"Tar" na festiwalu w Wenecji. Wyczekiwany powrót Todda Fielda. Stworzył scenariusz dla Cate Blanchett

2022-09-02 11:36 aktualizacja: 2022-09-03, 21:34
Cate Blanchett i Todd Field. Fot. PAP/EPA/CLAUDIO ONORATI
Cate Blanchett i Todd Field. Fot. PAP/EPA/CLAUDIO ONORATI
W czwartek na 79. festiwalu w Wenecji zaprezentowano "Bardo, False Chronicle of a Handful of Truths" Alejandro Gonzaleza Inarritu, czyli surrealistyczną, emocjonalną podróż twórcy do Meksyku i w głąb samego siebie. Po 16 latach nieobecności na wielki ekran powrócił Todd Field z filmem "Tar", w którym pierwszoplanową rolę zagrała Cate Blanchett.

"Bardo, False Chronicle of a Handful of Truths" to kolejny obraz Inarritu po "Zjawie", która w 2016 r. zapewniła mu Oscara za najlepszą reżyserię i zarazem pierwszy od czasu "Amores perros" film, który zrealizował w Meksyku.

Głównym bohaterem tej surrealistycznej farsy jest pogrążony w kryzysie wieku średniego meksykański dziennikarz i dokumentalista Silverio (w tej roli Daniel Gimenez Cacho), który ma otrzymać w Stanach Zjednoczonych branżową nagrodę, zazwyczaj przyznawaną Amerykanom. Wydarzenie sprawia, że mężczyzna zaczyna zadawać sobie pytania dotyczące tożsamości i miejsca, które uważa za dom. Wspomina rodziców i dziecko, które stracił. Konfrontuje się także z lękami dotyczącymi przyszłości swojej rodziny, przyjaźni oraz życia zawodowego.

"Razem z moją rodziną obchodzimy dziś bardzo ważną rocznicę. 1 września 2001 r. wyjechaliśmy do Los Angeles. Mieliśmy wielkie plany, projekt do zrealizowania. Sądziliśmy, że zostaniemy w Stanach Zjednoczonych rok. Okazało się, że spędziliśmy tam 21 lat. Kiedy człowiek opuszcza swój kraj, czuje się samotny i częściej rozmyśla o kwestii tożsamości, poczuciu przynależności, historiach, którymi w młodości nasiąkał. Dla mnie Meksyk nie jest już wyłącznie państwem, ale stanem umysłu. Zresztą każde państwo nim jest. Kiedy wracasz do kraju, z którego pochodzisz - co miało miejsce podczas kręcenia +Bardo...+ - to trochę tak jakbyś przeglądał się w lustrze albo spotkał dawno niewidzianego przyjaciela" – powiedział reżyser podczas konferencji prasowej poprzedzającej premierę.

Inarritu nawiązał do sceny, w której główny bohater "Bardo..." rozmawia ze swoim zmarłym ojcem. Starszy mężczyzna ostrzega Silveria, że "sukces może go zatruć". "Te słowa odzwierciedlają skomplikowaną relację mojego taty z sukcesem. Bo kiedy coś osiągasz, pojawia się pokusa dumy, która może być odurzająca. Z drugiej strony, człowiek sukcesu ma świadomość nieuchronnych trudności, wyzwań. Taka jest kolej rzeczy, trzeba się z tym pogodzić. Zwykło się nawet mówić, że ludzie, którzy odnieśli sukces, pracują coraz więcej. Muszę przyznać, że dla mnie uznanie było ważne. Ale wiem, że ono może wiązać się z oczekiwaniami i odpowiedzialnością, którym trzeba stawić czoło. Uczenie się tego było procesem" – zaznaczył. Dodał, że "Bardo..." zrobił sercem, nie umysłem. "Ten film jest emocjonalną podróżą, nie autobiografią. Jednak dzieląc się pewnymi wątpliwościami i niepewnością, eksplorując różne uczucia, ujawniam wiele o sobie. Kiedy dzielisz się swoim sercem, dzielisz się sobą" – podsumował twórca.

Pytany o współpracę z Netfliksem, Inarritu podziękował przedsiębiorstwu streamingowemu za zapewnienie mu wolności artystycznej i podjęcie decyzji o wprowadzeniu tytułu w Meksyku i USA również do dystrybucji kinowej. "Luis Bunuel powiedział kiedyś, że kino jest wyreżyserowanym snem. Całkowicie się z tym zgadzam (...). Przedstawiciele Netfliksa wykazali się wspaniałomyślnością, pozwalając publiczności doświadczyć tego filmu w kinie. To dla mnie naprawdę ważne. Z drugiej strony - odkąd sięgam pamięcią - moje pokolenie oglądało filmy na ekranie telewizora. Miałem całą kolekcję kaset VHS z klasyką filmową. Technologia poszła do przodu, ale tym, co pozostało, jest idea. Chodzi o to, by widzowie mieli dostęp do dzieł filmowych w każdej chwili. Netflix jest częścią systemu" - zwrócił uwagę.

Kolejną oczekiwaną premierą tego dnia był "Tar", czyli pierwszy od 16 lat film Todda Fielda. "To wyjątkowy moment, kiedy Todd Field postanawia opuścić dom i zrobić film. Przecież właśnie dlatego wszyscy tu jesteśmy, prawda?" – żartowała podczas spotkania z dziennikarzami Cate Blanchett. W nowym obrazie twórcy "Małych dzieci" i "Za drzwiami sypialni" australijska aktorka wykreowała pierwszoplanową postać Lydii Tar, znakomitej kompozytorki i dyrygentki głównej niemieckiej orkiestry, która – przynajmniej do pewnego momentu - napawa się sławą i poczuciem władzy. Jak podkreślił Field, "Tar" to w każdym calu film Cate. "Nie napisałem scenariusza z myślą o Cate Blanchett. Stworzyłem go dla Cate Blanchett. Zanim powiedziałem Cate o tym tekście, spędziłem z nią kilka miesięcy" – wspomniał. W obsadzie znalazły się również m.in. Nina Hoss, Noemie Merlant i Sophie Kauer. Za muzykę odpowiada Hildur Gudnadottir, laureatka Oscara z 2020 r. w kategorii najlepsza muzyka oryginalna za "Jokera".

Obok "Bardo..." i "Tar" w konkursie głównym uczestniczy 21 filmów, wśród nich "The Eternal Daughter" Joanny Hogg, "Bones And All" Luki Guadagnino, "The Son" Floriana Zellera, "Other People’s Children" Rebekki Zlotowski, "The Whale" Darrena Aronofsky'ego oraz "The Banshees of Inisherin" Martina McDonagha. Festiwal potrwa do soboty 10 września. Ostatniego dnia zostanie ogłoszony laureat Złotego Lwa.

Filmy w głównej sekcji oceni jury w składzie: amerykańska aktorka Julianne Moore (przewodnicząca), francuska reżyserka, laureatka ubiegłorocznego Złotego Lwa za "Zdarzyło się" Audrey Diwan, irańska aktorka Leila Hatami, włoski reżyser i scenarzysta Leonardo Di Costanzo, argentyński reżyser, scenarzysta i producent Mariano Cohn, brytyjski pisarz japońskiego pochodzenia, laureat literackiego Nobla z 2017 r. Kazuo Ishiguro, a także hiszpański reżyser, scenarzysta i producent Rodrigo Sorogoyen.

Z Wenecji Daria Porycka (PAP)

mmi/