Laureat III nagrody i nagrody za najlepsze wykonanie koncertu na XVIII Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym im. Fryderyka Chopina wystąpił w czwartek z recitalem podczas XVIII Festiwalu Chopin i jego Europa, odbywającego się w Warszawie.
Polska Agencja Prasowa: Jak się czujesz, grając w Filharmonii Narodowej w Warszawie, kiedy nie musisz już z nikim konkurować jak podczas Konkursu Chopinowskiego?
Martin Garcia Garcia: Po tym bardzo napiętym czasie podczas konkursu, kiedy przez cały miesiąc codziennie coś się działo, były przesłuchania, próby, teraz czuję się spokojnie. Oczywiście teraz też mam próby, ale jestem zrelaksowany.
PAP: Jak twoje życie zmieniło się po konkursie?
M.G.G.: Zmieniło się w stu procentach. Można powiedzieć, że przed Konkursem Chopinowskim byłem jeszcze dzieckiem przygotowującym się do życia zawodowego. Konkurs symbolizuje moment przełomu w moim życiu, kiedy stałem się profesjonalistą. Kiedy zacząłem się dzielić swoją sztuką z ludźmi, zamiast otrzymywać. To wielka zmiana. W ciągu ostatniego roku koncertowałem w tylu miejscach, że nie mogę w to uwierzyć. To jest fantastyczne.
PAP: Jaki jest twój sposób na utrzymanie formy podczas licznych podróży?
M.G.G.: Właściwie łatwiej mi ją utrzymać podczas tras koncertowych niż na co dzień. Do występów przygotowuję się psychicznie i fizycznie. Jednak jedynym sposobem na przygotowanie się do koncertu jest ich granie. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale chodzi o to, że trzeba ogrywać się przed publicznością, bo występy przed ludźmi są szokiem, kiedy ćwiczysz tylko sam w sali. Ćwiczenie jest oczywiście wielką częścią życia koncertującego pianisty, daje fizyczne możliwości, ale oprócz tego 50 procent albo więcej to granie przed ludźmi. Częste występowanie przed publicznością sprawia, że koncerty stają się rutyną i nawet częste podróże nie wytrącają z równowagi. Z jednej strony potrzebuję tej rutyny, ale z drugiej każdy występ powinien być wyjątkowy. Więc należy znaleźć balans. To bardzo łatwe podczas tras koncertowych.
PAP: Dlaczego w trakcie tras koncertowych jest to łatwiejsze?
M.G.G.: Ponieważ podczas tournée nie muszę sam zajmować się sprawami pozamuzycznymi, mam wszystko zapewnione, a sam jestem wyciszony i mogę zająć się muzyką.
PAP: Czy podczas licznych podróży po kontynentach widzisz różnice w odbiorze twojej gry przez słuchaczy?
M.G.G.: Tak, oczywiście. To jest szokujące szczególnie podczas pierwszych koncertów w nowym miejscu. To trochę jakby ktoś spytał cię o różnice między językami. Czujesz te cechy, które są związane z danym językiem, ale ciężko to wytłumaczyć. Kiedy publiczność zbierze się razem i zapada ten moment ciszy przed koncertem, z jakiegoś powodu można dostrzec, wyczuć, jakiej narodowości jest publiczność. W Japonii np. wyczuwałem barierę między mną a słuchaczami, tak jakby traktowali mój występ jak pewnego rodzaju tajemnicę.
PAP: W tym samym roku, w którym zająłeś III miejsce na Konkursie Chopinowskim, zdobyłeś I nagrodę na Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym w Cleveland, grając III Koncert Siergieja Rachmaninowa. Podobno poznałeś wnuczkę jego brata?
M.G.G: Tak, mieszka w Stanach Zjednoczonych, a ja poznałem ją w Niemczech. Była bardzo miła. To było niesamowite, bo mówiła o Rachmaninowie: mój wujek. A ja miałem w głowie: jak to wujek? To niemożliwe. Opowiadała mi o swoich kontaktach z nim, kiedy była mała. To było jak spojrzenie przez okno do przeszłości.
PAP: Co Ci opowiadała?
M.G.G.: Niestety nie mieliśmy dużo czasu, żeby porozmawiać, ale zapamiętałem sposób, w jaki mówiła o nim. Było w tym dużo miłości. Na pierwszy rzut oka wydawała się surową osobą, ale kiedy mówiła o Rachmaninowie, zmieniał się jej wyraz twarzy, sposób mówienia, wyrażała się o nim czule. Opowiadała o zabawach w ogrodzie i jak brał ją na ręce i podnosił, i że zawsze ją kochał.
PAP: W czasie recitalu na Festiwalu Chopin i jego Europa wykonałeś utwory Fryderyka Chopina, Jana Sebastiana Bacha i Ferenca Liszta. Jak wybrałeś ten program?
M.G.G.: To wynika z nazwy festiwalu. Utwory Chopina to nawiązanie do Konkursu Chopina. Jego Sonata h-moll op. 58 to jedno z najwspanialszych dzieł, jakie kiedykolwiek były napisane. Poprzedzi je pięć walców jego autorstwa. W pierwszej części koncertu zagram I Partitę Bacha i Sonatę h-moll Liszta. Liszt i Chopin żyli w tej samej epoce, w tym samym czasie, ale ich twórczość jest jak dwie strony tej samej monety, dwie przeciwne strony romantyzmu. Jeśli chodzi o Bacha, to prekursor wszystkiego, wszyscy kompozytorzy z niego czerpią, nawet jeśli go nie znoszą. Chopin był bardzo osadzony w tradycji, widać to w całej jego muzyce. Był genialnym kompozytorem, jak Bach. Widać to w jego partyturach, prowadził siedem głosów i niczego nie poprawiał. Liszt z kolei popełniał błędy, ale był genialnym muzykiem, niesamowitą osobistością, eksperymentował i wybiegał w przyszłość. Chopin stawiał na pierwszym miejscu tradycję, a Liszt ją rozsadzał. Dlatego wybrałem sonaty w tonacji h-moll obu tych kompozytorów, można je więc łatwo porównać podczas jednego koncertu. Swoim programem chciałem pokazać przeszłość, w pewien sposób teraźniejszość oraz przyszłość, którą reprezentuje Liszt ze swoimi szalonymi pomysłami.
PAP: Nie masz dość muzyki Chopina?
M.G.G.: Nie. Porównam to do jedzenia. Możesz coś bardzo lubić, ale jeśli zjesz tego za dużo, będziesz miał dość, a nawet możesz się pochorować. Trzeba podejść do sprawy inteligentnie i zachować to, co bardzo się lubi, na specjalne okazje. Traktuję Chopina jako wyjątkowego kompozytora, wyjątkowe danie, a nie jak poranny nawyk jedzenia płatków śniadaniowych. Gram go, kiedy jestem bardzo zainspirowany, kiedy naprawdę mam ochotę grać muzykę. Jasne, że wszystko może się znudzić, ale staram się, żeby z Chopinem tak nie było, bo kocham jego muzykę. (PAP)
Rozmawiała: Olga Łozińska
mmi/