To był dla Polski kolejny bardzo ważny mecz z Izraelem w ostatnich miesiącach (pierwszy pod koniec czerwca w el. MŚ w Lublinie, wygrany po dogrywce 90:85) i kolejny, który zakończył się zwycięstwem biało-czerwonych.
Polacy rozpoczęli mecz z jedną zmianą w składzie w porównaniu do poprzednich meczów - 35-letni Aaron Cel zastąpił Aleksandra Dziewę, a poza tym na parkiecie pojawili się: A.J. Slaughter, Mateusz Ponitka, Michał Sokołowski i Aleksander Balcerowski.
Wśród rywali w podstawowym składzie wyszedł m.in. 21-letni Deni Avdija (Washington Wizards), którego zabrakło w czerwcu w meczu w Lublinie, a w Pradze jest liderem drużyny Izraela, oraz kapitan, 34-letni Gal Mekel mający polskie obywatelstwo (dziadkowie zarówno matki, jak i ojca mieszkali nad Wisłą do połowy XX wieku).
Pierwsze punkty zdobył właśnie Cel, a kolejne Balcerowski i zespół trenera Igora Milicica prowadził 6:5. Pod koszem punkty zdobywał Roman Sorkin, z dystansu Tamir Blatt, ale Polacy także odpowiadali akcjami za trzy punkty - trafili Sokołowski i Slaughter, co po wyrównanym początku dało prowadzenie 17:12.
Biało-czerwoni grali agresywnie w defensywie i dynamicznie w ataku. Punkty zdobywali też rezerwowi, których Milicic wprowadzał chętnie, często dokonując szybkich rotacji. Po dwóch wolnych Jarosława Zyskowskiego było 21:12. Pierwszy faul w tej kwarcie Polacy popełnili dopiero w 7. minucie (Sokołowski). Po rzucie Blatta tuż na początku drugiej kwarty Izrael niebezpiecznie zbliżył się i przegrywał tylko 21:23. Biało-czerwoni spokojnie przetrzymali napór i grając konsekwentnie w ataku i nadal dobrze i czysto w defensywie (pierwszy faul popełnił w tej części Cel cztery minuty przed końcem) powiększyli przewagę - w 15. minucie prowadzili 35:25.
W drugiej połowie gra biało-czerwonych wyglądała nadal solidnie. Co prawda rywale zmieniając się w obronie na zasłonach utrudniali rozgrywanie akcji, ale sposobu na zatrzymanie Slaughtera nie potrafili znaleźć.
A 35-letni Amerykanin, który w polskiej drużynie narodowej gra od 2015 roku trafiał raz za razem - w trzeciej kwarcie trzy razy zza linii 6,75 m. Równo z syreną kończącą atak za trzy rzucił także Cel i Polska prowadziła po raz pierwszy w spotkaniu różnicą 14 pkt 58:44, a następnie 61:47 i 63:49.
Pod bronionym koszem Balcerowski z długimi ramionami był skuteczną zaporą dla poczynań podkoszowych rywali, w tym Avdiji, który pierwsze punkty z gry (i to rzutem z dystansu) zdobył dopiero na początku czwartej kwarty. Wówczas Polacy kontrolowali sytuację na parkiecie, choć rywale dwukrotnie zmniejszyli straty do pięciu punktów (70:65 i 73:68) po rzutach za trzy punkty Nimroda Leviego i Yama Madara. Podopieczni trenera Milicica odpowiadali jednak za każdym razem punktami, byli skoncentrowani i waleczni, słowem trzymali się - jak powiedział na konferencji szkoleniowiec - swojego planu.
Po rzucie za trzy Ponitki, który był bliski uzyskania triple-double (miał 11 pkt, 9 zbiórek i 7 asyst), biało-czerwoni uzyskali największą przewagę 83:68 w 36. minucie spotkania. Nieliczna grupa kibiców biało-czerwonych w hali O2 miała powody do radości i głośno fetowała zwycięstwo, skandując nie tylko nazwiska koszykarzy, ale i Łukasza Koszarka, dyrektora sportowego kadry, byłego wielokrotnego reprezentanta kraju.
Tym samym Polacy poprawili niekorzystny bilans meczów z Izraelem (obecnie mają 5 zwycięstw i 9 porażek) i przekreślili plany rywali na trzecie z rzędu zwycięstwo w jednym turnieju, co drużynie z Tel Awiwu nie udało się jeszcze w dotychczasowej historii Eurobasketu.
Oprócz Ponitki liderem biało-czerwonych był Slaughter, który z 24 punktów aż 18 zdobył rzutami zza linii 6,75 m (trafił 6 z 11), miał też pięć asyst i dwie zbiórki. Waleczny jak zawsze Sokołowski i 35-letni Cel wraz z kolegami sprawili, że drugie zwycięstwo w turnieju stało się faktem. Wcześniej biało-czerwoni pokonali Czechów 99:84 i przegrali z Finlandią 59:89.
We wtorek Polska zagra z Holandią.
Z Pragi - Olga Przybyłowicz
mar/