Prof. Roszkowski: wychowanie seksualne potrafi zachwiać tożsamością płciową młodego człowieka

2022-09-02 21:28 aktualizacja: 2022-09-02, 21:29
Wychowanie seksualne czasami potrafi zachwiać tożsamością płciową młodego człowieka, ponieważ trafia na wiek, w którym chłopcy i dziewczęta nie do końca wiedzą, co to jest kobiecość i męskość; uważam, że to jest szkodliwe – powiedział w Studiu PAP autor podręcznika do HiT prof. Wojciech Roszkowski.

Wychowanie seksualne czasami potrafi zachwiać tożsamością płciową młodego człowieka, ponieważ trafia na wiek, w którym chłopcy i dziewczęta nie do końca wiedzą, co to jest kobiecość i męskość; uważam, że to jest szkodliwe – powiedział w Studiu PAP autor podręcznika do HiT prof. Wojciech Roszkowski.

Prof. Wojciech Roszkowski był w piątek gościem Studia PAP. Zaznaczył, że wychowanie seksualne "czasami potrafi zachwiać tożsamością płciową młodego człowieka".

"To jest czasami po prostu szkodliwe, dlatego że to trafia na wiek, w którym chłopcy i dziewczęta jeszcze nie do końca się określili i nie wiedzą, co to jest kobiecość, nie czują tego, nie wiedzą, co to jest męskość (...). I teraz w to się wplata wątek, że właściwie to sobie możesz wybrać. Przepraszam, powiem wprost: taki jestem wychowawca, że uważam, że to jest szkodliwe" – ocenił.

Prof. Roszkowski został również zapytany o fragment rozdziału "Kultura i rodzina w oczach Zachodu", który wzbudził największe kontrowersje wokół podręcznika.

Czytamy w nim m.in.: "Coraz bardziej wyrafinowane metody odrywania seksu od miłości i płodności prowadzą do traktowania sfery seksu jako rozrywki, a sfery płodności jako produkcji ludzi, można powiedzieć hodowli. Skłania to do postawienia zasadniczego pytania: kto będzie kochał wyprodukowane w ten sposób dzieci? Państwo, które bierze pod swoje skrzydła tego rodzaju +produkcję+? Miłość rodzicielska była i pozostanie podstawą tożsamości każdego człowieka, a jej brak jest przyczyną wszystkich prawie wynaturzeń natury ludzkiej. Ileż to razy słyszymy od ludzi wykolejonych: nie byłem kochany w dzieciństwie, nikt mi nic nie dał, więc sam sobie muszę brać".

Autor wyjaśnił, że fragment ostatecznie nie pojawił się w podręczniku. "Usunęliśmy to, bo – i to powiem dosyć ostro – to w jaki sposób ten zarzut został sformułowany i potem rozkręcona została kampania przeciwko mnie osobiście, że ja ranię uczucia dzieci poczęte in vitro, opiera się na wyjątkowo niecnym zabiegu budzenia tej emocji" – stwierdził.

Podkreślił, że w podręczniku nie zostało użyte słowo in vitro. "Ja napisałem o produkcji dzieci (...). Produkcja dzieci kojarzy mi się z dziesiątkami, jeśli nie setkami rezolucji Parlamentu Europejskiego, w których mówi się o prawach reprodukcyjnych" – powiedział.

"Co to są prawa reprodukcyjne w rozumieniu UE? Żeby nie mówić tylko o aborcji i in vitro, opakowano to w taki termin: +prawa reprodukcyjne+, pod którym kryje się to, żeby kobiety, jak chcą, to mogły mieć dzieci, a jak nie, to żeby ich się pozbywały. To są prawa kobiet do reprodukcji. Słowa produkcja i reprodukcja kojarzą się z ekonomią. Mamy popyt na dzieci, mamy podaż dzieci i mamy produkt. Więc dlaczego się mnie wszyscy czepiają, że użyłem słowa produkcja, a Parlamentu Europejskiego nie?" – pytał.

Dodał, że liberalno-lewicowa większość PE zawsze głosuje za prawami reprodukcyjnymi. "Czy to przypadkiem nie rani uczuć kobiet? I czy to przypadkiem nie rani uczuć dzieci, które w ten sposób powstają?" – zastanawiał się prof. Roszkowski.

Zaznaczył, że wszystkie osoby, które poczuły się dotknięte przez fragment podręcznika mówiący o produkcji ludzi i zamierzają w związku z tym wystąpić na drogę sądową, powinni zacząć od pozwania PE i dokumentów UE, w których jest mowa o prawach reprodukcyjnych.

Prof. Roszkowski podkreślił, że gdyby miał pisać podręcznik jeszcze raz, rozszerzyłby ten fragment, tłumacząc dokładnie wszystkie aspekty związane z tym tematem. Zastrzegł, że fragment ten został z podręcznika wycofany dlatego, że "został on w sposób niecny użyty po to, żeby ranić uczucia". Dodał, że z pewnością nie zmieniłby zasadniczego kształtu podręcznika, gdyby miał go napisać od nowa.

