Czytelnicy piszą do Jakuba Żulczyka. Taką dostali odpowiedź

2022-09-16 09:41 aktualizacja: 2022-09-16, 10:37
Jakub Żulczyk. Fot. PAP/Marcin Kaliński
Jakub Żulczyk. Fot. PAP/Marcin Kaliński
Znany pisarz wyraził niechęć wobec fanów, którzy zadręczają go opowieściami o sobie w nadziei, że te historie opisze. Autor bestsellerowych powieści: „Zrób mi jakąś krzywdę”, „Ślepnąc od świateł”, „Wzgórze psów”, a ostatnio „Informacji zwrotnej”, zamiast opisywać te historie, wolał odpisać tym osobom – zbiorczo i na Facebooku. Nie wszystkim jednak przypadła do gustu forma, w jakiej to zrobił. Niektórzy wprost zarzucili mu butę i narcyzm.

Na wstępie postu opublikowanego w mediach społecznościowych literat zaznaczył, że otrzymuje ostatnio „dużo dosyć dziwnych zapytań” w stylu: „Musisz posłuchać mojej historii, jest naprawdę fascynująca, wydarzyło mi się coś nieprawdopodobnego, to temat na książkę, chciałbym/chciałabym abyś to opisał”.

Po stonowanej inwokacji dołożył opowiadaczom z grubej rury: „Po pierwsze, co chyba oczywiste, nie mam kompletnie czasu pisać książki o twoim życiu. Jeśli uważasz, że twoja historia jest na tyle wspaniała, że muszę w tym momencie rzucić wszystko, co robię i zająć się jej opisywaniem, możesz mieć (ale nie musisz) zaburzenia narcystyczne. Po drugie, nie rozumiem twoich oczekiwań. Chcesz, aby ukazała się książka, której będziemy współautorami? Będziemy razem na spotkaniach autorskich? Podzielimy się wpływami z egzemplarzy? No, to tak nie działa”.

A jak to działa? Żulczyk poinstruował namolnych opowiadaczy swoich historii, że każdy coś wzniosłego przeżył lub przeżyje, „miłość, stratę, przygodę”. Jednak on, jako pisarz, ma takich historii bez liku. Do tego potrafi je „ze sobą zmieszać, zsyntetyzować, wyciągnąć z nich esencję oraz opisać, czyli odbębnić setki dupogodzin przed ekranem komputera, rzeźbić coś z powietrza”. I doradza, żeby osoby przekonane, że tylko im zdarzyło się coś fantastycznego, same „usiadły i napisały”, to zobaczą, „jaka to robota”. Być może wówczas dadzą jemu i sobie święty spokój.

Nie wszystkim taka forma przekazu przypadła do gustu. „Powiało chłodem” – napisała pod postem jedna z internautek. Ktoś inny zauważył: „Pytanie, czy ci ludzie piszą do Pana z roszczeniem, o którym Pan wspomina („będę współautorem”), czy raczej chcą spontanicznie podzielić się czymś ciekawym ze swojego życia. Podzielić z pisarzem, którego najwidoczniej cenią, skoro dają mu materiał do tworzenia. Najwidoczniej ufają, że ktoś zrobi z ich przeżyć coś ciekawego. Niech Pan uczciwie to na spokojnie przeanalizuje - może ci ludzie nie tacy źli są naprawdę”. Inna internautka nie owija w bawełnę, podobnie jak autor: „Zdaje się, że zaburzenia narcystyczne nie są Panu obce. Mnie się nie podoba takie pogardliwe, publiczne reagowanie na propozycje fanów, jakie by one nie były. Wystarczy je ignorować”. Kolejny stara się wypośrodkować swoją opinię: „Zaskakuje mnie sam pomysł, że ktoś w swoim narcyzmie i głupocie bombarduje inną osobę do opisania swych tragedii życiowych. Jednocześnie żenuje trochę 'zajebistość' pisarza, że na to odpowiada, pokazując butę. Może tylko zgrabniej opakowaną niż wypociny internetowych stalkerów i ich trudnych spraw (…)”. Jeszcze inny zauważa jednak, że „takie wyjaśnienie tematu” było mu potrzebne. „Ostatnio wyskoczyłem z takim tekstem do pisarki Joanny Opiat-Bojarskiej. Tak coś mi się kiedyś obiło o uszy, że tak to działa”. (PAP Life)

kgr/