PAP: Myśli pan, że zbliżający się rok szkolny będzie pierwszym od dwóch lat bez COVID-u i nauki zdalnej?
Prof. Przemysław Czarnek: Jestem o tym głęboko przekonany, choć nie dałbym sobie za to palca obciąć, bo nie wiadomo, co się jeszcze będzie działo. Przecież dwa i pół roku temu nikt się nie spodziewał, że będziemy zamknięci przez jakiś czas w naszych domach. Jak dziś patrzę na swoje zdjęcie z momentu powoływania mnie na ministra edukacji i nauki przez Pana prezydenta, to wyglądamy tam obaj, przepraszam, ale śmiesznie. Jak to zdjęcie ktoś będzie oglądał za trzy lata, to pomyśli - mam nadzieję - „nienormalni”. Jesteśmy zamaskowani jak żółwie ninja, w czarnych rękawiczkach, to się nie nadaje do oglądania. Gdybyśmy to zdjęcie oglądali dwa i pół roku temu, to też pomyślelibyśmy, że to jakieś wariactwo, zupełnie nierealne. A tak było, było też strasznie, a wirus zabił mnóstwo ludzi na świecie. Ale dziś jestem przekonany, że powtórka z historii nam nie grozi, nauczyliśmy się żyć w stanie tego zagrożenia, jesteśmy też uodpornieni w jakimś zakresie, duża część z nas jest zaszczepiona, a ten COVID także zmutował i jest mniej zjadliwy, niebezpieczny niż jego pierwsze warianty.
PAP: Teraz, dla odmiany, mamy wojnę za wschodnią granicą, a u siebie ukraińskich uchodźców. Znów w naszych szkołach będą się uczyć ukraińskie dzieci, z których wiele jest niezaszczepionych – nie tylko przeciwko temu koronawirusowi, ale także przeciwko polio, odrze czy gruźlicy. Wprawdzie przepisy mówią, że każde dziecko po upływie trzech miesięcy pobytu w Polsce powinno zostać zaszczepione zgodnie z polskim kalendarzem szczepień, ale tego po prostu nie sposób kontrolować. I tak myślę, że jeśli MEiN się w to jakoś nie włączy, to możemy mieć zdrowotny problem.
P.C.: My nie jesteśmy służbą sanitarną, oczywiście wykonamy wszystko to, co służby sanitarne nam zlecą, jako konieczne do zrobienia, tak jak przygotowywaliśmy szkoły na szczepienia czy powrót do stacjonarnej nauki, przecież te setki milionów złotych wydane razem z Rządową Agencją Rezerw Strategicznych na dezynfekcję, termometry, bezpieczeństwo uczniów i nauczycieli – to się wszystko działo we współpracy z ministerstwem zdrowia i panem Adamem Niedzielskim, a wcześniej ministrem Szumowskim. Natomiast my nie jesteśmy od tego, żeby wymuszać szczepienia, zresztą nie znam się na szczepieniach. Z mojego rozeznania wynika, że niezaszczepienie jest groźne dla niezaszczepionego, a nie dla zaszczepionych, więc wydaje mi się, że jeżeli polskie dzieci są zaszczepione, to nic im nie grozi. Ale to jest moje laickie podejście do sprawy.
PAP: Ma pan rację, z tym, że są pewne wyjątki – niektóre dzieci nie mogą zostać zaszczepione z powodu różnych chorób wpływających na odporność, w przypadku innych winę za niezaszczepienie ponoszą ich antyszczepionkowi rodzice, a tych jest coraz więcej.
P.C.: Dlatego apeluję, żeby nie dać się zwariować, żeby zadbać przede wszystkim o nasze i naszych dzieci bezpieczeństwo, żeby one były chronione za pomocą szczepień zawsze wówczas, kiedy to jest możliwe. A co do dzieci ukraińskich, to już służby sanitarne muszą zdecydować, w jaki sposób je zabezpieczać, żeby nie chorowały.
Rozmawiała: Mira Suchodolska (PAP)
kgr/