszymy podczas osłuchiwania płuc pacjenta, to jest takie trzeszczenie, jakby nad uchem potarło się włosem. Pacjent się dusi. Zaczynają cierpieć wszystkie jego narządy, bo każdy z nich potrzebuje przecież tlenu" – wyjaśniła lekarka.

Wyjściem z sytuacji jest podawanie tlenu w wysokich dawkach, dzięki czemu pacjent wyrównuje niewydolność oddechową. Ważna jest też rehabilitacja, która zdaniem dr Budziszewskiej-Zalc - bardzo często daje lepsze efekty, niż podawanie antybiotyków. Proces leczenia trwa długo, co najmniej pół roku. Czy po przejściu choroby pacjent będzie w pełni sprawny? - tego nie wiadomo.

"Dlatego nie wierzę własnym uszom, jak słyszę jakiekolwiek dyskusje na temat zasadności szczepienia. Szczepić się i nie słuchać głupców" - zaapelowała pulmonolog. (PAP)

Autorka: Ewa Bąkowska

kgr/