Poinformował, że drugiej części podręcznika należy się spodziewać na początku 2023 r.

Korzystna niepamięć

"Historia najnowsza budzi wśród części naszej elity, głównie politycznej, pewne obawy. Historyk dziejów najnowszych jest narażony na pretensje zawsze, bo to co dzieje się w najnowszej historii, to jest polityka" – wyjaśnił.

Według prof. Roszkowskiego w Polsce mało kto pamięta o wydarzeniach z nieodległej przeszłości. Dotyczy to zarówno elit, jak i całego społeczeństwa.

"Ta niepamięć jest korzystna dla niektórych. Dlatego na ten przedmiot i na mój podręcznik tak nerwowo reagują politycy czy dziennikarze, którym można by przypomnieć to i owo" – ocenił.

Jak zastrzegł, historia najnowsza jest źródłem kłótni między politykami.

"Oni sobie nawzajem wyrzucają, że coś, co ta druga strona zrobiła niedawno, trochę licząc na to, że publiczność oglądająca takie programy już nie pamięta, nie kojarzy i daje się wmanewrować w taką fałszywą pamięć. Moim zdaniem stąd się generalnie bierze niechęć elit politycznych i części opinii publicznej, która jest wciągnięta w tę bijatykę polityczną" – stwierdził.

"Efekt Kazika"

Prof. Roszkowski zaznaczył, że po publikacji podręcznika stał się przedmiotem hejtu i manipulacji.

"Czasami trudno powiedzieć, o co tym ludziom chodzi, poza tym, że chcą się jakoś wyżyć. To jest bardzo smutne" – mówił prof. Roszkowski.

Jednocześnie zastrzegł, że w przypadku jego podręcznika zaszło coś, co nazwał "efektem Kazika Staszewskiego".

"To znaczy, że im większy hejt na kogoś spada, tym bardziej nakład mu rośnie. Więc właściwie powinienem podziękować tym wszystkim, którzy mnie atakują, bo nagle ten podręcznik stał się sławny" – zaznaczył.

Przyznał, że jest to sukces połowiczny, ponieważ podręcznik nie wszedł do szkół. "Argumenty, które były przeciwko temu przytaczane, są na tyle bałamutne, że trudno z nimi polemizować. Najczęściej to jest: nie, bo nie" – ocenił prof. Roszkowski.

Dodał, że czasem pojawiają się zarzuty, że podręcznik jest "motywowany ideologicznie politycznie lub jest kościółkowy".

"Proszę mi powiedzieć, czy w historii Polski nie powinien się pojawić prymas Stefan Wyszyński czy obchody Milenium (chrztu Polski – PAP), a w historii powszechnej Sobór Watykański II? Historia najnowsza w Polsce jest w dużej mierze związana z historią Kościoła, nie tylko władzy komunistycznej, ale Kościoła, który stanowił przez wiele lat jedyną alternatywę, w sensie nie tyle politycznym, ale duchowym, kulturowym. I co? Mamy o tym nie pisać?" – pytał.

"Kościółkowość" czy judeochrześcijaństwo?

Zapytany, czy podręcznik nie narzuca czytelnikowi jego narracji światopoglądowej i ideologicznej, prof. Roszkowski odpowiedział: "Światopoglądową zgoda, ideologiczną – nie ". "Ja na początku podręcznika odcinam się od myślenia ideologicznego" – zapewnił.

Zaznaczył, że jego podejście do historii opiera się nie na ideologii, ale na "logice, etyce i zdrowym rozsądku".

"Ten wykład historii ma nauczyć, co było, a czego nie było, co jest ważne, a co mniej ważne i co z czego wynika oraz jak to oceniać według zasad etyki" – stwierdził.

Przyznał, że jako kryterium etyczne proponuje Dekalog, który "nie jest kościółkowy, ale judeochrześcijański". "Jeżeli ktoś mówi, że zna inne podstawy moralności cywilizacji zachodniej niż Dekalog, to bardzo proszę, niech je przedstawi" – powiedział prof. Roszkowski.

Autor podręcznika wyjaśnił, że nauczyciele będą mieli wybór i nie będą zmuszani do korzystania z jego podręcznika.

"Nauczyciel i tak traktuje podręcznik w sposób pomocniczy (...). Więc proszę mi nie wmawiać, że ja, pisząc ten podręcznik, kogokolwiek do czegoś zmuszam. Ja przedstawiam ofertę, pewną wizję historii i pewne kryteria oceny, które dla mnie są jedyne, słuszne" – mówił.

Rozmawiała: Anna Nartowska

Autor: Iwona Żurek

 

an/